niedziela, 5 lutego 2012

Kosmiczny cukier w kostkach

fot. Dagna Majewska

Space Sugar
wydawnictwo własne
2012


Życie na Ziemi nie wzięło się od tak - bach! bach! - i dinozaury, sosny, baobaby. Tkwi w tym coś głębszego, osnutego mgłą tajemnicy niedopowiedzenia. Na naszej pięknej planecie, kiedyś nie było niczego, co można by nazwać żywym i zachwycającym, aż do momentu, gdy niebo zostało rozdarte przez płonące kule! Z wielkim hukiem spadło na Ziemie życie, wydrążając w litej skale Żuławy Wiślane. W kapsule jaka spoczęła na dnie tej wielkiej depresji, ulotnił się cukier w najczystszej postaci, czyli lodowego kandyzu. Ów cukier rozprzestrzeniał się po kuli ziemskiej z prędkością dotąd nieznaną. Nagle wszystko zatrzęsło się, zawyło niebo, wzburzyły się wody i spękała ziemia, a w okolicach dzisiejszego Gdańska wyrosło pierwsze cukrowe drzewo, dające owoce zwane Kosmicznym Cukierkiem. Milion lat później, pra pra pra (jeszcze tak kilkaset razy) wnukami tej życiodajnej materii cukru są członkowie Truj-miejskiego zespołu Space Sugar, karmiący nas tymi słodkimi owocami.

Jeżeli miałbym do wszystkiego odnosić sądy a priori, to okazało by się, że Space Sugar to kolejny zespół powielający gitarowe granie, jakiego w naszym kraju pełno (nawet u mnie za szafą się schowało) i nie należy zawracać sobie głowy sześcioutworową EP-ką kwartetu z Truj-miasta. Na szczęście w życiu kierujemy się najczęściej tymi drugimi sądami - a posteriori - dzięki czemu nie ufamy ślepo w idee, wzory czy teorie nie mogące się poddać doświadczeniu, stojące po drugie stronie, daleko od rzeczywistości. W świecie muzyki bywają jednak przypadki, co prawda nieliczne i pozbawione znamion świętości, których dźwięki można przyjąć za niepodważalny dowód na istnienie istot wyższych od nas o co najmniej dwie mile, tworzących muzykę popularniejszą od papierosów, taką, którą jesteśmy w stanie wpuścić do naszych domów bez zbędnych słów, bez zmysłowych doświadczeń "przed", mówiących wprost: rozgość się, rozbierz i tak w ciebie wierzę. Czy taka przyszłość czeka też Space Sugar? Raczej nie. Lecz pomimo pesymistycznego wydźwięku jakim pomalowane było poprzednie "nie-zdanie", trzeba choć na chwilę zawiesić ucho na rzeźniczym haku, by móc - w konstrukcji "od szczegółu do ogółu" - znaleźć dobre, gitarowe mięso - bez sztucznych ulepszeń - łechcące nasze podniebienie i zmysły. A takiego na debiutanckim wydawnictwie Space Sugar nie brakuje. 

Tańczyli na tej samej scenie co Őszibarack  i słodzili nastroje tych, którzy czekali na Marcina Świetlickiego i jego Świetliki. Oficjalna premiera płyty odbyła się całkiem niedawno, bo 28 stycznia 2012 w gdańskim klubie Żak. Space Sugar tworzą: Anna Szuchiewicz, swoim wokalem gwarantująca doznania na takim samym poziomie co podczas użycia wyrywacza serc. Znakomity wokal, co w zasadzie nie powinno dziwić, bo Ania - mieszająca przeszłość i teraźniejszość pomiędzy Space Sugar, a innymi projektami m.in. Hator Hator (interesujący elektroakustyczny duet z Dawidem Adrjanczykiem) i zespołem Poghanky - pokazuje moc swego głosu w przeróżnych konfiguracjach. Pozostali członkowie, równie ważni (lecz kobiety mają pierwszeństwo), to: Maciek Lubieniecki, gitarzysta i trębacz, znany z Tour de Mars, Jan Paszak - basista i zodiakalny byk oraz były reporter Radia Bagdad, perkusista Robert Kiesz.

Space Sugar debiutuje, ale muzyczne doświadczenie poszczególnych członków zespołu powoduje, że nie brzmią jak debiutanci. Brak w tych dźwiękach zachowawczych ruchów, szukania własnego miejsca i błądzenia po omacku po przeróżnych stylistykach w nadziei na uczepienie się jednej z nich długimi, posypanymi cukrem pudrem, rękoma. Zespół istnieje w uporządkowanym świecie, który sam stworzył za pomocą atawistycznych środków jakie przyniosła im muzyka ich ulubieńców z zamierzchłej i tej bliższej przeszłości. Z ciszy budzą nas opadające na twarz niczym jedwabny fular pojedyncze uderzenia w strunę - tej od gitary basowej Janka Paszaka. Tempo nie jest specjalnie mistrzowskie, nikt na siłę nie ściga się Dave'em Lombardo, chodzi raczej o okiełznanie smutnej atmosfery, którą wnosi tytuł (Can you reach me) i trąbka Macieja Lubienieckiego (fani alternatywy kojarzą jego instrument z debiutu Tobiasza Bilińskiego vel Coldair). Can you reach me to taki aperitif pobudzający apetyt przed daniem głównym, który widzę w Gangrenadzie, bo jej początek przenosi mnie w czasy, gdy grała jeszcze kapela Ride, i z całą pewnością jest to najbardziej przebojowy utwór na tej EP-ce. Ten shoegazowy, efemeryczny ślad pojawia się także w końcówce Smudge. Niki to cukier słodki (800-2000 mikronów), przyjemnie melodyjny. Z kolei takie Four of us bardzo przypomina mi bydgoski George Dorn Screams. EP-ka Space Sugar to nie zabawa z przyłożeniem baterii do języka, taki delikatny prądzik.. Tutaj mamy do czynienia, z przenośnym agregatem, elektryzującym włosy.. Ciągle się nabieram, że ten miły, kojący, ciepły głos mnie pochłonie i otuli, zostawiając szczęśliwego na zimnej podłodze - jedynym prawdziwym punktem rzeczywistości. Lecz nim zupełnie okryję się i zapadnę w nim, dostaję w twarz liściem pokrzywy i znów jestem człowiekiem w żelaznej masce, która przewodzi prąd. Trudno jest jednak z precyzją zaklasyfikować Space Sugar do jednej z szufladek. Alternatywa, rock, indie czy inne srindie - zespół z Truj-miasta brzmi po swojemu i chwała mu za to.

Obiecująca droga, na którą weszli muzycy Space Sugar może zaprowadzić ich naprawdę wysoko. W międzyczasie mile widziane są wszelkiego rodzaju fanaberie. Ciekawi mnie jak wypadłby Truj-miejski zespół w kompozycji z polskim tekstem. Brakuje mi także większej ilości petard w stylu Gangrenady lub rowerowych wycieczek w stylu Tour de Mars. Jest wiele możliwości, każda z nich dostępna. Na początek idą remiksy ich piosenek w wykonaniu innych twórców (pierwszego można posłuchać na profilu Soundcloud zespołu - Four of us w interpretacji Seba Bruena). A za rogiem czai się inny projekt - młode trójmiejskie zespoły pod patronatem Radia Gdańsk przygotowują materiał rewitalizujący legendarną Czarną Płytę Brygady Kryzys. Space Sugar doda od siebie przysłowiowe trzy grosze.

Mamy pierwszą w tym roku polską EP-kę, która warta jest poświęcenia tych kilkunastu minut wolnego czasu. A jeśli nie podoba się Wam wasza praca, to tę gorzką pigułkę osłodźcie muzyką Space Sugar. Wydajemy zezwolenie na uwodzenie.

Space Sugar - strona oficjalna, gdzie można zakupić EP-kę - do czego Was gorąco zachęcamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz