Wild Nothing - Nocturne
Bella Union
2012
Kurwa, naprawdę nie wiem co mam napisać o nowej płycie Jacka Tatuma. Lubię kolesia, podobają mi się jego piosenki, te z Gemini bardziej, ale Nocturne nie jest w tym kontekście całkowicie bezpłodny. Nie potrafię utrzymać szklanki w dłoni... Mamy tu przecież Paradise, obok Dissapear Always, najjaśniejszy moment drugiej płyty. Niewiele się tu zmieniło. Muzyka Wild Nothing wciąż krąży po obranej kilka milionów lat temu orbicie wokół miłości i cukierków z dzieciństwa, które posypane były słodkim lukrem wyprodukowanym przez lata 80., przez brytyjski rynek muzyczny; zaczynając od Kate Bush (od coveru Cloudbusting poczęło się Wild Nothing) i na soft rockowych wycieczkach w stronę Tango in the Night Fleetwood Mac kończąc. Pierdolenie w wywiadach o tym, że pierwsza płyta zmieniła jego dotychczasowe życie i związane z tym przyzwyczajenia, ekscytacja z powodu przenosin do Nowego Jorku, miasta, w którym (nie)zwykła czynność np. picie porannej kawy, urasta do rangi inspiracji - tego typu stwierdzenia uważam za oklepane i mało wiarygodne, ale to pewnie moje antyspołeczne usposobienie daje o sobie znać w tej właśnie chwili, w tym momencie, gdy wystukuję na klawiaturze kolejne słowa tej nie-recenzji, marnego bełkotu... Wszystko sprowadza się do tego: -7/10.
***
Wystarczyło poszperać trochę w internetowej sieci, by znaleźć zestawienie pięćdziesięciu ulubionych piosenek lat 80. wybranych przez Tatuma dla portalu Complex. Miłej zabawy!
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz