niedziela, 5 sierpnia 2012

Wakacje przesłonięte chmurami pt.10


BIAŁE ANIOŁY

Wyjechał z pracy pół godziny później niż zwykle. Miasto było mocno zakorkowane, ale to mu nie przeszkadzało. Nigdzie się nie spieszył, bo do pustych ścian nikomu nie chce się wracać. Po drodze kupił jeszcze ulubioną gazetę i parę rzeczy do jedzenia. Pomarańczowe światło latarni znajdującej się przy jego mieszkaniu zmieniało kolor tego XIX-wiecznego budynku, dodając mu kilkanaście lat. W skrzynce na listy ktoś zostawił dwie wiadomości w ekologicznych, biodegradowalnych kopertach.

Pierdolone rachunki, pomyślał, i wszedł do środka.

Poczuł zapach stęchlizny. Otworzył okno w kuchni, włączył radio, i poszedł się wysrać. Spiker radiowy mówił coś o jakimś koncercie, który odbędzie się dziś wieczorem. Nawijał tak przez kilkanaście minut, aż w końcu włączył Natural Woman.

Świetna piosenka, i chlup, wielki brązowy balas wpadł do wody. Wziął kąpiel, i przygotował sobie quimporto, tak na pobudzenie. Przeczytał kilka stron gazety, ale nie znalazł w niej nic, co stanowiłoby dla niego inspirację. Rozbolała go głowa, więc zażył środek przeciwbólowy i położył się do łóżka, jako pierwszy w tutejszej okolicy. 

Otworzył oczy i spojrzał na zegar, a jego wskazówki w tej właśnie chwili zatrzymały się na tarczy w okolicach godziny trzeciej. W ciemności wszystko wyglądało inaczej. Poczekał chwilę aż oczy przywykną do takiego środowiska, usiadł na łóżku i skupił umysł na rozróżnianiu poszczególnych przedmiotów w pokoju. Szło mu niezgorzej, poznał stojący w rogu gramofon, wiszącą nad nim reprodukcję Krzyku Muncha, z prawej strony zauważył kształt lampy dekoracyjnej z masy żywicznej z naturalnym motywem roślinnym, kupionej na wyprzedaży, z czasów, gdy trzymał za rękę Nancy.

Przesunął wzrokiem bardziej w prawo, na fotel, w dzień zielony, teraz wyróżniający się jedynie kształtem. Wydał mu się jakiś dziwny, zmieniony, jakby przez te kilka godzin leczniczego snu, powiększył się o jeden rozmiar. Górna część poruszyła się i zrozumiał, że nie jest w pokoju sam. Miał dziwne uczucie, że postać tam siedząca z uwagą mu się przypatruje. Zawsze bał się rozmazanych postaci, zlewających się z ciemnością, ale tym razem wiotkie ciało samo podniosło się i skierowało w stronę intrygującego obiektu. Strach schował się u swojej koleżanki, nocy. Podszedł bliżej. Postać siedziała na fotelu, ze skrzyżowanymi nogami, bosa i z zamkniętymi oczami. Zdecydował się pójść o krok dalej, na tyle daleko, by bez problemu dotknąć tę nocną marę. Wyciągnięta dłoń zetknęła się z gładką powierzchnią. Wtedy otworzyła oczy. 

Kojarzył jej twarz. Platynowe włosy przypominały hollywoodzkie gwiazdy lat 20. i 30. XX wieku, ubrana była w prostą, jasnozieloną jedwabną sukienkę.

Witaj, powiedziała, nie masz mi za złe, że wkradłam się do twojego mieszkania, prawda?

Milczał, jego dłoń ciągle spoczywała, jak w końcu spostrzegł, na jej nodze, gładkiej i delikatnej niczym fular. Widział ją teraz dokładnie; uśmiechała się, a uśmiech ten skrywał tajemnicę, której nie rozumiał. Wstała, podeszła do niego i pocałowała go w usta. Rozpoznał ten zapach. To Liaison.

Chcę, byś mnie kochał, powiedziała, a raczej wyszeptała.
To sen, nie chce mnie obudzić, pomyślał.
Może pomyliłem światy. Plotyn mówił, że kolejne reinkarnacje przypominają mężczyznę, który sypia w różnych łóżkach.
Czy to na pewno jestem ja, powiedział.
Oczywiście, że ty.
Jej usta były pomalowane czerwoną szminką, tak czerwoną, że miał ochotę je zjeść. Objęła go i pocałowała. Chciał coś powiedzieć, ale zapomniał, albo też doszedł do wniosku, że każda rozmowa jest niebezpieczna. Zsunęła z siebie sukienkę, pod spodem nie miała niczego, rozpięła mu spodnie i ściągnęła bieliznę. I poznali, że są nadzy. 

Całował jej naturalne, jędrne piersi, a ona jęczała tak słodko, posunęła jego głowę w dół, ku włochatej cipie, a on ją lizał, wkładał penisa, i zauważył pająka na ścianie; właśnie, pająk, co on tu u licha robi, na co się gapi, czy nie widział nigdy pieprzących się ludzi, podobnych do niego, przedłużających swój gatunek, czerpiących z tego radość i smutek; seks jako substytut gazet, książek, muzyki i filmów, jedzenia i picia, mycia się i srania, oddychania.

Skrzydła. Keep away from fire. 

Piękne dziecko, powiedział, gdy całował jej usta, o smaku soczystego arbuza.

Nie zamykała oczu, ciągle na niego patrzyła tymi dużymi, smutnymi oczyma, i kiedy tak ją posuwał, to robiło mu się żal. Samego siebie. Zaczął płakać, ona widząc to przytuliła go do swych piersi, głaskała go po głowie i szeptała czułe słówka. Miał wrażenie, że zaraz rozpadnie się na kawałki.

Trzymaj mnie mocno, rzekł. 

Kilka chwil, kiedy naprawdę byłam szczęśliwa. Zaledwie kilka godzin, z całego życia. Podziwiali mnie i pożądali, otaczali i wielbili, ale na końcu zawsze zostawiali samą. Fajna zabawka, którą można wyrzucić. Dziwka na wieczór. Tylko tyle dla nich znaczyłam. Dlaczego człowiek nie dostaje drugiej szansy ? W dużej mierze to nie moja wina, że tak potoczyło się moje życie, to inni je spieprzyli. Ja dostawałam zawsze gorzki koniec lizaka. Napijmy się, zmarnowany talent jest bardziej erotyczny. Mój największy sukces. Stałam się nieśmiertelna zanim umarłam, ale ty wiesz gdzie mnie szukać. Złe kości leżą poza murem kościoła

Słońce stało wysoko nad horyzontem, kiedy otworzył oczy. Ślady spermy na pościeli i szminka na ustach, oby to nie był sen, powiedział. Podszedł do okna, spojrzał w górę. Żaden samolot nie przecinał nieba. Zapalił papierosa, nachodziły go dziwne myśli, że postąpił tak samo jak tamci, niczym się od nich nie różniąc. Tylko instynkt i hedonizm, tym się kierujemy.

Prawda jest pisana na kolanach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz