Część trzecia. Miejsca 60-41.
60. Dungen - Marken Lag Stilla
To był dobry rok dla psychodeliczenego grania. Pojawiło się kilka nowych, obiecujących zespołów takich jak Tame Impala. Przypomniały o sobie wielkie tuzy tej muzyki, czyli Dungen i The Black Angels. Wracając do Szwedów - super się ich słuchało w jesienne dni. W naszym podsumowaniu zamieszczamy Marken Lag Stilla, singiel promujący i jednocześnie piosenkę zamykającą wydaną przed kilkoma miesiącami Skit I Allt. Taką Szwecję też lubimy.
59. Violens - Violent Sensation Descends
Nowi/starzy idole indie młodzieży. Amoral dość szybko przepadł w marazmie i monotonii dnia codziennego. Nie zafascynowała mnie ta płyta tak jakby chcieli tego inni. Nie piszę się na ten hajp. Violent Sensation Descends - na takie muzyczne przejażdżki już jak najbardziej.
58. Warpaint - Shadows
Panie idą na wojnę! Będą walczyć z nędznymi piosenkami nagrywanymi przez pseudo-rockowych artystów. Shadows jest taki jak ich debiut. Bez ciągłego napierdalania w struny i gary. Wszystko jest misternie ułożone i poukładane. Spokojne. Ale my wiemy, że pod tym przykryciem czai się rockowy pazur i energia, która w przyszłości wybuchnie. I zacznie się wojna!
57. The Black Angels - Sunday Afternoon
Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły. Czarne Anioły.
56. DOM - Burn Bridges
Klawiszowy motyw przywodzi na myśl serial Shogun, cały kościec kompozycyjny mknie jak samochód wyścigowy, po którym zostają jedynie spalone mosty. Lubimy Was, wiecie o tym? Tylko mi się nie zmieniajcie, bo nie zdzierżę.
55. Cut Copy - Where I'm Going
Nie oszukujmy się, Where I'm Going to tylko marne tło dla hook'ów, które zespół zaserwował nam na swoim poprzednim albumie. Lecz jak wytłumaczyć to, że ten utwór i tak wsysa moją głowę do odkurzacza? Ja go nie włączałem.
54. Joanna Newsom - 81
Nie udało mi się. Do tej pory, nie przesłuchałem tego trzy-częściowego albumu. Przepraszam Cię Joasiu, ale musiałaś mnie w ten sposób dobijać?. Ja rozumiem, że Ty jesteś straszny pracuś i diament, ale ja jestem jeszcze zbyt słaby, by móc coś takiego przełknąć i zrozumieć za pierwszym razem. Mogłabyś nagrać tak z osiem utworów po pięć minut, wtedy bym to ogarnął. O na przykład 81 - bardzo go lubię. Krótko, miło i pokazuje Cię od najlepszej strony. I jest w stanie zawojować listy przebojów. Ale ja wiem, że Ciebie tworzenie przebojów nie interesuje. I chwała Ci za to! No, ale czasami mogłabyś...
53. Mountain Man - Soft Skin
Kurcze, ciekawe kiedy Fleet Foxes wypuści nowy album? Ile można czekać? Brakuje człowiekowi tych pięknych harmonii wokalnych pana Pecknolda i spółki. Całe szczęście, że w tym roku trio z Vermont wydało przecudny album Made The Harbor, który z miejsca stał się jednym z naszych ulubionych longplay'ów. No sami posłuchajcie, czy to nie jest piękne? I nie potrzeba tu żadnych instrumentów (oprócz starego akustyka). Ich miejsce zajął wokal. Normalnie czuję niebo.
52. Lay Bac - Stay Out Tonight
Jeden motyw, który urzeka i nie pozwala uwolnić się od myśli nie zdejmowania słuchawek. Stay out tonight to dzieło młodzieńca z Austin, który w opisywanym tu utworze zawarł wszystko to, co oczekuje się od wakacyjnej piosenki; wyczilowana elektronika i powrót do czasów disco z "echem" na wokalu. Zapisujemy na stronie: młodzi, zdolni, mogący osiągnąć wiele więcej.
51. Field Music - Measure
Peter i David to duet, na muzykę których zawsze czekam z niecierpliwością. Nigdy mnie nie zawiedli. Czy to w Field Music czy The Week That Was - zawsze było nam czym ucho zawiesić. Niebanalnie rozwiązane harmonie wokalne, świetne melodie i niejednoznaczny szkielet kompozycyjny, to główne cechy ich muzyki. Nie są gwiazdami muzyki pop, raczej jej solidnymi rzemieślnikami. A szkoda, bo na awans do grona najlepszych zasługują od bardzo dawna.
50. Lower Dens - Tea Lights
Muzyka zespołu Lower Dens, pochodzącego z Baltimore, zbudowana jest wokół osoby Jany Hunter, znanej dzięki współpracy z Devendrą Banhart i z jej solowych dokonań (w obszarach avant-folkowych i country). Tea Lights to jaśniejszy i spokojniejszy odcień Twin-Hand Movements, na którym to mieszają się wpływy shoegazowe, dream popowe i post-punk.
49. Shine 2009 - New Rules
O tym utworze pisaliśmy w lipcowym wydaniu Coctail Party. Fińska odmiana balearic (tak nie do końca tylko ten gatunek) zrobiła na redakcyjnej grupie spore wrażenie, które nie roztopiło się pod wpływem promieni słonecznych, lecz utrzymało się do dziś. Podobnie jak fiński śnieg. A właśnie kto wygra zbliżający się wielkimi krokami Turniej Czterech Skoczni? Może Fin? Hautameaki? Czy ten drugi, Larinto? A może Małysz?
48. Spoon - The Mystery Zone
The Mystery Zone jest dokładnie takie, jakie miało być. Spoon-owe. Każdy dźwięk charakterystyczny dla tych "gwiazd" indie. Piosenka skąpo ubrana, ale od razu rzucająca się w uszy. A gitara basowa Roba Pope'a niszczy bębenki słuchowe. Picture yourself/Set up for good in a whole other life/In the mystery zone.
47. Surfer Blood - Harmonix
Rekin-ludojad z debiutanckiego albumu Surfer Blood nie okazał się tak zabójczy, jak twierdził Pitchfork. Takie-tam zwykłe indie granie, wzorujące się na dokonaniach Pavement, Weezer'a czy The Cribs. Nie żeby było złe, ale nie urywało *upy. Gdy ostatnio ktoś rzucił ich nazwę próbowałem przypomnieć sobie jakikolwiek utwór z Astro Coast. Zajęło mi to ze dwie minuty, aż rzuciłem: Harmonix. Ten i jeszcze Slow Jabroni - reszty nie mogę sobie przypomnieć.
46. Tindersticks - Black Smoke
Tindersticks nadal smucą, wzruszają i pocieszają. Ich płyty to od początku bardzo mocna linia prosta, znajdująca się na wyżynach królestwa muzycznego. W dodatku spełniło się jedno z moich marzeń. Zobaczyłem ich na żywo na katowickim Off Festiwalu. Był to koncert z rejonów magicznych, ocierający się o wniebowstąpienie. Może kiedyś spotkamy się na koncercie w małym klubie z lampką wina w dłoni i z francuską kobietą u boku. Wtedy mogę stąd odejść.
45. Wild Nothing - Chinatown
Chodź pooglądamy album ze zdjęciami. Co to za zdjęcie? Nie pamiętasz? To Ty, jak miałeś 5 lat. Byliśmy wtedy z całą rodziną na wakacjach w Ustce. I to niby mam być ja? Oczywiście. Patrz tutaj. Fotografia z koncertu The Cure w katowickim spodku. To akurat sobie przypominam. Szkoda, że teraz nigdzie nie możemy razem jechać. Zawsze pozostają wspomnienia. No tak, ale ile można nimi się wyżywić. Kiedyś to paliwo także się wyczerpie. I co wtedy? Pustka. Nie przesadzaj. Jeżeli sytuacja jest bez wyjścia, to poczekaj aż się jeszcze bardziej skomplikuje. A tak zmieniając temat, fajny film w telewizji jest dzisiaj. Jaki? Chinatown Polańskiego. Nigdy tego nie oglądałem. To musisz nadrobić zaległości. Dziś na Tvn7 o 20. A kto gra? Jack Nicholson. To muszę go zobaczyć. A co to za płyta? Gemini Wild Nothing. I co najzabawniejsze, tu też jest Chinatown; równie dobre jak film.
44. Matthew Dear - Monkey
43. Kamp! - Heats
Jeśli takie piosenki powstają w Polsce, to rzeczywiście żyje się tu coraz lepiej. To słowa mojego kolegi po przesłuchaniu singla poznańskiego zespołu Kamp!, którego debiut płytowy jest jednym z najbardziej oczekiwanych wydawnictw na polskim rynku muzycznym. Co my tu mamy... Pogodne klawisze na wstęp, wokalne tututururu, slappingujący bas i unoszący się nad całością duch lat 80. to również chyba jak do tej pory najbardziej udane przeniesienie chillwave'u na polski grunt. Heats bez żadnych kompleksów może rywalizować z tuzami tego gatunku: Washed Out, Neon Indian czy wychwalanym tu i ówdzie Toro y moi. Ale ambicje chłopaków z Poznania sięgają znacznie wyżej. Jako b'side Distance of the modern hearts, lekcja ściągania od Australijczyków z Cut Copy wyszła im na dobre. Energiczny, żywiołowy kawałek, zabójczo chwytliwy, lecz mimo wszystko zawierający w sobie luz, którego mogą im pozazdrościć większe od nich firmy. Niczego innego nie słuchało się przez ostatnie miesiące na mieście, jak tylko Kamp!. Wierzę, że po ich debiucie niczego innego się nie będzie słuchać. Dziewczyny oszaleją na ich punkcie, mężczyźni z zazdrością będą patrzeć na nowych idoli swoich kobiet, a polish music nareszcie wyjdzie z cienia. Niech moc będzie z wami.
42. Tame Impala - Solitude is Bliss
Cracks in the pavement underneath my shoe
I care less and less about it and less about you
No one else around to look at me
So I can look at my shadow as much as I please
All the kicks that I can't compare to
All the kicks that I can't compare to
Making friends like they're all supposed to
You will never come close to how I feel (x2)
Space around me where my soul can breathe
I've got body that my mind can leave
Nothing else matters I don't care what I miss
Company's okay
Solitude is bliss
There's a party in my head and no one is invited
There's a party in my head and no one is invited
And you will never come close to how I feel (x2)
Movement doesn't flow
Quite like it does when I'm alone
I'll be the one who's free
You and I are friends
Can watch me today
Don't ask me how you're supposed to feel
You will never come close to how I feel (x4 fade out)
41. Toro Y Moi - Freak Love
Największym plusem i zaletą tworzenia podsumowań jest możliwość ponownego odsłuchania ulubionych płyt i piosenek, i nierzadko odkrycia ich na nowo. To właśnie nastąpiło w tym przypadku. Jakiś czas temu gdy włączyłem sobie Causers of This, kierowało mną przeświadczenie, że ten album niczym mnie już nie może zaskoczyć. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy z głośników popłynęły pierwsze dźwięki Freak Love. Utworu tak gęstego jak zsiadłe mleko; jak mgła, która przykryła mój dom 21 grudnia bieżącego roku. Życzę Wam wszystkim, drodzy "artyści" takiego utworu i albumu, by każde kolejne jego przesłuchanie wywoływało u słuchacza zdziwienie i rumieniec zawstydzenia na twarzy. Korzystajcie z przykładu jakim powinien być dla Was Toro Y Moi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz