
Ileż to razy ciekawie zapowiadający się album, "kończył się" na piątej piosence, a reszta pełniła rolę nużących zapychaczy? Bo przecież wypada, aby długogrający album miał te 9 piosenek. Czy nie lepiej było wypuścić EP-kę? Naturalnie, że lepiej. Mini-album od dawien dawna stanowi swego rodzaju przetarcie dla debiutantów lub uzupełnia i zamyka nagrane wcześniej albumy. Większość z siedmiu tu prezentowanych zespołów to debiutanci, którzy narobili sporo apetytu swoimi krótkimi wydawnictwami i lokujemy w nich nasze małe nadzieje, co do ich pełnoprawnych albumów. A tak w ogóle to się zastanawiałem czy numer jeden wśród EP-ek, nie powinien się także znaleźć w gronie najlepszych zagranicznych albumów tego roku, ale po krótkiej refleksji doszedłem do wniosku, że tu ma swoje miejsce. Miejsce na tronie.

Kurt Vile jaki jest każdy widzi. Ten utalentowany gitarzysta, członek zespołu The War On Drugs, tworzy także na własną rękę. I według mnie powinien zostawić chłopaków i jeszcze bardziej zaangażować się w solową karierę (i tak też zrobił). Bo gościu ma ogromny potencjał. Pokazał to na wcześniejszych albumach - zaprezentował go także na wydanej w tym roku EP-ce Square Shells. Połączenie gitarowego grania z instrumentalnymi wstawkami wychodzi mu na tyle dobrze, że jestem w stanie w ciemno odłożyć sobie pieniądze na jego najnowszy album, który już niedługo powinien ujrzeć światło dzienne. Wystarczy posłuchać Invisibility: Nonexistent - siedmiominutowego utworu świadczącego o geniuszu Kurta. Dla niedoszłego gitarzysty, czyli mnie, Vile to wzór do naśladowania i mistrz fingerpickingu. No cóż, ja właściwie już nie gram, oby tylko Kurt nadal tworzył.
Z ostatniej chwili: krótko po tym, jak napisałem ten tekst, dowiedziałem się, że 8 marca zostanie wydana nowa płyta Kurta. Smoke Ring for My Halo. Uśmiech nie schodzi z mojej twarzy :)))
Kurt Vile - Invisibility: Nonexistent

Powciągamy trochę? Zrobi się przyjemnie, rozluźnimy czerstwą atmosferę panującą w naszym pokoju, spojrzymy na siebie z zupełnie innej strony. A może coś zagramy? Może synth pop z elementami lo-fi? Nie to już grano. Kto? A taki Walsh. Znasz? W 2010 roku wydał EP-kę Smoke Weed About It i w siedmiu utworach zawarł to, czego ty nie zmieściłbyś nawet w dwudziestu. Posłuchaj... Rzeczywiście. Miałeś rację. To jest świetne! Taki mniej funkujący Dam Funk, a więcej naszego ukochanego hip-hopu. No i co teraz? Wiesz co, ja ci powiem, że to biało gówno jest cholernie dobre. A ja ci powiem, że ten cały Walsh to jest sto razy lepszy niż te twoje białe gówno. Czarnuch... Białas. Bardzo przyjemna ta EP-ka, przystosowana do ciągłego NADUŻYWANIA.
Walsh - 07 Luxury (featuring Squadda Bambino)

Ha, to ten młody gościu, "bardziej" szalony Christopher Owens? Przyjemna dla ucha ta ich muzyka. Rockowo-popowa, z "hitem" Living in America. Fuzzy i synthy mają tu równe prawa, głos wokalisty lekko zniewieściały - ale to zupełnie nie przeszkadza w odbiorze tej sześcioutworowej płytki. Słucha się jej jednym tchem, pobudza do zabawy, maluje wszystko jasnymi barwami. Wracając do "hitu" - to ich odpowiedź na YMCA. Trzeba przyznać, że udana. W oparach rave'u i odgłosów Passion Pit i MGMT, Sun Bronzed Greek Gods to naprawdę ciekawa pozycja i warto się z nią zaznajomić; szczególnie latem. Ale mam tylko jeden zarzut. Jaki? Dlaczego on uważa, że życie w Ameryce jest takie seksi? To nieprawda! Powinien śpiewać tak: It's so sexy to be living in Poland. Faktycznie, nie brzmi to za dobrze...
DOM - Rude as Jude

U nas na parafii był kiedyś chór. Śpiewały w nim kobiety i mężczyźni. Nie pamiętam jego nazwy. Pamiętam tylko, że gdy pewnego razu na próbie mój kolega, który tam śpiewał, włączył piosenkę Joanny Newsom to opiekunka chóru stwierdziła, że ta "pseudo artystka skrzeczy a nie śpiewa i nie wyobraża sobie by w naszym kościele można by coś takiego wykonywać". Pewnie to samo powiedziałaby na Jego temat. Męski odpowiednik Joanny Newsom. Pat Grossi. Harfista. EP-ka Curtis Lane to jego pierwsze pełnokrwiste muzyczne dziecko. Mieszanka dream popu, synthu i shoegaze'u stanowi jedynie tło dla emocji tu ukrytych. Cudowne harmonie są wspomagane przez falset Pata. Wszystko to podbite przez "chwytającą" elektronikę spod znaku M83. Naprawdę, czuje człowiek to piękno wydobywające się z muzyki Active Child. Idealna do kościoła. Idealna dla ciebie.
Active Child - When Your Love Is Safe

Nieco ponad 15 minut. Tyle wystarczyło, by Mike Diaz ze swoim projektem wskoczyli na podium naszego podsumowania. Ten mini-album to miłe i niezobowiązujące granie, gdzieś pomiędzy electro popem a chillwavem. Kolega mnie chyba nie zlinczuje, jeśli powiem że Mien to jego najukochańszy utwór tego roku. Obaj trzymamy mocno kciuki za Atmoshperic Beast, bo takich dźwięków ciągle nam mało, mimo że w tym roku był ich prawdziwy wysyp (niektórzy tłumaczą to wydaniem Causers of this ;)).
MillionYoung - Mien

Chodź pomaluj mój świat na żółto i na niebiesko... Twin Sister. Ta piątka przyjaciół pochodzących z Nowego Yorku, wydała w 2010 swą drugą EP-kę Colour your life. Oj, pokolorowali mój świat! Kolor żółty: All around and away we go, sprawia mi radość i pobudza do życia. Kolor fioletowy: Galaxy Plateau, przywołuje mistyczne i zagadkowe reminescencje. Kolor brązowy: Phenomenos, sprzyja skrywaniu uczuć - w dużej ilości potrafi mocno przygnębić. Kolor zielony: Lady Daydream, wywołuje spokój i poczucie bezpieczeństwa, bo przecież Cię pamiętam. Kolor czarny: The Other side of your face, ukrywa przede mną jakiś mroczny sekret; trochę mnie to przeraża, czuje się nieco wyalienowany. Ale już kolor pomarańczowy: Milk and Honey, zwiększa moją motywację oraz podnosi poczucie własnej wartości. Taka jest ta EP-ka. Pełna dźwiękowych i emocjonalnych dysonansów. Przez to taka świetna.
Twin Sister - Lady Daydream (kolor zielony:)

Class Actress = Elizabeth Harper. Ileż ona ma w sobie seksapilu... Jestem pewien, że cały jego poziom odzwierciedlony jest w Journal of Ardency. Bo ten album aż kipi. Emocje i żar tych dźwięków wylewają się przez moje głośniki. Uwielbiam i kocham taką muzykę. Uwielbiam i kocham Elizabeth. Słodkie, wręcz cukierkowe Adolescent Heart, indie-popowe Let me take you out, zimne electropopowe Journal of Ardency nie przyprawia o gęsią skórkę, raczej o szybsze bicie serca. Wszystko pasuje do umiłowanych dźwięków spod znaku Junior Boys, Italians Do It Better czy Chromatics. Nie można się znudzić tymi melodiami. I jak tu nie kochać Class Actress? Dla zakochanych mieszkańców polskich miast! Całuję cię Kochana prosto w usta!
Class Actress - Adolescent Heart
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz