Tytuł: „Kobieta w czerni” (PL),
„The Woman In Black” (ANG)
Reżyser: James Watkins
Produkcja: Kanada, Szwecja, Wielka
Brytania
Gatunek: Dramat, Horror
Premiera: 2 marca 2012 (Polska)
3 lutego 2012 (Świat)
„ Nie wiecie,
po co przyszła, że wróci bądźcie pewni. To widmo ciemności, to Kobieta w czerni” legenda
Crythin Gifford.
Lubicie legendy? Tak? Ale takie, w których opisana historia chwyta za serce, porusza do głębi, historia miłosna, prawda ? Tak
myślałam.. Niestety – dzisiaj nie przedstawię Wam żadnej przyjemnej i budującej
w nadzieję opowieści. Będzie to raczej przepełniona bólem, goryczą i
przerażającą bezsilnością historia pewnej Matki…
Mamy początek XX wieku. Młody prawnik, Arthur
Kipps, otrzymuje od swojego Szefa rutynowe zlecenie – ma udać się do pewnej
angielskiej prowincji i zająć się uporządkowaniem dokumentacji i sprzedażą Domu na Węgorzowych Moczarach, po niedawno zmarłej
właścicielce. Ot – typowe, nudne, papierkowe zajęcie. No więc nasz bohater
żegna się ze swoim małym, ślicznym synkiem i wyjeżdża z Londynu. Niestety, na
miejscu spotyka go dość nie miła niespodzianka – i nie wiadomo czy spowodowane
jest to branżą jaką reprezentuje (która nomen omen, powszechnie nie cieszy się
sympatią), czy też może zaściankową mentalnością tutejszej ludności, ale jedno
jest pewne- mieszkańcy wyraźnie czują do niego niechęć, a wręcz unikają jak
ognia. Arthur, mimo że co nóż spadają na niego wyrazy pogardy ze strony otoczenia,
postanawia zapiąć sprawy na ostatni guzik i dokładnie przewertować dokumentację
znajdującą się w Domu na Węgorzowych Moczarach.
No i się zaczyna…
Nie dość , że sama droga wiodąca do posiadłości znajdującej się na wyspie, wije się wśród
mgły, pokrywającej bezkresną połać bagna i przyprawiała mnie o dreszcze wraz z
męczącym przeświadczeniem „że coś się
święci ( i do najświętszych bynajmniej nie należy)”, to sam cel podróży
definitywnie potwierdza kategorię do jakiej film należy.
Piękna (kiedyś była z pewnością ), otoczona ogromnym
i ziejącym niepokojem kniejem, posiadłość, robi wrażenie już na pierwszy rzut
oka. Za drugim nie jest już tak przyjemnie, a kiedy zupełnie zamkniemy oczy..
cóż- wtedy właśnie możemy coś zobaczyć.
I właśnie tego ostatniego doświadcza Kipps. Można to zdefiniować,
podążając za słowami jednej z kapel : „… gdy rozum śpi- budzą się demony”. W
naszym przypadku chodzi o konkretnie jednego demona- ducha, zjawę, marę,
straszydło… A może po prostu niespokojną duszę matki, która po utracie swojego
dziecka, zaznaje wiecznego niepokoju.
Reżyser i scenarzystka nie poskąpili efektów, które
budują ten niesamowity klimat w filmie – cisza, ponure barwy, wciąż dżdżysta
pogoda i nieprzenikniona ciemność panująca w posiadłości, która zmusza nas do
coraz dokładniejszego wpatrywania się w otchłań, z której „coś” nagle
wyskakuje. Niby banalne, a działa. Skutecznym okazał się pomysł powrotu do
stylizacji klasycznego gotyckiego filmu grozy. I właśnie taki był zamysł Jamesa Watkinsa –
stworzenie obrazu, który przerażałby widzów nie ogromem przemocy i rozlewu krwi
na ekranie, ale opowieścią o bezgranicznej tęsknocie za najbliższą osobą, która
przeradza się w furię, która zaślepiając do głębi, popycha nas do zbrodni na
niewinnych. Mam wrażenie, że pomysłem
reżysera było zamknięcie w kapsułce syntezy tego, czym jest koszmar żałoby. Czy
mu się udało? Oczywiście. Dlatego cała konstrukcja filmu, po głębszym namyśle,
przypomina bardziej połączenie dużej dawki dramatu, z elementami (bądź
„straszakami” jak kto woli) horroru.
Na koniec mała wzmianka o ekipie aktorskiej: odtwórcą roli Kippsa został sławny
Daniel
Radcliffie, znany chyba na cały globie, ze swoich czarodziejskich wyczynów.
Ale jak to ze sławą bywa, niesie za sobą spore obciążenie. I tak przez cały
film śmiałam się w duchu, że „Harry Kipps” wyciągnie zaraz różdżkę i rzuci w
przestrzeń jakimś zaklęciem, lub po prostu ucieknie gdzie pieprz rośnie na
Błyskawicy. Nie uciekł. Zagrał do końca, a
nawet wyszło mu to nieźle z jego dźwięcznym brytyjskim akcentem, chociaż
młoda buźka nie do końca pasowała mi do roli doświadczonego przez życie ojca…
Można oglądnąć. Nie spodziewać się przełomu w swoim życiu po wyjściu z kina. Ale z dużym
prawdopodobieństwem tego wieczoru może Wam się nieswojo zasypiać…
Ocena: 7/10
Made by Ela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz