wtorek, 25 lipca 2017

TOPS - Live in Kraków



I'm looking up at cloudy skies/ I look ahead and see my sorrow

Czerwcowy wieczór. Upalny wieczór. Zakorkowane miasto. Plujące witaminami rury wydechowe milionów samochodów. Na szczęście byłem na to przygotowany. Od dwóch miesięcy. Od dnia, gdy dowiedziałem się, że TOPS zagra w Krakowie w ramach festiwalu Green Zoo. Kilka dni wcześniej wystąpił Sean Nicholas Savage, lecz nie udało mi się dotrzeć na koncert - może następnym razem. W klubie Re już kiedyś słuchałem muzyki, instrumentalnej, polskiej, ale nie zamierzam wymieniać imienia i nazwiska tego pana, gdyż okazał się zwykłym "rozczarowaniem". Tym razem miało być zupełnie inaczej... To nic, że spóźnili się. Nie każdy ma punktualność wpajaną od dziecka. Zwłaszcza linie lotnicze. Na niebie ciągły ruch. Dzięki temu mogłem podpatrzeć jak przygotowują się do występu, uśmiechnąć się do Marty [Cikojevic], która pewnie i tak mnie nie zauważyła, posłuchać gościa, który znał lepiej historię 4AD od jego założyciela czy dojść do wniosku, że Heineken to wciąż najpopularniejsze piwo wśród ludzi przed trzydziestką. Ach, zapomniałbym o Zakochanym Człowieku (Better Person), który krążył między pomieszczeniami w klubie jak agent specjalny Dale Cooper po czarnej chacie. Dwadzieścia sześć lat wcześniej Michael Jordan zdobył swoje pierwsze mistrzostwo z drużyną Chicago Bulls. To oczywiście nie ma żadnego związku z koncertem TOPS. 


Jako support wystąpiły Rycerzyki. Zespół zagrał parę znanych i parę nieznanych piosenek z nagrywanego właśnie albumu. Słuchało się znakomicie. Po kilkudziesięciu minutowym koncercie członkowie grupy wmieszali się w tłum, by posłuchać co mają do zagrania Kanadyjczycy. Nie zabrakło oczywiście komplementów, zwłaszcza ogromny ich strumień popłynął w stronę Antonisa [Skolias], perkusisty Rycerzyków. O 22:35 Jane Penny jako Lady in Red rozpoczęła to, na co wszyscy czekali. Co oczywiste, większość koncertowej tracklisty stanowiły piosenki z wydanej właśnie nowej płyty - Sugar at the Gate, ale nie ma w tym nic nadzwyczajnego... Po co ja więc o tym wspominam? Nieważne... Wiem jedno - znam TOPS od paru ładnych lat i jestem w 100 % pewien, że jest to w tej chwili mój ulubiony kanadyjski zespół/artysta (pierdol się Mac!). Samo spoglądanie w stronę gitarzysty, Davida, którego gra po prostu zniewala, było czystą przyjemnością. Bardzo się ucieszyłem z powodu Anything oraz Hollow Sound of the Morning Chimes - dwóch singlowych utworów, które nie często są przez nich grane na żywo. Z nowych piosenek w pamięci pozostał mi w szczególności I Just Wanna Make You Real z piękną solówką (flecik) Jane Penny. Na zakończenie zagrali jeszcze Brass in Pocket The Pretenders, czym rozwalili system...

Zakupiłem ich koszulkę oraz winyle, których jeszcze nie miałem; przybiłem piątkę z perkusistą i kochałem cały świat. Nawet piękno nocnego Krakowa nie mogło mnie zachwycić tak jak zrobili to ludzie z TOPS. Do zobaczenia za jakiś czas...


TRACKLIST:

CIRCLE THE DARK
CUTLASS CRUISER
ANYTHING
FURTHER
I JUST WANNA MAKE YOU REAL
DIAMOND LOOK
DAYGLOW BIMBO
MARIGOLD & GRAY
HOLLOW SOUND OF THE MORNING CHIMES
HOURS BETWEEN
WAY TO BE LOVED
PETALS

+  SLEEPTALKER with Better Person
++ BRASS IN POCKET (The Pretenders cover)










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz