wtorek, 9 stycznia 2018

Podsumowanie roku 2017. Albumy





1. VA: WELCOME TO PARADISE (ITALIAN DREAM HOUSE 89-93)

Ponad dwie godziny muzyki. Dwie godziny dźwięków, których namiętnie słuchałem w 2017 roku. Całkiem niespodziewanie, wydana w marcu przez holenderski label Safe Trip, mieszanka włoskiego house'u z italo i balearic skradła moje serce. Od wielu lat jestem fanem house'u, a ta kompilacja wprost miodem ocieka. Może będziecie nieco zdziwieni, zawiedzeni, ale WELCOME TO PARADISE (ITALIAN DREAM HOUSE 89-93) jest MOJĄ PŁYTĄ ROKU A.D. 2017!!!


2. KING KRULE - THE OOZ

Miejsce na podium. Opłacało się tyle czekać na ten alias, najmocniej kojarzony z Marshallem. Podobnie jak poprzednik z 2013 roku, The Ooz nie jest łatwą płytą, wymaga od słuchacza skupienia i cierpliwości, a miłośnicy radiowych brzmień muszą obejść się smakiem. Najdojrzalsze dzieło Archy'ego Marshalla sprawiło mi jednak kilkanaście dni niezapomnianych momentów, a kompozycje takie jak: Czech One, Lonely Blue czy Midnight 01, potwierdziły to, co pisałem o nim kilka lat temu: głos głosem, ale chłopak (dziś już mężczyzna) potrafi pisać piosenki.


3. ARIEL PINK - DEDICATED TO BOBBY JAMESON

Hipis z Miasta Aniołów wrócił tam, gdzie czuł się najlepiej - do nagrywania piosenek w zaciszu własnego pokoju. Im więcej lo-fi u Ariela, tym jest piękniej. Jeżeli ktoś ma jeszcze wątpliwości, kto pisze najlepsze popowe piosenki i albumy, to niech zapamięta - Ariel Pink is Pop King!


4. DUCKTAILS - JERSEY DEVILS

Matt powrócił do formy, którą prezentował w okolicach The Flower Lane. Mamy tu fantastyczne kompozycje (Light a Candle, Manequin), podparte solidnym songwritingiem. Muzycznie czołówka roku, innymi tematami nie zajmujemy się. I nie zapominajcie o wydawnictwach z początku roku,  zwłaszcza o Duffy Duck in Hollywood, gromadzącym w sobie piosenki nagrane w latach 2013-2016. Także jest czego słuchać, bo spodziewam się nieco dłuższej ciszy w wykonaniu tego artysty.


5. EXIT SOMEONE - DRY YOUR EYES [EP]

Zdecydowanie najprzyjemniejsza EP-ka w 2017 roku. Analogie do Prefab Sprout nasuwają się same po przesłuchaniu Sydney, The List Go On, a jest jeszcze znakomite Fade 2 Black czy ulubiony indeks Security Lies. Dawać tę nową płytę, bo nie wytrzymam!

6. TOPS - SUGAR AT THE GATE

Strzałem w dziesiątkę mogę uznać wypad na ich koncert w Krakowie. Zagrali nieźle, na luzie, ale z właściwym sobie profesjonalizmem. A piosenki? Takie jak na Sugar at the Gate, rozmiłowane w latach 80., w retro-syntezatorowym anturażu (Cludy Skies), z odrobiną przesteru (Dayglow Bimbo) i przepełnione miłością w głosie Jane Penny (Further, I Just Wanna Make You Real).


7. MAC DEMARCO - THIS OLD DOG

Stary, dobry Mac. Wciąż potrafi mnie wzruszyć (For the First Time, Moonlight on the River), wprawić w odprężenie (On the Level) czy wytworzyć banana na mojej twarzy (ach, te slide'y w This Old Dog). Trzyma gościu poziom, a że jest jednym z lepszych, więc i w podsumowaniu musiał się u mnie znaleźć.


8. THE CARETAKER - EVERYWHERE AT THE END OF TIME (STAGE 2 & 3)

Powoli, nieubłaganie zbliżamy się do końca przygody z The Careatker. Szkoda, bo rozdziały numer 2 i 3 Everywhere at the End of Time są świetne. Przyszły klasyk...


9. ANGELO BADALAMENTI - TWIN PEAKS: LIMITED EVENT SERIES

Warto było czekać ponad 25 lat na nowe odcinki Twin Peaks. Ten soundtrack, z jednej strony tkwiący w poprzednich seriach, ma również nowe kompozycje, utwierdzające mnie w przekonaniu, że Angelo Badalamenti jest jednym z najwybitniejszych kompozytorów naszych czasów. Świetnie pasuje tu także Johnny Jewel i Chromatics.


10. STEVE LACY - STEVE LACY'S DEMO [EP]

Trzymam kciuki za tego gościa, pomimo młodego wieku, docenianego w branży muzycznej. Ta króciutka, niespełna czternastominutowa EP-ka ma w sobie tyle potencjału, tyle przebojowego grania, którym można by obsadzić gros artystów. Warto sprawdzić inne, bootlegowe  wydawnictwa Steve'a.


11. SLOWDIVE - SLOWDIVE

Tyle lat czekania... Chociaż, gdy trzasnęła informacja, że Slowdive zamierzają nagrać nowy album, czułem się zaniepokojony. Czy po tylu latach, Neil, Rachel i spółka będą w stanie stworzyć coś, co będzie w stanie rywalizować albo przynajmniej osiągnie podobny poziom co trzy poprzednie albumy w ich karierze? Chyba tak... żadne chyba. TAK. Przez dwadzieścia lat wiele się zmieniło, pojawiały się nowe zespoły inspirujące się Slowdive i całym shoegazem, ale niewielu potrafi pisać takie melodie jak kwintet z Reading. Ulubione momenty: początek Slomo i całe Everyone Knows.


12. POND - THE WEATHER

Tych australijskich kowbojów straciłem z oczu na około 5 lat; trochę w tym mojej winy, bo Pond traktowałem zawsze jak mniej utalentowanego, nieco szalonego, starszego brata Tame Impala. The Weather zostało wyprodukowane przez Kevina Parkera, tego bardziej znanego kumpla, który zawarł tu kilka patentów ze swojej Currents. Jednak najnowszy album broni się przede wszystkim kompozycyjną spójnością i przebojowością, bo nie zatańczyć przy Colder Than Ice czy Sweep Me Off My Feet traktuję jako grzech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz