poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Tides From Nebula - Earthshine




Tides From Nebula - Eartshine
Mystic Records
2011

Mimowie jako bardzo skromny krąg artystów nadal niedocenianych wciąż w podziemiu tworzy swe pantomimy. Co po niektórzy, wychylając swe białe od braku słońca twarze na powierzchnie, zdobywają jakimś cudem uznanie.. Można podejrzewać, że publiczności nudzi się głupota wymawiana z ust gwiazd, gwiazdek, pyłków, kamieni show-biznesu. Ale nie, nierzadko gest, mimika czy symbol ma o wiele większą moc przekazu niż wielogodzinne przemówienie. Każdy pamięta bądź zna z określenia wyczyn pewnego sportowca, mistrza skoku o tyczce (578 cm) Władysława Kozakiewicza. Czyż nie jest prawdą, że ten gest ma ogromne znaczenie, za każdym razem gdy to oglądam to przepełnia mnie jakaś nieokreślona radość i duma. Czy dwa palce, środkowy i wskazujący ułożone w literę V przy pozostałych złożonych, symbolizujących Pokój (Peace). Najsławniejszy mim świata, Marcel Marceau bawił, bądź przerażał swych widzów przez szereg lat swymi minami, gestami i ruchem kończynami. Mową ciała rozmawiał z publicznością.

I tak, Tides From Nebula to muzyczni mimowie. Śpiewają za pomocą instrumentów. Robiąc to o wiele lepiej niż większość, ogół, masa..



Kilka szczegółów historycznych:

Zespół został założony w styczniu 2008 roku w mieście stołecznym, Warszawa. 4 miesiące później zagrali swój pierwszy koncert. Potem wraz z początkiem roku szkolnego wyruszyli w trasę z zespołem Root. W miesiącu różańcowym pogrywali z Caspian i At The Soundawn. W marcu 2009 swe premierowe oblicze szerszemu gronu entuzjastów gitarowego instrumentalium ukazała 50 minutowa fala tsunami pod nazwą Aura. A niedawno bo raptem kilka miesięcy temu, 9 maja br. Earthshine oślepił całą Polskę. Ciekawostką jest, że album ukażę się w połowie państw UE.

These Days, Glory Days początkowo leniwie rozpoczyna swoją victorie, ale z każdą sekunda 6 minutowej batalii nabiera niesamowitej mocy zniszczenia. Niczym fala uderzeniowa kładzie na glebę każdą inną piosenkę. Daje do namysłu. The Fall Of Leviathan , przypomina mi instrumentalne wyprawy Roguckiego i Comy, z taką samą siłą i energią, albo nawet większą.. Sam nie wiem.. Prawie 9 minut napinania strun, przeplatanego z ciszą, nostalgią i spokojem. To cisza przed burzą, przed burzą naprawdę gwałtowną. Waiting For The World To Turn Back, zaczyna jak Jeff Buckley.. Dziwnie, cierpiętniczo, tęskno.. Caravans, przez blisko 5 minut hipnotyzuje.. Pojedyncze akordy gitar i pulsujące bębny. Nagle jednak się budzimy bo uderzają nas serie riffów, solówek gitarowych i głośnej, wyraźnie słyszanej perkusji. Poważnie obijają nam uszy, ale znowu wracają do spokojnego strumyka dźwięku. Cemetery Of Frozen Ships relaks, odpoczynek przy tym utworze to nic trudnego..

Earthshine to 8 utworów, pomieszanych z niewyobrażalną ostrością i cichą, spokojną niedzielną drzemką. Mimo braku słów w tej muzyce idealnie wyczuwa się emocje artystów, trud włożony w utwory. Nie sztuką jest powiedzieć wierszyk, sztuką jest go pokazać. Tides From Nebula to muzyczni mimowie, idealnie śpiewają bez słów za pomocą swoich gitar.

Skład zespołu:
Adam Waleszyński – gitara,
Maciej Karbowski – gitara,
Przemek Węglowski – gitara basowa,
Tomasz Stołowski – perkusja.


Ocena - 8/10


Pozdrawiam, Nataniel Rozental.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz