WINDHAM HILL (1999)
Doba ma 24 godziny. tydzień 168, a rok 8760. Przyjmując założenie, że człowiek żyje przeciętnie 83 lata, wychodzi nam: 727 080 / 727 560 godzin na osobę. To dużo, czy mało? To już zależy wyłącznie od nas... Jak mawiał Lew Tołstoj :
Czas się nie śpieszy - to my nie nadążamy.
Są w życiu takie chwile, kiedy człowiek ma ochotę zrobić coś zupełnie wyjątkowego. Coś czego nigdy nie zrobił. Dla jednych może być to podróż dookoła świata, dla innych stosunek płciowy z prostytutką. Ważne, aby w jesieni swego życia mieć poczucie, że nie zmarnowało się ani chwili z tych dni, które otrzymaliśmy gratis. Podobnie pomyślał czołowy surrealista kinematografii David Lynch i postanowił zrealizować projekt znacznie różniący się od jego pozostałych dzieł. W Zagubionej autostradzie gnaliśmy na złamanie karku, spotykając po drodze samego diabła. Po filmach, które wypełniały przemoc, seks, tajemnicze postacie czy też czarne chaty, amerykański reżyser zapragnął stworzyć coś, co opowiadałoby historię najprostszą z możliwych - historię pojednania i braterskiej miłości, silniejszej od ludzkich ułomności. Takim właśnie obrazem jest Prosta historia. Tu delektujemy się podróżą, podziwiamy krajobrazy, poznajemy ciepłych i miłych ludzi. Tylko goni nas czas... Scenariusz napisało życie. Otóż, 73 - letni Alvin Straight (w tej roli genialny Richard Farnsworth), schorowany mężczyzna, postanawia odwiedzić swego brata. W przeszłości doszło między nimi do konfliktu, który stał się przyczyną dziesięcioletniej ciszy we wzajemnych relacjach. Dowiedziawszy się o chorobie swojej i brata, Alvin wyrusza w liczącą ponad 300 mil podróż, by się z nim pojednać i porozmawiać. Czas nie jest ich sprzymierzeńcem. Środkiem lokomocji głównego bohatera zostaje zwykła kosiarka, która niedługo po rozpoczęciu podróży odmawia posłuszeństwa. Pan Straight decyduje się w końcu na ponad trzydziestoletni traktorek made in John Deere. Pomimo wielu trudności, Alvinowi - z pomocą napotykanych ludzi - udaje się dotrzeć do celu swej podróży. Do celu życia.
W moim wieku widziałem mniej więcej wszystko, co życie może ofiarować.
Muzykę do obrazu stworzył nadworny kompozytor Lyncha, Angelo Badalamenti. Ten amerykański muzyk włoskiego pochodzenia, współpracuje z Lynchem już od czasów Blue Velvet. Najbardziej znaną ścieżką dźwiękową, którą stworzył, jest ta z Miasteczka Twin Peaks, serialu przełomowego dla telewizji jak i dla mnie. To właśnie dzięki niej zainteresowalem się muzyką filmową jako odrębnym organizmem, żyjącym własnym życiem poza filmowym światem. Badalamenti postanowił dostosować się do kierunku, który wybrał reżyser. Większość tematów ma jednorodną budowę, wręcz minimalistyczną. Ale to świadczy tylko o geniuszu tego kompozytora, który z prostych środków potrafi stworzyć piękną, naładowaną emocjami treść. Zresztą jesli chodzi o emocje, to towarzyszą nam one przez cały czas - od zadumy, nostalgii, uniesienia poprzez smutek i strach. Racją jest, że rzeczy najprostsze, czy to słowa lub muzyka, trafiają do najgłębszych pokładów naszej wrażliwości. Stwierdzam taki fakt również tutaj. Można też usłyszeć charakterystyczne dla Badalamentiego delikatne przejścia (" Nostalgia"), którymi tak pięknie zniewalał mieszkańców Twin Peaks i obywateli przy Mulholland Drive. Mamy także american country ("Country theme") jak i piękne smyczkowe aranżacje ("Crystal", strasznie przypomina mi muzykę z Listy Schindlera, gdzie popis swoich umiejętności daje Itzhak Perlman). Całość stanowi idealne uzupełnienie filmowego świata. Czy ty, drogi czytelniku, nie chciałbyś choć na chwilę zasmakować amerykańskiej prowincji, gdzie ludzie są zawsze uśmiechnięci i chętni do pomocy? Ja spróbowałem i nie żałuję.
Najgorsze w starości, są wspomnienia z młodości.
Ocena : 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz