czwartek, 9 czerwca 2011

My Morning Jacket - Circuital


My Morning Jacket - Circuital
ATO 2011

To nie ten sam poziom co Z czy It Still Moves, ale krok w tym samym kierunku. Czyli jest dobrze.

To podobno najbardziej wyluzowana rzecz jaką nagrali. Większość recenzji głosi powrót do korzeni... A ja ogłaszam, że szósty album amerykańskich weteranów sceny folk-rock (chyba można już tak o nich mówić?) to kawał dobrej muzyki, bez nadmiernego silenia się na innowacyjność. I chyba o to chodziło Jamesowi i spółce. Trzy lata po wydaniu Evil Urges, płyty tyle przełomowej co po prostu złej i stylistycznie zupełnie nietrafionej, niewykorzystującej potencjału jaki ten zespół posiada, zwłaszcza wokalu Jima Jamesa, Circuital zawraca ze złej drogi, i kieruje się ścieżką, która przyniosła My Morning Jacket sławę i etykietę grupy idealnie łączącej amerykańską nostalgię i miłość do country z rockową, pełną pasji ekspresją. 

Muzycy MMJ to wspaniali instrumentaliści, lecz tym razem postawili na prostotę. Niewyszukane piękno w Wonderful (The Way I Feel) najbardziej przywołuje na myśl ich pierwsze płyty, czerpiące garściami ze stylistyki country. Właściwie nie ma tu żadnego nowego dźwięku, którego byśmy już u nich nie słyszeli. Wyróżnia się jedynie singlowe Holdin on to Black Metal, gdzie gitarowa kaczka spotyka się sekcją dętą i okrzykami wprost z finału o Super Bowl. Większość nowego materiału to w zasadzie utwory o spokojnym tempie, bez ognistej werwy (może jedynie First Light - ale w porównaniu do One Big Holiday wypada strasznie blado). Pewnie tak miało być. Spokojne, kumpelskie jamowanie, bez większych eksperymentów - tylko oni i ich instrumenty. Przyjemnie się tego słucha, ale nie wciąga. 

Skoro Circuital to powrót do korzeni, to przypuszczalnie kolejna płyta powinna być powrotem do wielkiej formy. Oby...

Ocena: -7/10

1 komentarz:

  1. pytanie gdzie są korzenie mmj - dla mnie na teneesee fire, a do takich korzeni powrotu raczej tu nie ma. nudzi mnie gadka o słabości Evil Urges (to chyba efekt zjebki na pitchforku), która płytą wybitną nie jest ale takim ich sympatycznym skokiem w bok (dość w sumie konsekwentnym po Z)w klimatach flaming lips

    OdpowiedzUsuń