1. Vinyl Williams - Aeterna
Nie będzie wielką tajemnicą, że uwielbiam muzykę komponowaną przez pana Williamsa. To wszystko się tak zbierało przez te lata, iż w końcu musiało wystrzelić. Jego muzykę zawsze określa się jako psychodelię, a dla mnie to czysty pop, zwłaszcza na ostatnim albumie. Jeżeli będzie mi dane znaleźć się w niebie, to mam nadzieję, że będzie tam Monica Belucci i muzyka Leo Williamsa.
No, cóż... Aeterna moją płytą roku 2023!
Ulubiony utwór: Harmony Grass
2. Nabihah Iqbal - Dreamer
Jak już wielokrotnie pisałem: mam słabość do artystek grających marzycielskie melodie. Lepiej z takimi nie zadzierać (Nabihah posiada czarny pas karate). Początek albumu brzmi jak wyjęty z katalogu Vestals, później mamy indie pop (takie Sunflower widziałbym na albumie Sweet Trip), Lilac Twilight z kolei kojarzy mi się ze Ścianką, a Gentle Heart pulsuje... pięknem, które wypełnia ten album od pierwszej do ostatniej minuty.
Ulubiony utwór: Sweet Emotion (lost in devotion)
3. Eddie Chacon - Sundown
Artysta jednego przeboju.
To określenie miało sens do 2020 roku, gdy po kilkunastu latach niebytu Eddie Chacon powrócił z nową muzyką. Piękny to był powrót, nie zapomnę go nigdy... Pod czujnym okiem Johna Kirby'ego (dla mnie bohater), Chacon kontynuuje na Sundown (piękna nazwa!) neo-soulowe wycieczki. A któż może być lepszym przewodnikiem, z ogromnym bagażem życiowym, jak nie Eddie.
Obok Eddiego Edwardsa, najmocniej szanowany przeze mnie Eddie.
Ulubiony utwór: Holy Hell
4. Jessy Lanza - Love Hallucination
W przeciwieństwie do większości recenzji mnie bardziej podobają się kompozycje wyprodukowane wspólnie z Greenspanem, ale to może efekt nostalgii za jego producencką "ręką". Nie zmienia to faktu, że Jessy nadal trzyma wysoki, muzyczny poziom.
Ulubiony utwór: Don't Cry On My Pillow
5. King Krule - Space Heavy
Nie wiem... Może to wina pogody... Space Heavy lubię bardzo, ale trzustka i wątroba mówi mi, że ten album byłby wyżej, gdyby ukazał się we wrześniu albo październiku. Muzyka Krula zawsze wypełniała jesienno-zimowe spacery, a do lata jakoś mi nie pasuje. Dobra, przestaję pierdolić! Pozostanę fanem nawet na Jowiszu.
Ulubiony utwór: From The Swamp
6. Avalon Emerson - The Charm
Strasznie fajna okładka! Też tak uroczo wyglądałem po upadku na rowerze. Analogicznie do miejsca numer 2 (patrz wyżej) Avalon, amerykańska dj-ka, rozgniotła mnie swoim eleganckim synth/dream popem. Tik Tok tylko czeka na takie utwory.
Ulubiony utwór: A Dam Will Always Divide
7. Westerman - An Inbuilt Fault
Trzeba mieć cierpliwość do tych piosenek. Wiadomo, słychać tu Arthura Russella. Niektóre utwory kojarzę z Talk Talk czy ze Stingiem. Powiem tak: jest pięknie, a może być jeszcze piękniej. Tylko dajcie mu trochę czasu, nigdzie się nie spieszcie i weźcie głęboki oddech.
Ulubiony utwór: Take
8. White Poppy - Sound of Blue
Patrz: numer 2 i 6. Sound of Blue zanurzone jest w dream popie i ambiencie. Koleżanka. Znamy się od przeszło dekady. Ufam jej.
Ulubiony utwór: Wiser
9. George Clanton - Ooh Rap I Ya
Kurde, pięć lat! Pięć lat czekania na nowy album. Ogromne oczekiwania miałem wobec tej płyty. Czuję lekki zawód, bo to nie ten poziom co Slide. Całość kojarzy mi się z nieustanną zabawą na planie teledysku (głupie porównanie, sorry...).
Ulubiony utwór: I Been Young
10. Jonny Nash - Point of Entry
Jak ktoś tęskni za Slowdive grające Pygmalion to Point of Entry jest idealnym wyborem. Momentami moje wyczulone ucho wychwytywało także Emeralds i Thoma Yorka, czyli że jest dobrze!
Ulubiony utwór: Silver Sand
11. Roisin Murphy - Hit Parade
Wyobrażam sobie jak Dj Koze i Roisin bawią się na Ibizie w każdy weekend puszczając "30 ton - lista, lista przebojów".
Głowy nie od parady.
Ulubiony utwór: The Universe
12. Dean Blunt - Give me a moment [EP]
Siedem minut, które mnie wzruszyło.
Ulubiony utwór: całość