poniedziałek, 28 lutego 2011

Nikt nie rozumie perskich kotów


Nikt nie rozumie perskich kotów 
reż. Bahman Ghobadi 
Iran 2009

Music is my radar

Muzyka łagodzi obyczaje. Zdanie wypowiedziane kilkanaście wieków temu przez greckiego filozofa i myśliciela - Arystotelesa, nie sprawdza się we współczesnym Iranie, gdzie tworzenie muzyki uznawanej przez system za zakazaną, staje się powodem do prześladowań, aresztowań i eskalacji przemocy. Film Bahmana Ghobadiego wprowadza nas w świat irańskiego, muzycznego undergroundu niczym nie różniącego się od tych znanych na całym świecie miejsc, gdzie młodzi ludzie przelewają swe uczucia w dźwięki. Z tą tylko różnicą, że Wielki Brat ma ich ciągle na oku!  


Dla nas europejczyków, Iran to bardzo egzotyczne miejsce, od razu kojarzące się z terroryzmem, łamaniem praw człowieka, dyskryminacją kobiet itp. Mimo, że nie można negować iż tego typu działania mają miejsce w tym kraju, to nie zmienia faktu, że nasze postrzeganie i kształtujące się stereotypy dotyczące Iranu są budowane przez informacje podawane przez media, które w większości mówią o dyktatorskim Ahmadineżadzie, chęci wyprodukowania bomby atomowej i o unicestwieniu Izraela. A w sercu ponad 7-milionowego miasta, jakim jest Teheran, toczy się w miarę "normalne" życie, gdzie każdy pragnie spełniać swoje marzenia; tylko słowo "wolność" w szeroko pojętym znaczeniu jest na cenzurowanym.

  
Nikt nie rozumie perskich kotów to historia dwójki przyjaciół Negar i Ashkana, którzy po wyjściu z więzienia chcą na nowo reaktywować rockowy zespół, którego istnienie stało się przyczyną ich odsiadki. Szukają także sposobów, aby dostać paszport i wizy, dzięki którym będą mogli dostać się do Londynu, gdzie czeka na nich wielka szansa zrealizowania własnych marzeń i uwolnienia się spod jarzma dyktatury. Ale to nie będzie takie łatwe. W pozyskaniu fałszywych dokumentów, bo prawdziwe okazały się nie do dostania, pomaga im przemytnik alkoholu, cinkciarz i wielki fan muzyki oraz filmów z Nicholasem Cage'm, Nader, który oprócz prób załatwienia paszportu i wiz, oprowadza dwójkę młodych ludzi po podziemnej scenie Teheranu.

  

Behind the scenes. Największym atutem tego filmu jest możliwość obejrzenia i posłuchania zespołów oraz artystów z kręgu tych "wyklętych". Tworzona przez nich muzyka, od rapu po heavy metal grany w oborze, nie jest akceptowana przez władze jak i zwykłych ludzi. Ale młodzi ludzie pragną wyrażać swoje emocje poprzez dźwięki, nawet pod groźbą więzienia. Czy czegoś nam to nie przypomina? Czy nie było takiej sytuacji w Polsce, w czasach żelaznej kurtyny? Także i wtedy bycie muzykiem wiązało się z niezliczoną ilością nocy spędzanych w więziennej celi. Paszport i wizy również były towarami deficytowymi, niedostępnymi dla zwykłych śmiertelników w normalnym obiegu. Na ścianach obskurnych piwnic, gdzie odbywają się próby, wiszą plakaty muzycznych idoli: Kurta Cobaina i zespołu The Beatles. Każdy z grających tam muzyków marzy, aby jego muzyczna kariera choć trochę przypominała dokonania ich ulubionych, zachodnich zespołów.  


Nikt nie rozumie perskich kotów to film wyjątkowy w dorobku irańskiego reżysera, który w filmowym świecie zasłynął jako twórca pierwszego filmu kurdyjskiego. Jednak w produkcji z 2009 roku porzucił on dotychczasowe pomysły i rzucił się w wir drugiej wielkiej namiętności jaką jest dla niego muzyka. W nieco ponad dwa tygodnie udało mu się uchwycić alternatywną scenę Iranu; oprócz nagród i entuzjastycznych opinii na międzynarodowych festiwalach filmowych, Ghobadi otrzymał także gorzki koniec lizaka. Musiał wyjechać z ojczyzny, bo tamtejsza władza nie widziała już dla niego miejsca w swoim społeczeństwie. Tacy jak on = persona non grata. Dlatego żadna nagroda nie zastąpi pragnienia, jakim niewątpliwie jest demokracja i wolność słowa w Iranie. W sercach milionów ludzi wciąż tli się iskierka nadziei, że doczekają takich czasów, gdzie oba te hasła staną się rzeczywistością.


Ostatnimi czasy głośno było o ogromnych demonstracjach, które wybuchły w ubiegłym roku tuż po ogłoszeniu wyników prezydenckich, uznane przez większość społeczeństwa za sfałszowane. Chęć wyrażenia swojego zdania, złość i pragnienie wolności i sprawiedliwości została brutalnie stłumiona przez irański reżim. Hasła z napisami Where is my vote? po raz kolejny zostały zbrukane krwią niewinnych ludzi. Mimo to mam nadzieję, że dożyję momentu, w którym będę mógł zobaczyć w kinie irański film, a w nim grupę młodych ludzi, którzy spełniają swe marzenia, grając na największych muzycznych festiwalach w Glastonbury czy Roskilde, wyrażając swe opinie bez narażania własnego zdrowia i mogących po prostu cieszyć się życiem w wolnym kraju. Oby ten film kończył się sentencją: oparte na faktach. Tego sobie, Wam i Irańczykom życzę!

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz