Girls - Father, Son, Holy Ghost
True Panther
2011
Nie takich dziewczyn szukamy!
Trzecie wydawnictwo amerykańskiego zespołu. I moim zdaniem najsłabsze. O ile debiut sprzed dwóch lat, w niektórych momentach mnie zaciekawił (Lust for Life, Laura), a nawet zauroczył (Headache) to na Father, Son, Holy Ghost (nie-epickość tytułu jednak idzie w parze z treścią) nie mam żadnego punktu zaczepienia. Kopiować pomysły i przekształcać je na swój sposób - ok, jestem jak najbardziej za, ale nie w tak nudny i trochę ordynarny sposób jak zrobili to panowie z Girls. Dlatego dziwią mnie trochę te entuzjastyczne recenzje, peany i oceny bliskie ideałowi, bo bez pobierania mieszanki tlenowej z otoczenia, jestem w stanie wymienić co najmniej dziesięć lepszych, tegorocznych wydawnictw, których autorzy mimo że również korzystają z pomocy "przeszłej muzyki" (tylko czy w dzisiejszych czasach w ogóle możliwe jest nie korzystanie z niej?) potrafią lepiej wyklarować własne brzmienie i styl, a i piosenki im wychodzą lepsze.
Z pośród jedenastu kandydatek (ukrytej piosenki - Martina Martinez - nie liczymy!) o koronę mogą walczyć jedynie dwie - Alex i Saying I Love You, które w jakimś tam niewielkim stopniu spowodowały chęć ponownego ich włączenia. Singlowe Vomit - no cóż, w swoim życiu osłuchałem się wystarczająco Watersa i spółki, by móc w połowie ten utwór wyłączyć lub wczuć się w rolę autora i zacząć wymiotować. Co gorsza Christopher Owens jest tym specyficznym przykładem wokalisty, którego się kocha lub nienawidzi. Niestety, a może stety, bliżej mi do opcji numer dwa - jeśli już mam go słuchać to wolę jak operuje na niskich rejestrach. Pocieszający jest fakt, że on sam (tj. Owens) nie przepada za swoim wokalem (ach, ta skromność Dzieci Bożych). Do plusów zaliczam teksty piosenek, które świecą najmocniej na nowym wydawnictwie Girls.
Ciekawy paradoks, że Girls jest tak mocno hajpowane, a guru Owensa, czyli Ariel Pink, został odkryty przez "niezależne" serwisy dopiero wtedy, gdy zainteresowała się nim wielka wytwórnia, która najwcześniej zauważyła sławę jaką cieszył się ten muzyk w blogosferze i w krajach non-american. Oceny Before Today i Father, Son, Holy Ghost są zbliżone, ale jedyne co łączy tych obu panów, tj, Pinka i Owensa, to przyjaźń i narkotyki. Ze szczególnym naciskiem na te drugie.
Ocena: +5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz