BARBADOS ALBO NIE
Organizm dawał mi do zrozumienia, że w cieniu jest tak około 35 stopni. Leżę właśnie pod kokosową palmą ryzykując rozstrzaszkanie czaszki na milion pojedynczych kawałków. Między zębami mam wiórka kokosowe i resztki orzechów z hotelowej recepcji. Zostałem zaproszony do wzięcia udziału w seminarium na miejscowym uniwersytecie nt. realizmu magicznego w katalogach chłodnictwa. Nie udało mi sie dotrzeć na czas. Nie żebym zrobił to perfidnie i z góry zaplanował. Czasami jednak coś w życiu nie wychodzi. Miejsce, w którym teraz jestem nie jest podobne do niczego, co kiedykolwiek widziałem. Przypomina raczej ogromny wywar z nieosiągalną dla ludzkiego oka gamą kolorów, czyniąc z człowieka niewolnika.
Zbliża się kobieta o mlecznej karnacji. Na jej widok reaguję podnieceniem. Dawno mi już tak nie stanął. Związuje mi ręce i nogi. Odprawia modły:
NEPO PU YM STHGOUHT
LLET EM FI UOY EES
EMOS GNINAEM
Podpala mnie. Za kilka godzin Niedotykalni będą zbierać moje złote zęby.
***
Dobra ta herbata...