Matthew Barlow zbiera dźwięki zamaszystym ruchem, łapiąc za jednym zamachem przejeżdżający pociąg, śpiew ptaków, rozmowy niezidentyfikowanych obiektów chodzących. Ogólnie rzecz biorąc - nic nowego. Tego typu muzyki mamy w brud. I gdyby nie Sun Showers to nawet bym o mieszkańcu Asheville nie pisał. Poprzednie wydawnictwa zarażone są przeciętnością, czyli najgorszą chorobą z możliwych do złapania. Lecz obie strony kasety Sun Showers wydanej własnym sumptem, nagranej w domu, gdzieś w pobliżu Biltmore Estate, to przyjemne pół godziny field recordingu połączonego z akustyczno-ambientowymi dźwiękami wydobywającymi się z ciszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz