środa, 30 czerwca 2010

Ostatni....

Ostatni taki post. Ostatni taki wieczór w tym roku. Ostatni taki zachód Słońca. Takie chmury na niebie. Taki piękny uśmiech. Ostatnia taka noc. Jutro będzie  inaczej....


poniedziałek, 28 czerwca 2010

Starość nie jest wcale taka zła

ANGELO BADALAMENTI - THE STRAIGHT STORY
WINDHAM HILL (1999)



Doba ma 24 godziny. tydzień 168, a rok 8760. Przyjmując założenie, że człowiek żyje przeciętnie 83 lata, wychodzi nam:  727 080 / 727 560 godzin na osobę. To dużo, czy mało? To już zależy wyłącznie od nas... Jak mawiał Lew Tołstoj :
Czas się nie śpieszy - to my nie nadążamy.

niedziela, 27 czerwca 2010

Wakacje przysłonięte chmurami..

Dzień dobry,

Czy czujecie to? Czy widzicie to? Czy słyszycie? Dotknąć się tego nie da (teoretycznie), ale jeśli komuś się to uda, to niech opowie o tym. A o co się rozchodzi? O nieszczęsne pochmurno-pochmurniaste, deszczowo-wodniaste, burzowo-grzmotowe, i cholera jasna, bez krzty słonecznych promieni - Wakacje.. Wiem,wiem można powiedzieć, żem ja za stary, że nie powinienem się już tym przejmować, ale jak można tak obojętnie do tego podchodzić, gdy społeczeństwo złe, naburmuszone i niezdrowe (brak wit. D prowadzi do wielu schorzeń, w tym permanentnego smutku). No co, pierwszy dzień lata przywitał nas czymś bardzo rzadko spotykanym przez ostatnie miesiące. Ziemia pragnie wody, susza grozi państwu, racje wody zostały ograniczone o połowę, grozi nam anarchia, chaos i wojna domowa. Głód, plony spalone, rolnicy wściekli, niemowlęta płaczą, krowy się drą, małpy jak zwykle.. Tak właśnie, 21 czerwiec był deszczowy, zimny i malaryczny. Czy tak mają wyglądać lipiec i sierpień? Czy zamiast nad wodę będziemy chodzić na wały? Czy zamiast błogo leżeć na hamaku będziemy odpędzać się miotaczem ognia od komarów i wszelakiego rodzaju natręctwa owadowego? Miejmy nadzieję, że nie.. Swędzi mnie kolano, skurczybyki już się do mnie dobrali. Zemszczę się stokrotnie, będę bezlitosny, będę sadystyczny, będę jak bulterier, jak Songo (przyp.red "Dragon Ball"), prawy lewy (krzyk) i fala uderzeniowa w postaci środka odstraszającego. A jeśli to będzie mało przekonujące i komary będą chciały podjąć walkę, wyciągnę ciężką artylerię: najnowszy model, 101% skuteczności, testowany w Amazonii, gdzie komary są wielkie jak wróble.. masakra wiem. Więc, strzeżcie się mali wysysacze, mam łapkę!
Proszę wybaczyć taką zwłokę z inauguracyjnym postem letnim, ale będąc rozdartym pomiędzy pracę i nieracjonalną ilością egzaminów, jest trochę ciężko wszystko pogodzić.
Pomyśleliśmy z kolegą, że z tej właśnie okazji, letniego przesilenia, zaserwujemy kilka piosenek kojarzących się nam z wakacjami. Ze swej strony chciałbym Was zahipnotyzować i przenieść w miejsce, gdzie każdy czuje się dobrze i błogo. Przedstawiam zespół prosto z Ameryki Północnej, gdzie początki ich kariery, obracały się wokół narodowej muzyki amerykanów - country.. Czuję pewien niesmak, ale ważne, że się nawrócili. Teraz grają rocka z elementami psychodelii i elektroniki(szczególnie na ostatniej płycie Evil Urges) Wydali jak dotychczas 5 albumów. Pieśń jaką Wam pokażę, pochodzi z krążka wydanego w 2003 roku It still moves.


Proszę, My Morning Jacket - One Big Holiday.
Uwielbiam.Uwielbiam. Daje mi jakąś pozytywną energię i wiarę, że może to lato nie będzie aż tak złe.

Pozdrawiam, Nataniel.

PS. następną wakacyjną pieśnią będzie Fool's Gold.

środa, 23 czerwca 2010

Atlas Sound - Weekend EP

ATLAS SOUND
WEEKEND EP 2007


1. Friday Night We Took Acid and Laid on Matt's Bedroom Floor Staring at His Ceiling Fan While His Parents Watching a T.V. Downstairs

Jesteś już, dawno cię nie widziałem. Śniłaś mi się ostatnio. Nie powiem, ale przyjemny był to stan, zupełnie jak teraz. Niewiele z tego pamiętam... Widzę niebieskie słonie.... Mam gdzieś te wszystkie ograniczenia, ja chcę zasmakować wolności. Tylko ptak, gdy fruwa jest naprawdę wolny.... To pomoże? Dobra, ok. spróbuję. Wezmę jeszcze trochę, dobrze?... A pamiętasz tę łąkę? To była zabawa. Świat wiruje wraz ze mną...  Daj mi rękę, powróżę ci. Będziesz miała czarnego męża i białe dzieci. a pies będzie żółty. Śmieszne...
Od tamtego momentu nie rozmawiam z nimi. Żyję jak beduin, moim domem jest moja własna pustynia.
Dla ciebie znajdzie się miejsce nawet tam. Staniesz się różą tej pustyni... Grzegorz Napieralski!!! Chcesz zobaczyć mój czarny paznokieć? Żałuj... Boisz się ciemności? Podejdź bliżej. Już lepiej? Kici kici... Unosimy się nad ziemią, gdzie lecimy? Nie, nie chcę. Może tu?... Tam wtedy, to nie byłem ja... Wpływ rozszerzenia na nierówności regionów w UE.... Pink Floyd is dead!!! Ty mój muchomorku... Zaśpiewam ci coś... Podobało się?.. Mnie również... Hej Darek, zostaw to! Jak ja nie lubię tych małp. Chciałbym być niewidzialnym, nie dostrzegać swojej podobizny w lustrze, nie rzucać cienia, nie zwracać na siebie uwagi. Pewnie, że tak... Reprezentuję ugrupowanie pasztetowy gryzoń! Żądamy odjazdów. Mogą być do Wrocławia. A co tam... Odjeżdżam... Pięknie smakujesz... Jak Toffifee. Dobra wchodzę w to... Jestem w Paryżu na Polach Elizejskich, ubrana w turkusową sukienkę, ze szminką na ustach. Podchodzi do mnie Belmondo, z tymi swoimi kaczymi ustami i ... Nie, nie jestem drugą Seberg. Brak mi tchu... Dawno nie widziałem tak pięknego nieba. Ja chyba jednak jestem z Wenus. Wiem. Po oddechu...  Pójdziemy jutro popływać? Nauczę cię. Gdzie jest Nemo? Głucha cisza... Gdy umrzemy będziemy jedną z nich. Kocham piątki, bo wtedy nic nie muszę.... Co ty nie powiesz... To tylko mamy za darmo, co zrobimy sami. Ha ha ha ....
 
2. Saturday Night We Went Swimming And There Was A Light In The Water
 
No chodź. Nigdy tego nie robiłeś o tej porze? Będzie zabawnie. Zobaczysz. Znam jedno takie miejsce, gdzie jest naprawdę pięknie. Nikt nas tam nie znajdzie... Nie bój się.... Uuu uu zimno... Lalalalala... Mój rekord? 3 minuty. zapomniałem o zegarku... Czas - start! Płyniemy do zatoki, kto ostatni ten matoł. A to co... Ty też to widzisz? Ależ to jest cudne... Płyniemy!!! Czuje się tak lekko... Gdzie jesteśmy?.... To ty... Co tutaj robisz....nie wiedziałem... Zamknij oczy...nie wiedziałem... Nic nie mów. Czy to miejsce istnieje naprawdę? Tak, ale nikt oprócz ciebie jeszcze o tym nie wie. I się nie dowie. Dlaczego? ... Niemożliwe...
Kim tak naprawdę jestem... nie wiedziałem... gdzie ty byłeś? 


3. Sunday Evening We Relaxed In Our Rooms and Called Each Other on the Phone

Dzień dobry, tu Adam. Zastałem Magdę? Witaj, co słychać? Chyba z 10 lat... Pamiętam jak przez mgłę... Miałaś długie blond włosy... i okulary przeciwsłoneczne. To były czasy.... co u mnie? nothing special... Nie, coś ty! Jestem u siebie w pokoju. Tak, mam. data? październik 2001. ale to szybko leci... Jestem wolnym strzelcem.... Znak zodiaku? wodnik. Mów lepiej co u ciebie.... Naprawdę? To gratuluję, jestem z ciebie dumny. Zawsze o tym marzyłaś i dopięłaś swego.....najwyraźniej tak. Tamten wieczór... nigdy tak się nie czułem. To twoja zasługa. a pamiętasz Michała, tego z długimi włosami, co kochał się w Marylin Monroe? Cały czas wierzy, że podróż w czasie umożliwi mu spotkanie z nią... Ja, myślę że tak. Oglądałem na discovery taki program,.... i jest możliwe. Ale my tego nie doczekamy. Ja na pewno. Ty musisz! Dlaczego wtedy odszedłem? Ty mi powiedz... No tak... szkoda, że tak długo się nie słyszeliśmy. Musimy się spotkać... Kiedy możesz... Aha... Czyli nic z tego.... A kiedy wracasz? ... rozumiem, czyli już się nie zobaczymy. No cóż, tak już musi być.... Nie zapomnę... Cześć.



Siema! Stary jakie piwo, jaki bar, przecież dopiero co wróciliśmy z niego. Muszę się zrelaksować. Wszystko mnie boli. Spać mi się chce i jeszcze Włosi wygrali mundial. Jezu..... We wtorek. No gramy wtedy. Z Motyką Piła. Ale człowieku, przecież oni są tępi jak... piła. Nie wiem czy dam radę. Wszystko się spierdoliło. Wszystko!!! Głuchy jesteś... A co mi do tego... Słuchaj nie mieszaj się w cudze sprawy.... Ja tak zrobię... Mam nowe reeboki. 250 zeta. Ale jak suną. Dobra, kończę bo mi się oczy zamykają.
No tak, ale ... nie chce mi się rozmawiać...



Hej, tak jak się umawialiśmy....
Nic nie poczują. To potrwa tylko chwilę. Chwilę, która zapoczątkuje wieczność. Nie mogę się doczekać... Tak, nadal płacze... Nie rozumie... Nie martw się. To i tak nic nie da. Ja już wiem. Cieszę się, że ty też. Teraz odpoczywam. Są tu ze mną. Bawimy się...

_________________________________________________________________________________

EP-ka Weekend została udostępniona 15 grudnia 2007 roku, tylko w formie cyfrowej. Różni się od pozostałych wydawnictw Bradforda Coxa, gdyż niemal w całości wypełnia ją muzyka ambient, czy też jak ktoś woli, kwasowa elektronika. Nadal jest do ściągnięcia za darmo tutaj. Atlas Sound zagra na tegorocznej edycji Off Festivalu.



Ocena: 8/10

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Elizabeth Kostova - "Historyk"


Cześć,hej,siema,

Cała rzesza fanów i wielbicieli Naszego "bloga" z pewnością już obgryzło paznokcie u prawej ręki i zabierało się za lewą oczekując w niecierpliwości i podnieceniu graniczącym z psychozą maniakalną na nowe wątki tematyczne. Dbając o zdrowie Waszych chłopaków,narzeczonych,żon, dziewczyn i mężów skracam ich frustrację, pisząc coś nowego. Większość pewnie teraz swą radość okazuje podskakując, ściskając komputer i wygrzebując resztki paznokci z zębów(co się chwali), ale dosyć tej zabawy słowem i wyobraźni, przechodzę do rzeczy..

Tak jak w tytule ten temat będzie się skupiał,kręcił i obejmował swym mocarnym ramieniem pewną książkę, powieść która dumnie zajmuje jedno ze szczególnych i świętych miejsc w mojej "biblioteczce" (pozwolę sobie użyć tego słowa,choć gdy na nią patrze to mi się śmiać chce). Dla każdego kto czytać książki lubi, uwielbia bądź kocha niektóre z nich oprócz swej szczególnej tematyki ma również coś niezwykłego czego nie da się przecenić, kupić czy przypisać.. Tak wiec dla mnie ta książka posiada przeogromną wartość sentymentalną, żadna inna jej nie dorównuje i dlatego błyszczy na półce pośród Jonesa i Hellera. Ale wybrałem ją głównie dlatego, że "Historyk" to powieść która za pomocą swych 600 stronic zamyka otaczającą nas szarą rzeczywistość, a zabiera nas na przyjęcie mroczne,tajemnicze,niebezpieczne,gdzie głównym daniem jest Vlad Tapes-Palovnik, zwany powszechnie Draculą, przystawkami para naukowców, a do tego gęsty sos komunistów,przyprawiony nie mało pikantnymi osobowościami z Europy Środkowej. A szefem kuchni jest młodziutka amerykanka. Mówię Wam, gdy to wszystko skonsumujecie, zachwyci podniebienie wyobraźni, duszę nasyci, a umysł dostanie niestrawnośći.. jednym słowem, PYSZNE!.
Postaram się opowiedzieć o tej książce, może kogoś uda mi się zachęcić do przeczytania jej.
Akcja historyka osadzona jest w czasach "zimnej wojny" w Europie, na początku w Holandii,później w całej Europie.. Turcja, Francja, Węgry, Rumunia. Choć poprzez listy które pojawiają się w książce przenosimy się do lat 30 w Ameryce i również Europie. Młoda dziewczyna, córka głównego bohatera Paula, dyplomaty w Holandii. Zastanawiam się czy napisać imię tej córki, gdyż nie wiadomo czemu zostaje ono ujawnione dopiero pod koniec powieści. No nie wiem, pomyślę w trakcie. Otóż podczas baraszkowania pomiędzy ponętne półki domowej biblioteki, "Ona" znajduje starą zżółkłą księgę z wizerunkiem smoka i napisem "Drakulya",były również tam listy. Jak przystało na córkę dyplomaty, dobre maniery nie były jej obce, ale młodzieńcza ciekawość wygrała i zaczęła czytać te listy. Tajemnicza treść skłoniła Helen (a co tam, powiem) do zapytania o nie ojca, który w trakcie wielu wjazdów, opowiada córce jak to wszystko się rozpoczęło. Tak więc również dzięki opowieścią Paula cofamy się w czasie, gdy Rossi(że tak powiem,biedulek tej książki) w latach 30 zajmował się badaniem Draculi, też miał książkę ze smokiem, ale niestety stchórzył. Akcja naprawdę się rozkręca, nabiera koloru i ładnie pachnie. Gdy profesor Rossi znika,Paula strasznie to trapi, w końcu był jego przyjacielem więc postanawia zbadać tą sprawę dogłębnie. Znajduje kilka śladów, wskazówki, książka ze smokiem jest główną. Węszy,niucha,łazi,patrzy,pyta,czyta.. Spotyka tajemniczą kobietę, która go intryguje,pociąga, przeraża, by w końcu razem z nią badać tą niezwykłą tajemnicę. Więc tą kobietą jest Helen, inna Helen (pamiętajcie, że przenieśliśmy się trochę w przeszłość). Jak się okazuję z pochodzenia jest Węgierką, ale studiuję w stanach, tutaj zdradzę pewien wątek książki, studiuje tylko dla zemsty. Ciekawe co nie? Pojawia się również tajemniczy bibliotekarz, który chce ograbić Paula z tej nieszczęsnej książki z wizerunkiem smoka. Swoją drogą ten bibliotekarz to niezła małpa, albo jak określa go Paul, łasica, przebiegła. Wróćmy na chwilę do młodej Helen, gdy nagle jej ojciec znika we Francji, zostawiając ją pod opieką pewnego studenta aby ją odprowadził do Amsterdamu, gdyż jak przystało na damę, sama podróżować nie może. Tak więc nasza Helen dociera cało i zdrowo do stolicy Holandii, ale ma gdzieś rozkaz ojca by została w domu.. Wyrusza na poszukiwania Paula, dzięki przypadkowi towarzyszy jej młody Barley. Przez całą podróż po Europie rodzi się między nimi uczucie, owocujące subtelnym wątkiem erotycznym. Wracamy do Paula i Helen. Dzięki ciotce Helen, trafiają do Węgier na sympozjum naukowe, tam dowiadują się, że książek ze smokiem jest więcej. Bibliotekarz nadal depcze im po piętach. Następnie jadą do Turcji, gdzie spotykają się z profesorem Turgutem,historykiem na tamtejszym uniwersytecie. Który jak się okazuje później należy do tajnej organizacji swymi korzeniami sięgającej do XV w. czyli czasów imperium osmańskiego. Kurcze wiele tu opowiadania jest, więc w pewnym momencie po prostu przestane pisać zostawiając Was w beznadziejnym momencie, który nie da Wam spokoju i zmusi do szturmu na księgarnie, bazary, biblioteki. Po spenetrowaniu Stambułu, kierują się w stolicę Karpat, Rumunię.. Dracula, wampiry, czają się cieniu tak więc Helen, partnerka Paula jest w wielkim niebezpieczeństwie.. jej krew komuś bardzo smakuje..

Powieść jest wielowątkowa, wielogatunkowa ale to dzięki temu jest taka PYSZNA. Uczestniczymy czynnie w historii młodej Helen, badań Rossiego, dramatycznej miłości Paula i Helen, ich walce o przyjaciela, ojca, matkę, rodzinę, o życie. A sam Dracula, miesza strasznie w tym kotle, jest takim łowcą, choć może się wydawać, że to on ucieka. Jak każdy z pewnością wie, wampiry spędzają dnie w grobowcach, tak więc nie zabraknie mauzoleów,monasterów, starych lochów, katedr, klasztorów gdzie podziemia są tak ciemne,że siedząc na kanapie możność dojrzenia szafy staje się nienaturalnie niemożliwa.. Dla mnie to była niesamowita batalia z wampirami, podróż po Europie Środkowej, zwiedzanie zabytków, przeżywanie smutków, miłości i rozczarowania. No co, książka mnie zniewoliła, przeczytałem ją w tydzień, przesiadując do 2 w nocy, odczuwając dziwny niepokój nie raz, ale przecież taki był zamiar, taka ta powieść miała być, tajemnicza, mroczna, niekiedy przerażająca, wywołująca stan niepokoju, niepewności i gęsiej skórki. Osobiście uważam książkę za świetną, wartą poświęcenia kilku dni na przeczytanie, zwłaszcza, że temat wampiryzmu ostatnimi czasy dość mocno eksploatowany jest. Wiadomo, państwa Cullenów ten tytuł nie przebije, ale stanowi twardą opozycję i alternatywę. Szacunek.
Wspomnę coś o autorce, Elisabeth Kostova, amerykanka. Nazwisko zawdzięcza mężowi, Bułgarowi. Kostova uzyskała licencjat na Yale University z literatury i kultury brytyjskiej (British Studies), stopień magistra uzyskała z pisarstwa kreatywnego (MFA, Creative Writing) na uniwersytecie w Michigan, gdzie także przyznano jej nagrodę za Historyka Hopwood Award w kategorii Novel-in-Progress (powieść była w trakcie pisania. Pisarka pracowała 10 lat nad powieścią, chciała oddać jak największy realizm miejsc, które zostały w książce ujęta, a które w rzeczywistości odwiedziła.
Według mej skali ocen, 8+/10.

Pozdrawiam, Bazile.

Ps. następną książką jaka może się tutaj pojawi, powinien być "Drapieżca" Mastertona, bądź "Cień wiatru" Zafona.. zobaczę.

niedziela, 20 czerwca 2010

TAME IMPALA - INNERSPEAKER

TAME IMPALA - INNERSPEAKER
MODULAR RECORDS 2010

 


Impala (Aepyceros melampus) - pospolity gatunek ssaka z rodziny krętorogich, który występuje w południowej Afryce.


Australia ma nowego bohatera, i nie jest to bynajmniej Krokodyl Dundee czy też pies Dingo, a antylopa. Właśnie tak - antylopa. Skąd ona się wzięła w Terra Australis, tego nie wiadomo. Tę sprawę zostawiamy agentowi Mulderowi. Impala żyje na zachodnim wybrzeżu w okolicach Perth, gdzie rozległe przestrzenie trawiaste przechodzą w kolczaste zarośla. Widziano również kilka kopulujących się osobników w okolicach Sydney i - ot ciekawostka - w Polsce, a dokładnie w Krzaczynach Wielkich koło Lubina. Ruja u Impali odbywa się na przełomie kwietnia oraz maja. Ciąża trwa od około 180 do 210 dni. Impala odżywia się głównie sproszkowanymi trawami i ziołami. W porze suchej tworzą się stada liczące nawet setki osobników.

She doesn't like the life that I lead

Doesn't like sand stuck on her feet

Or sitting around smoking weed
 
Ruja tego roku była udana. Tame Impala, trio z Australii, w skład którego wchodzą Kevin Parker, Jay Watson oraz Dominic Simper, wydało swój debiutancki album. I trudno się nie zgodzić z większością opinii i recenzji na jego temat. To po prostu świetny krążek. I jestem cholernie dumny z tego, że znam ich od self titled EP-ki, kiedy to jeszcze Pitchfork nie przykleił im etykiety best new music i nie rozpoczął wszechogarniającego hype'u. Już wtedy, każdy kto choć trochę interesuje się muzyką, mógł dostrzec ogromny potencjał, jaki drzemie w tych gościach. Brakowało mi zespołu, który by tak otwarcie nawiązywał do  lat 60. - Złotej Dekady Psychodelii. Oprócz szwedzkiego Dungen ze świecą można by szukać epigonów mistrzów z tamtego okresu (chodzi mi o jakość). I pojawili się ONI. Zresztą nawiązanie do Dungen nie jest wcale przypadkowe, gdyż sverige band jest jedną z inspiracji Australijczyków. Co ciekawe, wśród muzycznych wpływów, które wymieniają członkowie Tame Impala są m.in. Beach House, Outkast, Air, John Lennon, QOTSA itp. Mają chłopaki szeroki horyzont muzyczny!
 
Every day
 
back and forth
 
whats it for?
 
 
Czego tu proszę państwa nie ma. Nad całością unosi się duch lat 60.,  kiedy to swoją karierę zaczynali najwięksi z największych: Lennon, Cream, Led Zeppelin. Mało? Zresztą wokalista śpiewa jak ten pierwszy, zanim go nie zastrzelili. Album składa się z 12 kompozycji, a każda z nich to miks psychodelii, noise'u, popu i PRZESTRZENI, która wręcz kipi z głośników. To zasługa Dave'a Fridmanna, który wyprodukował płytę (jeśli go ktoś nie kojarzy - to ten od Embryonic The Flaming Lips). Począwszy od It Is Not Meant To Be, aż po I Don't Really Mind mamy wrażenie przebywania w zupełnie innym wymiarze, gdzie wzrok spowija gęsty dym i nic nie jest takie, jakim by się wydawało na pierwszy rzut oka. Perełką tej płyty jest oczywiście singiel - Solitude is bliss, z genialną jak dla mnie linijką tekstu There's a party in my head/ And no one is invited. You will never come close to how I feel. Ciekawe, co oni wtedy zażywali... Acid-rockowa perkusja i beatlesowski refren sprawiają, że aż chce się powciągać trochę rumianku. Zapomniałbym jeszcze o teledysku, idealnie pasującym do tekstu i muzyki jaką wykonuje Antylopa. Lecz są tez i inne highlighty. Ponad siedmiominutowe monstrum Runway, Houses, City, Clouds zaprasza do wspólnej wspinaczki na Uluru (Ayers Rock) - tylko uważajcie - zbocza góry są strome i gorące, jeden błąd i już po was. Bold Arrow of Time z riffem przypominającym te wychodzące spod palców Page'a czy też Claptona i z syntezatorowo-gitarową końcówką. Palce lizać!

Space around me where my soul can breathe

I've got body that my mind can leave

Nothing else matters I don't care what I miss

Panowie wydając Innerspeaker postawili sobie wysoko poprzeczkę. Zobaczymy, czy będą wstanie nagrać coś równie dobrego na swoich kolejnych longplayach. Jeśli tak, to do panteonu wielkich i zasłużonych artystów światowej psychodelii dołączy nowa grupa. Wierzę, że im się uda. A TY załóż słuchawki, nalej sobie czerwonego wina i zakosztuj tej muzyki.




Ocena:  +8/10

wtorek, 15 czerwca 2010

Blue Hawaii - Blooming summer

Blue Hawaii - Blooming Summer
Arbutus Records 2010



Za niecały tydzień kalendarzowe lato. Nie wiem jak u nas, ale w muzyce już czuć wakacyjny klimat. Potwierdzeniem tych słów jest wydany niedawno album kanadyjskiego duetu Blue Hawaii dla rodzimej oficyny Arbutus Records. Blooming Summer to zestaw ośmiu kompozycji, które przeniosą Cię na jedną z tych bezludnych wysp na środku oceanu. Album jest do pobrania za darmo na ich Myspace (można również kupić wersję kasetową za jedyne 5 $). Duet korzysta z gitar, syntezatorów, drum machines i całego multum elektronicznych zabawek, tylko po to, byś chociaż przez chwilę poczuł na skroni letnią bryzę wiejącą znad morza/oceanu (niepotrzebne skreślić). Całość lokuje się gdzieś pomiędzy tropical, a dream popem z pewnymi naleciałościami chillwave'u. Mnie szczególnie przypadły do gustu Lilac z przepięknym muzycznym tłem wprowadzającym w nostalgię za utraconym dzieciństwem i koloniami nad morzem (Ja chcę do Ustki!), Belize i przede wszystkim Castle of Clouds z cudnym wokalem brzmiącym niczym echo w beskidzkich lasach.

Podsumowując: Blooming Summer = spacer po plaży w ostatnich promieniach zachodzącego słońca.


http://www.myspace.com/bluebluehawaii

Ocena: 6/10

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Robin Hood


Witajcie,

Wybór miałem przeogromny, nie wiedziałem gdzie patrzeć, tyle było plakatów, afiszów, recenzji i możliwości wyboru filmu odpowiedniego do moich upodobań. Tak więc, wziąwszy repertuar kina do ręki, zacząłem zagłębiać się w jego ofertę.. Nie trwało to długo, no bo ileż można czytać 2 tytuły.. Jednym z nich był, jak się okazało bardzo szybko, ten film, który zajął mi 2 godziny. Chodzi o "Robin Hooda", a drugiego to nawet nie pamiętam. Nabywszy bilety, które jak sądzę w czasach komuny kierownik nabył w ilości niewyobrażalnej, gdyż teraz służy dalej zapalonym kinomanom. Starsza pani wprowadziła nas na salę, która pachniała dawnością, wyglądała dawnie i pamiętała czasy pradawne, ale przed odrobiną nowoczesności i technologii już nie dała się obronić. Piękny, duży ekran z cyfrową jakością obrazu i możliwością serwowania filmów w systemie 3D, która ostatnimi czasy jest chyba podstawą jakiegokolwiek kina. Choć z tego co wiem, sala również ma być od podłogi po sufit wyremontowana. Zasiadłszy w końcowym rzędzie, orientacyjnie wybrałem środkowy fotel, wszystko wydawało się super, miałem przed sobą prawie pustą sale, świetnego towarzysza; ekran wydawał się być dla mnie, wczułem się w klimat.. dopóki stałem. Gdy usiadłem, jakoś czar prysł, kolana pod brodą, jakoś plecy nie mogły mi się zmieścić w fotelu, tyłek jakoś wcisnąłem, podłokietniki podpierały mi tylko 1/3 ręki.. W tych królewskich warunkach rozpoczął się seans. Każdy wie, jak to wygląda, wiec przeskoczę do przodu o 2h 15 min.

Wyszedłem trochę połamany i średnio zadowolony. Film opowiadał o tym jak nasz Robin sobie walczył w krucjacie ze swym królem Lwie Serce, gdy również przez niego został zakuty w dyby za prawdomówność i jak to było powiedziane o łuczniku, cytuje króla LS: "dzielny, uczciwy.. i jak bardzo naiwny. Prawdziwy Anglik!". Potem, jak sobie uciekł z grupą kompanów, gdy króla zabili i wykorzystał fakt napadnięcia przez wynajętych, jak się później okazało zdrajcy Anglii, rozbójników by zabili króla wracającego do Londynu. A tu ich spotkała buba, króla nie było z nimi, pozabijali wszystkich. Szczęście chciało, że uczciwy i prawy Hood ze swoją watahą napotkali to zdarzenie i wystrzelali prawie wszystkich, oczywiście zdrajca uciekł, a Robin go tylko drasnął w policzek. Po przywłaszczeniu sobie tożsamości rycerzy i obietnicy złożonej jednemu z ledwie żywych, wrócili do Anglii. Tam poczynili to, co powinni z koroną króla i odeszli. Do Nottingham by spełnić obietnicę. Tam Robin oznajmił wszystkim, że sir Loxley nie żyje. Lecz mimo to został ze swoją grupką we wsi. W sumie mu się można nawet trochę nie dziwić, byli oni jedynymi mężczyznami od 10 lat, czekała na nich wieś, stęsknione wdowy, dobre jedzenie, miód pitny braciszka Tucka. Czyli prawdziwy dom. Rozwiązując kilka problemów we wsi, np. ze zbożem, powoli stawał się naprawdę "sir".. W międzyczasie nowy król, synalek poprzedniego, terroryzował i grabił swych poddanych. A ten wcześniejszy zdrajca dorobił się ciekawej posady urzędniczej. No cóż, wreszcie możni kraju pokrzywdzeni przez ogromne podatki, terror, zło i korupcje postanowili się sprzeciwić. Lecz w obliczu najazdu wojsk francuskich, a to wszystko dzięki zdrajcy Godfreyowi, musieli zjednoczyć się z królem. Ale oczywiście nie za darmo; zażądali zatwierdzenia praw i swobód, a król oczywiście obiecał, co innego miał zrobić? Było lądowanie francuzów na wyspie, gdzie czekali łucznicy, rycerze i piękna Lady Marion, ukochana Robina, która przywdziała zbroję i ciężki miecz. No co, była wielka jatka, Lady chciała dorwać Godfreya, lecz tylko sobie biedy napytała, ale Robin był w pobliżu, stoczył zacięty bój ze zdrajcą, Marion właśnie smakowała słonej wody. Obaj poranieni, lecz jeden bardziej tchórzliwy postanowił uciekać, dosiadł rumaka i czym prędzej i mocniej kłując bok wierzcha ostrogami popędził wzdłuż plaży, ale Robin wiedział co robić.. Dobył łuku, naciągnął cięciwę i wystrzelił morderczy pocisk, który idealnie trafił Godfreya w szyję wywołując u niego sarkastyczny śmiech. I po bitwie. Lady Marion przeżyła. Król wystrychnął poddanych, wyparł się słowa, które dał. A Robina uznał za złodzieja i poszukiwanego.

Tak w skrócie wyglądał ten film. Russel Crowe stworzył dość ciekawą postać wcielając się w głównego bohatera. Raz podczas walki na plaży, miałem wrażenie, że faktycznie krwawi, gdyż z czoła krew się sączyła niemiłosiernie, zalewając twarz Lady podczas pocałunku. Księciu John, przyszły król, zagrał idealnie świetnego chama, można się tylko uczyć. Nie zabrakło też głupków i mięczaków, Mały John (Kevin Durand), ooo jak ja go nie lubię, ale pasuje do tej roli, głupkowaty wyraz twarzy i zęby jak szczeble płotu. A tak to, to akcja w miarę ciekawa, dobre sceny walki, dużo scen walki, choć dało się zauważyć, że są fikcyjne, gdy widzisz jak facet pada na ziemie z wbitym mieczem pod pachą, a nie w ciało. To tak na marginesie. Wiem, że kobietom brakowało wątku romantycznego (słyszałem głosy w sali, jak kobiety się niecierpliwiły oczekując, aż Russel pocałuje Cate (zdarzyło się to dopiero na końcu)) choć nie znaczy, że go w ogóle nie było, tutaj np. można podać potańcówkę w gospodzie, albo zmysłowy taniec Lady i Robina. Osobiście spodziewałem się więcej rozbójnikowania, efektownych kradzieży i delikatnej nutki sarkastycznego humoru. Nie wiele tego znalazłem w tym filmie tak więc z mojej strony ogłaszam ten film średnio wypieczony, ze średnim nadzieniem i średniej polewie.

Ocena:  5+/10


a to trailer w wersji HD, prosto z "YouTube".

pozdrawiam Bazile.

niedziela, 13 czerwca 2010

niezwykły czas zacząć

hmmm.. Witajcie,

w sumie nie wiem do kogo się zwracam, nie mam zielonego pojęcia któż to będzie czytywał, kto będzie to odwiedzał i kto się będzie wypowiadał (jeśli w ogóle ktokolwiek), ale przywitać się warto, choćby nawet z samym Firefoxem. Że tak się wyrażę: ten blog jest "nowatorskim" przedsięwzięciem mym i mojego dosłownie wielkiego kolegi; niech Was nie zmyli jego jakiś tam kiepski pseudonim, który sobie wymyślił po wysłuchaniu 4 milionów utworów i obejrzeniu setek filmów nad ranem, psychika mogła się trochę, że tak powiem odwrócić. On jest facetem. Choć z niewielką domieszką kobiecych zachowań (ma dwie siostry). Zniewieściały jak nic. Już nie będę pisał o nim, bo mnie usunie.. Z niewielką skromnością powiem, że ten blog ma w zamiarze zwracać uwagę na różnego rodzaju muzykę, ze swej strony mogę powiedzieć, że jest ona wielce różnorodna. Począwszy od niezniszczalnego tradycyjnego rocka po metal (naprawdę, w palecie kolorów niczym z dekoralu) a skończywszy na muzyce orientalnej prosto z Indii (a to dzięki osobie bardzo bliskiej memu sercu). Na muzyce popularnej, radiowej, telewizyjnej raczej nie będziemy się skupiać, chyba, że Norma będzie chciał coś wtrącić. Chociaż jeśli będą to ładne wokalistki to może.. Nie będę pisać czym się zajmujemy, gdzie pracujemy, uczymy się, co robimy w wolnym czasie, jakie mamy hobby (zdradzę, że Norma zauroczony jest urodą Marilyn Monroe), bo nie o to chodzi.. może kiedyś coś tam napiszemy, ale jak na razie będzie to tylko i wyłącznie muzyka, film, koncerty, ogólnie to, co związane z życiem kulturalnym. Zależy jak kto rozumie pojęcie, termin "życie kulturalne"... Dla mnie jest to wszystko dla duszy, dusza jest zwierciadłem, studnią, gdzie widzimy i słyszymy co nam w tej niewątpliwie nikłej ale wiecznej materii siedzi. Tak więc będziemy wypowiadali się tutaj na temat tego co widzieliśmy, słyszeliśmy, poczuliśmy i doświadczyliśmy. Norma doświadcza wiele gdyż jeździ na rowerze, a dzięki temu sportowi towarzystwo psów jest nieuniknione.

Co tu dużo mówić, zacznijmy wreszcie!!

zamieszczam link do teledysku na osławionym "YouTube". Grupa dla mnie mało znana, pierwszy raz o niej dowiedziałem się na portalu informacyjnym w piątek. Przykuła moją uwagę (na początku) tylko obsada w teledysku, występowała w nim piękna polska aktorka, Cielecka.. Nie spodziewałem się jej w takiego typu roli, no ale spisała się świetnie. Mroczny makijaż wokół oczu (z racji, że jestem facetem dla mnie jest to makijaż, dla kobiet może się to nazywać inaczej) a tu wszystkich zaskoczę, bo wiem, że spodnie które ma na sobie to tzw. "rurki" i buty na obcasach do nieba, co idealnie podkreśla jej kobiecość i grację jaką emanuje. Chłopaki wiedzieli kogo zaangażować... Jednym zdaniem: kobieta wygląda wielce prześwietnie. O muzyce, o tym utworze, z typowo dźwiękowej strony powiem tyle.. Mnie osobiście dobili, wbili gwoździa w samo muzyczne zagłębie mojej osobowości, zmienili natenczas spojrzenie na rzeczywistość życiową, nie wspominając o snach.. Tu się pewnie dziwicie czemu akurat sny, tekst jest akurat taki, że gdy człowiek w niego się wsłucha, śni mu się nie tylko femme fatale, ale i również seans o zabarwieniu erotycznym.. zbyt dużo prywatności, to się nie godzi. Może dla odwrócenia uwagi posłuchajcie, obaczcie, wyrażajcie swą opinie, swe emocje. Pieśń warta jest choćby nawet negatywnej opinie, zachęcam.





pozdrawiam, "JA"

PS. a tak swoją drogą, myślicie, że jakiś pseudonim może być czy imię? powiedzcie.