Balam Acab - WANDER/WONDER
Tri Angle Records
2011
Większość osób ma już za sobą odsłuch debiutanckiej płyty Aleca Koone'a. Rezultat jest następujący: powstały dwa obozy - zwolenników i przeciwników albumu. My jesteśmy gdzieś pośrodku, od czasu do czasu wstępując w szeregi tych drugich.
Dwudziestolatek z Pensylwanii - Alec Koone - zaintrygował w zeszłym roku świetną EP-ką See birds, która za wszelką cenę nie chciała przynależeć tylko do witch house'u. Dzięki temu tytułowa piosenka skumała się z reklamodawcami i podkręcała rzęsy samej Beyonce. Lecz małżonka znanego rapera nie pomogła młodemu muzykowi ustrzec się błędów, które popełnił na swoim pierwszym długograju. Zacznijmy od tego, że witch house'u tu niewiele, podobnie jak wzmiankowanego w niektórych źródłach post-dubstepu. Ogólnie mówiąc, WANDER/WONDER to trochę takie nie wiadomo co. Taki fakt nie przeszkadza, ale też i nie pomaga. Wrzucanie go do jednego worka z bożyszczem nastolatek Jamesem B., Teengirl Fantasy czy Burialem, mija się z celem. O ile pierwszy intryguje ciekawą barwą głosu (bądź co bądź), drudzy lepiej przyswoili odnośniki przeszłości, czyli to co ich inspirowało (r'n'b i soul), a ten trzeci... tak Balam Acab zatrzymał się w połowie drogi.
Sample dobrał całkiem niezłe, ale co z tego skoro wokale brzmią jakby pokemony dobrały się do mikrofonu i za nic miały uwagi ludzi. To te piskliwe głosy psują całą płytę. Mimo wielu chęci, nie udało mi się głębokie zanurzenie w ocean muzyki Balam Acab. Najlepsze w zestawie: Now Time i Fragile Hope byłyby świetnymi piosenkami, w których czuć ten klasyczny wpływ (podobnie w Except), o którym wspominał w wywiadach Koone, do momentu, gdy pojawia się... wokal. Przeciętność - to słowo, które ciśnie się na usta. A jak doskonale wiemy, lepiej umrzeć niż być przeciętnym. Lecz nie jest też tak, że cały album nadaje się do kosza. Jak zauważyłem na samym początku, nasze stanowisko w stosunku do tej płyty znajduje się gdzieś pośrodku. Podoba się singlowe Oh, why i trzy utwory wyżej wymienione. W szczególności Fragile Hope zyskuje niesamowitym klimatem przywodzącym na myśl, pierwsze podwodne wyprawy Boba Ballarda w poszukiwaniu Titanica. Jednakże to za mało, abym mógł całkowicie przekonać się do tego albumu.
Nie pociąga mnie ten oceaniczny świat stworzony na WANDER/WONDER. Fauna i flora tego środowiska nie zachęca do głębszego jej poznania. Jakkolwiek nie wykluczone są większe wyprawy w przyszłości. Wszakże Balam Acab dopiero zaczyna przygodę.
Ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz