poniedziałek, 13 września 2010

COCTAIL PARTY - SIERPIEŃ


Efekt coctail party - zjawisko to umożliwia skupienie się na jednym sygnale wyodrębnionym w środowisku akustycznym, przy zachowaniu możliwości odbioru pozostałych dźwięków pochodzących z wielu źródeł o różnej lokalizacji.


-Dzień dobry Bazile.
-Witam.
-Z racji tego, iż trochę opierdzielacie się z wstawieniem Coctail Party, muszę zapytać w imieniu rzeszy wyczekujących, dlaczego?
-Mam świetną wymówkę, a raczej usprawiedliwienie dla tej sprawy. Otóż chciałbym uspokoić wszystkich, którzy od 1 września dniami i nocami siedzieli na stronie i czekali na cokolwiek. Chodzi o to, że były pewne problemy natury technologicznej, których mimo najszczerszych chęci przeskoczyć nie zdołał administartor ani nawet ja.
-Można Wam wierzyć?
-Oczywiście. Nam tak.
-Uspokoiłeś trochę wszystkich. Przeczytano w Twoim opisie osoby, że masz kota szalonookiego. Czy jest on równie szalony jak Moody z HP?
-O tak, kot mój sierści koloru mrocznej, demonicznej czerni ma oczy równie szalone jak ten autor. Gdybyście je widzieli; zajmują 2/3 jego niewielkiej główki. Zielone i nieprzeniknione, aż czasami się boję w nie patrzeć, bo wydaje mi się, że chce mnie zjeść..
-Co lubisz?
- hmm.. wiele rzeczy, lubię ogórki, paprykę i takie tam, ale najbardziej lubię kogoś, myślę, że z łatwością ten ktoś domyśli się, co insynuuje.
-To będzie ten Coctail Party czy nie?
-Oczywiście! Przepraszamy za opóźnienie.


Cee lo Green - What part of forever

Był post poświęcony temu utworowi, więc wiele pisać nie będę. Bardzo znakomite!


Act Raiser - Ghost Princess

Wierzycie w duchy? Bo w tej melodii jest ich pełno. Przede wszystkim rządzą tu fantomy, które spotykaliśmy na Causers of This; dla jednych album roku, dla innych album dekady. Dla mnie coś pośrodku (koncert Toro na Offie trochę mnie zawiódł). Ghost Princess czyli romantyczna, melancholijna podróż o pastelowych konturach z wplecionym samplem z utworu World Of Her Own The Wake, z albumu Here come everybody z 1985 roku. Idealna na plażowe wygibasy, wieczorne melanże i odjazdy przy kwasie. Gwoli ścisłości, ActRaiser to świetna gra na Supernintendo... Oj, stare czasy... Byliśmy wtedy młodzi i...



Mystery Jets - Dreaming of another world

Też pisane o nich było, świetna piosenka, świetna płyta, świetni muzycy.


Still corners - Don't fall in love

Nie chcę Was pytać czy znacie serial Miasteczko Twin Peaks. Nie dbam również o to, czy Wam się podobał czy nie. Nie interesuje mnie fakt, że dla kolegi Jacka to Shelly powinna zostać Miss Twin Peaks. Boba się nie boję, Karzeł mógłby być moim synem i z pewnością wygrałby You Can Dance. Nie, nie chciałbym pracować w FBI; jestem Polakiem bardziej cenię sobie pracę w naszym CBA. To nie ja zabiłem Laurę Palmer, tylko Rosjanie. Chcę tylko wiedzieć czy znacie ten głos? Bo to głos anioła. Na imię mu było Julee. Po kilkunastu latach ciszy, na horyzoncie pojawiło się jej muzyczne nieślubne dziecko. Wokalistka Still Corners, podobnie jak Cruise, swym głosem potrafi wytworzyć klimat nie z tego świata. Intymny, najbliższy, uwodzicielski, smutny - to przymiotniki najlepiej określające stan w jakim jestem, gdy słucham muzyki zespołu z Londynu (to takie kapele powstają w Zjednoczonym Królestwie?). Gitarowe dźwięki z lat sześćdziesiątych splatają się tu z dream popem, shoegazem i przeszywającymi organami Hammonda przywołującymi na myśl dokonania Beach House. Dawniej Julee pytała Are we falling in love ? Na pytanie Julee odpowiadam: TAK/YES/Si.; teraz Still Corners odradzają nam tego typu doświadczeń. Ale jak tu się nie zakochać? Looking for a sunset bird in winter




The Killers - When Your Were Young (LIVE)

A tutaj się trochę rozpiszę. Otóż, pewnego sobotniego popołudnia, gdy leżałem błogo na kanapie i pomykałem pomiędzy kanałami mej telewizji na "plus", zatrzymałem się zwyczajowo na kanale "plus" i tam zaciekawił mnie obraz jaki ujrzałem... Koncert. Koncert nie byle kogo bo ICH, mocarzy takiego grania. Jest to pieśń zarejestrowana w Royal Albert Hall w Londynie. Jakaż energia bije z tego widowiska, powala! Z racji tego energetycznego przesłania, właśnie ona znajduje się tutaj.


Dent May - Eastover wives

Skończyły się wakacje, bociany odleciały do Afryki, z szaf wyjęliśmy ciepłe swetry i płaszcze. Dzieci "wesoło" i z uśmiechem wróciły do szkoły, gdzie kadra nauczycielska i polski system kształcenia zrobi im pranie mózgu, zabije indywidualność i ograniczy wyobraźnię. Liście zżółkną i opuszczą matczyne gałęzie, tworząc kolorowe dywany dla naszych stóp; jakbyśmy byli panami tych ziem. Mgła przysłoni nam przyszłość, każe uważniej stąpać po ziemi i patrzeć pod nogi. I tylko pocztówki, bursztyn i inne drobiazgi przypominać będą o tych miejscach, gdzie jeszcze nie tak dawno spędzaliśmy miłe chwile, tak ulotne jak nasze życie. Dobrze, że jest jeszcze muzyka. Taki Dent May. Na nowo wskrzesza słoneczny pop z lat 60. ubiegłego stulecia. Może i nie używa już swego cudownego ukulele, co czynił na fonograficznym debiucie, ale całość i tak brzmi wspaniale. Osobiście, to mój numer jeden jeśli chodzi o hit tegorocznych wakacji. Nic nie jest w stanie lepiej oddać wakacyjnego klimatu, emocji i pobudzić do uśmiechu, jak Eastover wives.



Earrings - Luv

Worek o nazwie Chillwave/hypnagogic pop, po upływie roku, robi się coraz cięższy i pełniejszy. Ci którzy uważali lub uważają, że to krótkookresowe zdarzenie i już niedługo nie będzie po nim śladu, muszą czuć się zawiedzeni. Wygląda na to, że ten rodzaj nostalgii na długo zaistnieje w muzyce i blogosferze, a za kilka lat okres ów będziemy wspominać jako ten najpiękniejszy. I spełni się marzenie wszystkich tworzących w tym nurcie, by ich muzykę za kilkadziesiąt lat znaleźć gdzieś na strychu, zakurzoną kasetę puścić w odtwarzaczu i poczuć to; znów stać się młodszym, przywołać wspomnienia, uronić łzę. Do tego worka należy również, z właściwą dla sytuacji powagą, wrzucić Earrings i jego Luv. Za kilka lat przy tych dźwiękach będziemy się całować. Czy ten koleś z okładki, a właściwie jego część, nie przypomina wam kogoś? Do ściągnięcia za darmo jest EP-ka Wilderness, gdzie znajdziecie również prezentowany tu utwór.



Air Surgeon - Jem

Gdy wszyscy wokół doznają orgazmu w wyniku nowej piosenki Kings of Leon, ja pozbawiony internetu słucham tego, co w sierpniu mnie zaciekawiło i smakowało jak kromka chleba z miodem. W muzyce zupełnie jak w świecie komputerów i najnowszych technologii, to, co było dziś, jutro jest już zapomniane. Nie chciałem, aby było tak również w przypadku tego utworu. Młodzieńca z Kalifornii kosztowało to na pewno wiele pracy, nieprzespanych nocy i nerwów. Dla mnie to czysta rozkosz. Jem to pop z elementami kosmicznymi i psychodelicznymi umiejscowiony w latach osiemdziesiątych, zahaczający o wczesne nagrania Ariela Pinka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz