The Brew - Third Floor
Rock Serwis
2011
Mając do wyboru środek lokomocji jakim są buty, a chorobą lokomocyjną doprowadzającą mnie na miejsce dwa razy szybciej, wolę to pierwsze. Wskakuje do swoich terenowo-szosowych trepów na które z upragnieniem czekałem chyba całe życie. Glany czciłem i wielbiłem, lecz przyszedł na nie czas. Pozostało tylko centymetr podeszwy i skóra chropowata jak u dzika. Zatrzymam je by w wieku endropauzalnym założyć na stopy "historie młodości" w ramach dojrzałego buntu.
Moje trepy, moje super trepary, mega wyczesane obuwie skórzane, podeszwa najtrwalsza, wkładka najwygodniejsza, wyściółka najcieplejsza. A ten kolor, przyprawiający o niechęć obserwujących, bogobojnych o znak krzyża wykreślony szybko i niechlujnie na swej piersi, słabeuszy rani i depresjonizuje, piskliwe dziewczęta przyprawia o milczenie, a wybranych, rozumiejących słowo C. R. Zafona skłania do przystania i z błyskiem zazdrości w oku wpatrywania się w mroczną otchłań najczarniejszej czerni Ziemi. Niewielu to zrozumie ale buty takie jakie ja chciałem mieć, jakie mam, jaki zaszczyt mają moje niegodziwe stopy dźwigać w kolejnych kilometrach przemierzanych teraz z radością i satysfakcją ozdrowionego kulaki są wykonane przez samego szewca Boga. Bo trepy to nie buty na zimę, to obuwie na całe życie.
Ps. W wyżej zamieszczonym artykule przedstawiłem ogólny zarys marzeń związanych z obuwiem jakie dopiero mam zamiar nabyć. Jeszcze się nie spotkałem z idealnie odpowiadającym, a jeśli nawet mi się tak wydawało to po kilku godzinach stwierdzałem.. "co za gówno!". I tak oto czekam, i wypatruję. I w nocy mi się śni jak prowadzę się w treparach prosto z raju..
Wiecie jak to jest czasami, gdy człowiek młody i chłonny to nasiąka szybko i dogłębnie otoczeniem i ideami z niego zaczerpniętymi. Przysłowie mówi, polskie, mądre i stare: "Wszedł między wrony kogut i gdacze". Wydawało by się, co za niepasujące kompletnie zdanie, bezmoralne i zostawiające po sobie jedynie nietypowe uczucie otępienie umysłu, co łatwo można pomylić z satysfakcją wewnętrzną sugerującą epokowe odkrycie. A to czysta prawda, święta prawda i jak każda prawda, trochę śmierdzi kłamstwem. Bo kłamstwo ma w sobie zawsze coś z prawdy, wiec potem gdy kłamstwo wychodzi na jaw to prawda nim cuchnie niemiłosiernie. Ale wyjaśniając przysłowie staropolsko Lachowe. Nie trzeba daleko szukać, można popatrzeć na siebie, na kogoś nam dobrze znanego, łatwo można wpaść na taką myśl. Otóż, masz swoją osobowość, masz własne zdanie, MASZ MÓZG i dusze, ale to wszystko jest tylko używalne w pewnych sytuacjach. W domu, w gronie bliskich przyjaciół, gdy jesteś sam. A wychodzisz i zmieniasz się kompletnie, jesteś jak kogut między wronami, gdaczący w niebo głosy. To widać. To razi. To kiedyś zaboli.
Zapłaci Kraków swymi ulicami za osobowości rzeczywiste i żywe. Ale takie jest życie...
Masz kilkanaście lat i tatę nieźle szarpiącego struny, "studiującego" od 25 lat muzykę Led Zeppelin, Pink Floyd i całej tej śmietanki rockowej lat 60. Co wtedy robisz? Idziesz na studia? Ha! Proste, zakładasz zespół! Tak właśnie wygląda historia brytyjskiego zespołu THE BREW. Młodzi i buńczuczni, Jason Barwick(22 lata) i Kurtis Smith (23 lata). Pierwszy gna po gryfie jak hybryda antylopy z guźcem, szybko, zgrabnie i agresywnie. Drugi, podobno pałeczkami od perkusji łapie muchy swojemu legwanowi i niczym wielorękie bóstwo wymiata swoimi czterema rękoma po bębnach. A na pomoc dwóm młodzieńcom wyrusza ojciec Kurtisa, uszlachetniając trochę skład i dodając im rozwagi swą dojrzałością, bo wiadomo jak branżą może pochłonąć takich chłystków. Tim Smith, bo o nim mowa popisuje się swoim basem i wokalem.
Systematyzując, grupa The Brew składa się z trzech członków:
Jason Barwick - gitara elektryczna i wokal
Kurtis Smith - perkusja
Tim Smith - gitara basowa, wokal.
Muzyka wyjęta jakby żywcem z lat gdy Led Zeppelin rządził. A tak naprawdę grana jest od 2006 roku. W tym czasie Ziemia poczeła nosić na swych barkach ten zacny zespół i wydaję mi się, że będzie bardzo się starała by go nie upuścić. W tym również roku, w kwietniu wydali debiutancki album pod tytułem "The Brew". Odbił się on nie małym echem zostawiając miłe uczucie skołatania uszu recenzentom. Co fajne, pod koniec tego samego roku zostali wybrani jako zespół roku przez czytelników magazynu It's Only Rock n' Roll. Następnie pojawił się "Fate and Time E.P" (kwiecień 2007). Kolejno, "The Joker" (sierpień 2008). Na święta Bożego Narodzenia 2009, "A Milion Dead Stars". A teraz, na jesień tego roku, ogrzeje nas wymierzonym policzkiem w twarz "Third Floor". Osobiście, najbardziej z tych wszystkich płyt podoba mi się ta z 2009 roku, jest zadziorna, jest stara, jest skurzona, jest epokowa, Deep Purple upchnięte w dżem żurawinowy, kanapka z "A Milion Dead Stars".
A jaka jest "Third Floor"? Przede wszystkim inna. Zaskakująca mieszanka, kokaina lat 60 z mąką XXI wieku. 11 utworów, przemieszanych przez mikser ich doświadczenia, zwiniętych w blanta i gotowych do spalenia. Pali się.. Wdychaj ten dym. Wciągaj. Zjedz go! Pokrój na kawałeczki albo łapczywie rękoma napychaj nimi płuca. Kusicielskie niczym kabaretki, zdradzieckie jak pułapka "Let's it back"... Ale czy to jest potrzebne abym nad każdym utworem się rozwodził, każdy wymiata, no prawie każdy, dwa spośród parszywej 11 są dziwne.. Ale mniejsza o to..
1. Sirens Of War - good!
2. Six Dead - good!
3. Reached The Sky - nice!
4. See You Once Again - very fucking good!
5. Master And The Puppeteer - good!
6. The Third Floor - Hendrix i Jagger zadowoleni. Good!
7. Piper Of Greed - good!
8. Crimson Crystal Raindrops - ok!
9. Hard Times - maybe later.
10. Imogen Molly - Good!
11. Let It Back - good, good!
I tak, cóż rzec gdy głowa taka obolała i nogi wiotkie po takie łomocie. Młodzi, a wyżymają wszystko co najlepsze z ich idoli. Stworzyli idealne odzwierciedlenie świata muzycznego z lat Jimmy'ego Page'a, Syda Barretta, Ritcha Blakmorea i ich tam wskrzesili. Progresywni, dzicy, dynamiczni i szaleni, muzycznie niezrównoważeni. Gdyby rozpoczęli muzykowanie w latach 60 to nie sądzę abyśmy słuchali dzisiaj Led Zeppelin czy Hendrixa, byłoby tylko THE BREW. Obdarzeni są darem dawania publiczności koncertowego show i tak są oni głównie zespołem koncertowym, tam tak naprawdę można się przekonać na co ich stać. Więc jeśli płyty tego w pełni nie oddają to ja nie wiem czego się można spodziewać po koncercie. Bomby atomowej w uszach, głowie, duszy??
The Brew - See You Once Again
The Brew - Third Floor
Chciałbym oficjalnie oświadczyć iż, trio z Grimsby zostają uroczyście odznaczeni orderem Towarzystwa Egzorcystów Sztuki*. Obrzęd wręczenia odznaczenia odbędzie się z dniem rozpoczęcia Sabatu Czarownic i złożenia w ofierze placka drożdżowego, który kapłan obficie skropi sosem truskawkowym.
Zapraszamy serdecznie zainteresowanych. Zaproszenie roześlemy dzięki uprzejmości pasikoników z łąki pod domem Karpiuka Mariusza.
* To nowo powstałe Towarzystwo zrzeszające i doceniające pracę muzyków, literatów, pasjonatów i obrońców sztuki w wszelakich maściach, przed złymi i okrutnymi demonami komercjalizacji, chamstwa i zapomnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz