poniedziałek, 13 lutego 2012

Znowu te walentynki


Still Blue Still Turning - American Artist
2011

Święto Zakochanych - jak wszyscy dobrze wiemy - nie wypada w lutym. Święto Zakochanych trwa przez cały rok, a 14 lutego obchodzimy Walentynki. Zgodnie z konsumpcyjną tradycją przywiedzioną z USA i Europy Zachodniej, naszym obowiązkiem jest dopilnowanie, aby ukochana/y otrzymali pełną gorącego uczucia, walentynkową kartkę z miłosnym wierszykiem oddalonym około 20 kilometrów od poezji śp. Wisławy Szymborskiej. Nie wolno zapomnieć o pocałunku, cementującym wargi, a dla niektórych będącym jednocześnie aforyzmem bezsłownym i niepiśmiennym. Można kupić walentynkowe serce z czekolady albo takie materiałowe, ozdobione girlandami. Oryginalni wyrwą sobie serce z własnej klatki piersiowej i zapakują w ozdobny, foliowy worek, który kilka godzin później trafi do miłościwie mu panującej luby. Kierując się ścieżką wytyczoną przez starszych konsumpcyjnych braci w wierze (czyt. Amerykanów),  zabieramy chłopaka/dziewczynę na uroczystą kolację przy świetle najdroższych w mieście świec, obtoczonych świńską skórą, do najdroższej restauracji, z kelnerem w ramach walentynkowej promocji, wystylizowanym na lata 60. XX wieku. Oczywiście kolacja to dobry fortel. Celem głównym jest zaciągnięcie chłopaka/dziewczyny do łóżka, proste grzmocenie, konsumpcja i jeszcze raz konsumpcja. Po grzmoceniu następuje apopleksja u dziewczyny, a chłopak staje się eunuchem. Oboje nie są już zdolni do okazywania sobie szczerych uczuć, i dlatego 15 lutego świętujemy jako Święto Odkochanych. 

Nie wiem w jaki sposób Wy spędzicie jutrzejszy dzień, ale jeżeli nie stać Was na wypasioną restaurację, drogie prezenty ze sklepu z duperelami i nie jesteście w stanie na siłę stworzyć miłosnego wiersza lub też nie świętujecie tego dnia specjalnie wyjątkowo, to my spróbujemy pomóc. Amerykański duet Still Blue Still Turning jest producentem takich muzyczno-miłosnych karteczek, minimalistycznych w słowach, ale po prostu pięknych i - tak mi się wydaje - szczerych. Ryan Brady i Ray Duer mają doświadczenie muzyczne, które nabyli udzielając się w zespołach shoegaze'owych i dream popowych. W 2009 roku postanowili jednak powołać do życia projekt zajmujący się muzyką minimalistyczną, ambientową, slow-fi i tylko oni wiedzą jaką jeszcze. Osoby lubiące powoli rozpływające się melodyjne ambienty mogą w Still Blue Still Turning odnaleźć kilkadziesiąt lub kilkaset minut muzyki (samo American Artist trwa ponad godzinę), która od razu zapisze się im w pamięci. 


American Artist to drugi album Still Blue Still Turning. Skojarzenia? Przede wszystkim Harold Budd i te jego nawiedzone cudnymi melodiami kompozycje (również te stworzone razem z Robinem Guthrie). For James Wright, in his Hammock brzmi jakby żywcem zostało wyjęte ze ścieżki dźwiękowej do Lynchowego obrazu Prosta Historia; duet składa także wyrazy uznania dla Richarda Serry, którego wystawa w Metropolitan Museum w Nowym Jorku, zatytułowana Union, bardzo wbiła im się w głowę.  Pojawia się nawet Polska w  tytule: Damski czepek. Mój faworyt to Unstacked. Jest pięknie, daje o sobie znać przeszłość i uwielbienie do Kevina Shieldsa. Panowie dwa tygodnie temu wydali nowy album Hurricanes, na który warto rzucić uchem. Myślę, że wystarczy, gdy bliską wam osobę weźmiecie w ramiona i odpalicie w odtwarzaczu American Artist - wszystkie te pluszowe maskotki i napakowane chemikaliami czekoladki zostaną przykryte pierzyną pięknych dźwięków.

Still Blue Still Turning - bandcamp


P.S. Tak na marginesie, Sharon Van Etten opowiada Piczforkowi o swoim ulubionym napoju, wymienia Billa Murraya jako ulubionego aktora (ja też!) oraz miejsce, czyli Kraków, gdzie spotkała się z najbardziej entuzjastycznym przyjęciem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz