wtorek, 31 grudnia 2013

Podsumowanie roku 2013

PIOSENKI

Forest Swords - Thor's Stone
Jensen Sportag - Under the Rose
Disclosure - Help Me Lose My Mind
Josephine Foster - I'm a Dreamer
Ariel Pink & Jorge Elbrecht - Hang on to life
Justin Timberlake - Strawberry Bubblegum
Darkside - Paper Trails
Prefab Sprout  - The Dreamer
Dj Koze - Das Wort (feat. Dirk von Lowtzow)
Rhye - 3 Days
Die Flöte - Civil War
Disclosure - Defeated No More (feat. Ed Macfarlane)
Daft punk - Get Lucky
Annie - Invisible
Kurt Vile - Goldtone
Deerhunter - Sleepwalking
Grouper - Being Her Shadow
Shine 2009 -  No Thanks
Shine 2009 - Older


ALBUMY

20. Candy Claws - Ceres and Calypso in the Deep Time
19. Darkside - Psychic
18. Mammane Sani Et Son Orgue - La Musique Électronique Du Niger
17. Forming - Variations of the One Essence
16. My Bloody Valentine - MBV
15. Pulse Emitter - Outdoor Session
14. Sean Nicolas Savage - Other Life
13. Josephine Foster - I'm a Dreamer
12. Atoms for Peace - AMOK
11. Rhye - Woman
10. Oneohtrix Point Never - R Plus Seven (trochę słabszy ten krążek od poprzednika, jednak plądrofonia w w wykonaniu Lopatina ciągle mnie bierze)
9. Jessy Lanza - Pull My Hair Back (kolejna płyta Junior Boys z damskim wokalem na czele)
8. White Poppy - Drifters Gold (= słabość do śpiewających kobiet, ubranych w rozmarzone, rozmyte dźwięki)
7. Shine 2009 - Our Nation (troszkę pokombinowali, dodali więcej gitary i ... fajnie się tego słucha)
6. Julia Holter - Loud City Song (Ekstasis podoba mi się bardziej, ale takie Hello Stranger czy This is a True Heart są fantastyczne)
5. Bill Callahan - Dream River (piwo, baryton i smutek - Callahan promieniuje swoją obecnością)
4. King Krule - 6 Feet Beneath the Moon (wszyscy zachwycają się głosem młodziana - i słusznie! - lecz dla mnie najciekawsze rzeczy dzieją się w tle. Tak przemyślanego debiutu dawno nie pamiętam)

3. Julian Lynch - Lines  (ulubiony wykonawca nadal mnie nie zawodzi)

2. Ducktails - The Flower Lane (po takim albumie - malkontentów wysyłam na Rue Morge - nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na nowy krążek Real Estate. Dobrze, że Matt dał sobie spokój z repetycją)

1. Sally Shapiro - Somewhere Else (uwielbiam Sally Shapiro i Johana Agebjorna. Cała płyta wypełniona jest prześlicznymi melodiami, co w połączeniu z głosem Sally daje nieustającą wiosnę w słuchawkach, podszytą melancholią)

niedziela, 28 lipca 2013

Arctomecon merriamii


White Poppy - Drifters Gold
Constellation Tatsu
2013

W ramach letnich wojaży, amerykańskie wydawnictwo wypuściło tryptyk kasetowy, z którego najlepiej prezentuje się niejaka Crystal Dorval, ukrywająca się pod pseudonimem White Poppy. EP-ka Drifters Gold składa się z dźwięków, które wręcz musiały mi się spodobać. Oniryczny dream pop, z delikatnym kobiecym wokalem - pierwsza myśl: Sea Oleena, ale z większą dawką reverbów, delay'ów i innych przesterów. Kolejne przesłuchania przyniosły następujące, dość oczywiste skojarzenia: Tiny Vipers, Grouper, a w takim tytułowym utworze łatwo wyłapać odrabianie lekcji ze Slowdive. In the Sun ma te same wibracje co ubiegłoroczna płyta Vestals. Słucha się tej kasety niezwykle przyjemnie i naprawdę warto, w te upalne dni, dać się skusić bogatej jak morze ścianie piękna na Drifters Gold

Warto posłuchać: całości!

PS. Czekamy na album - premiera 3 września





niedziela, 23 czerwca 2013

Wakacje przysłonięte chmurami pt. 11


BARBADOS ALBO NIE

Organizm dawał mi do zrozumienia, że w cieniu jest tak około 35 stopni. Leżę właśnie pod kokosową palmą ryzykując rozstrzaszkanie czaszki na milion pojedynczych kawałków. Między zębami mam wiórka kokosowe i resztki orzechów z hotelowej recepcji. Zostałem zaproszony do wzięcia udziału w seminarium na miejscowym uniwersytecie nt. realizmu magicznego w katalogach chłodnictwa. Nie udało mi sie dotrzeć na czas. Nie żebym zrobił to perfidnie i z góry zaplanował. Czasami jednak coś w życiu nie wychodzi. Miejsce, w którym teraz jestem nie jest podobne do niczego, co kiedykolwiek widziałem. Przypomina raczej ogromny wywar z nieosiągalną dla ludzkiego oka gamą kolorów, czyniąc z człowieka niewolnika. 

Zbliża się kobieta o mlecznej karnacji. Na jej widok reaguję podnieceniem. Dawno mi już tak nie stanął. Związuje mi ręce i nogi. Odprawia modły: 

NEPO PU YM STHGOUHT
LLET EM FI UOY EES
EMOS GNINAEM

Podpala mnie. Za kilka godzin Niedotykalni będą zbierać moje złote zęby. 

***

Dobra ta herbata...

sobota, 22 czerwca 2013

Julian Lynch - Lines


Julian Lynch - Lines
Underwater Peoples
2013

Nie będę ukrywał, że uwielbiam tego muzyka. Za miszmasz, który słyszę na każdym jego albumie począwszy od cd-ru Birthday. Powie kto: przecież to nic takiego - spalona słońcem psychodelia zatopiona w nie wyszukanym amerykańskim folku, bez błyskotek, wręcz suchym. Tyle razy napisano: że słychać tu wpływy orientu, zamiłowanie do amerykańskiego jazzu z lat 50. i 60., swoje piętno odcisnęła Mata Hari i podróż do Indii. Dobra, dobra... Lynch po raz kolejny nie stworzył nic rewolucyjnego, ale dla mnie jest bohaterem i jednym z niewielu współczesnych artystów, w którego muzyczny zmysł ślepo wierzę. Kocham ten mikroklimat, baśniowy, czasami duszny, czasem niezwykle subtelny, gdy w krótkich instrumentalnych utworach chwyta za gardło (takie North Line mógłbym słuchać non stop). Pojawia się więcej saksofonu współpracującego z klarnetem, wyczarowujących magię w Yawning czy w najmocniej przypominającym utwory z Mare, zamykającym Shadow. Tytułowe Lines łączy prostotę z delikatną elektroniką - coś w stylu Garden 6, czyli jednego z moich ulubionych utworów Lyncha. Ujmujący jest fakt, że każdy utwór na Lines przynosi coś zupełnie innego, nie ma utartego szablonu. Nie jestem w stanie rzucać argumentów świadczących o wielkości tej płyty. Nie da się, bo takowych nie ma. Po prostu, to sprawa czysto indywidualna. Wiem, że za kilka lat z przyjemnością do niej wrócę. Tak jak i do poprzednich albumów.

Ocena: +8/10

czwartek, 30 maja 2013

Nic więcej


Albino Groupie - Echo Of The Eye
Rotifer 2012

Czekałem na tę kasetę. Z tej okazji nie wyskoczę z samolotu jak D.B. Cooper ani też nie pocałuję przypadkowo spotkanej dziewczyny. Kupiłem nowe słuchawki, nie za grosze, za papierowe pieniądze, więc mam prawo wymagać. Z drugiej strony Echo Of The Eye nie jest wypełnione materią, którą należałoby rozkładać na czynniki pierwsze, wsłuchując się w nie uważnie. Ot, po prostu taka muzyczna drzemka po sytym obiedzie, czerpiąca pomysły z delikatnych i ciepłych dźwięków. W tym roku coś podobnego wydało Worn Habit, a mianowicie Variations of the One Essence - i te powiązanie słychać na stronie pierwszej kasety wydanej przez amerykańskie wydawnictwo Rotifer. Dla mnie jednak ideałem jest blisko sześc minut drugiej strony - tak właśnie powinno brzmieć wszystko, co kojarzy mi się z czymś tajemniczym i nieokreślonym. Głupio to brzmi, ale tak mam...

... by Mikkel Dunkerley (D'Artagnan)

Ci, którzy nie mogą zasnąć albo snują się we śnie po całkiem realnym świecie, niech pamiętają o Wandzie Warskiej i Andrzeju Kurylewiczu. Naprawdę, nic więcej wtedy nie potrzeba.


poniedziałek, 13 maja 2013

Trupa Trupa - ++




Hołdując pewnym zasadom, mottom, morałom czy też rytuałom, można przez życie przejść całkiem spokojnie, bez większych problemów. Czyli bezsensownie i normalnie nudno.. Niektórym do szczęścia nie potrzeba więcej niż owych codziennych rytuałów, przez szereg lat powtarzanych, werżniętego w skórę przepisu na życie. Prysznic, śniadanie, podróż do pracy, praca, podróż do domu, obiad, kanapa, telewizja, kolacja, łóżko. I tak cały czas. Prosto jak w kuchni Makłowicza. A gdyby tak odrobina szaleństwa, dodać do tego rytuału szczyptę piasku i wina, np. nie zjadając śniadania.. O, tak! Od czegoś zacząć trzeba.. Potem to już poleci. Tak też stało się w przypadku Gdańskiego kwartetu, nie zapadli się w muzycznej stagnacji, z czego jestem dosłownie dumny. Trupa Trupa.

Kwietnia 27, 2013 roku miała miejsce premiera albumu nr. 2. Dokonało się to podczas koncertu w klubie Żak. Materiał był nagrywany w Nowej Synagodze w Gdańsku-Wrzeszczu jak i również w Studiu s4 Radia Gdańsk. Wszelkie pogłosy, które są częste na płycie wydobywano w starej fabryce Hydroster, oczywiście w Gdańsku. A miksowanie w Radiu Gdańsk, mastering u Piotra Pawlaka.

Gdy ostatnim razem pisaliśmy o Trupa Trupa, stało się to prawie dwa lata temu, w czerwcu 2011 roku. Było to nie lada wydarzenie, w mojej opinii jedno z najważniejszych muzycznie na blogu. Dlaczego o tym wspominam? Z prostego powodu, by zaznaczyć jak długą drogę pokonali gdańscy chłopacy. Koncerty, festivale, telewizja, nagrody. To są sprawy wyczynowe, podejrzewam, że o tym każdy zespół, artysta wie, a inni się domyślają, że aby zaistnieć trzeba się postarać mocno. Tak więc, zespół gościł ostatnio na Heineken Open'er Festival, jak i również od pewnego czasu można zobaczyć w TVP Kultura zapis koncertu jaki został zarejestrowany w Foyer Teatru im. Gombrowicza. Jak i inne, nic tylko ściskać ręce i gratulować.

Ale, ale przecież rozchodzi się tutaj o nowy album, a nie o nagrody, tytuły i uznania. Tak jak przy poprzedniej płycie, nie od razu się przekonałem. To jest jak aranżowane małżeństwo. Stajesz przed faktem dokonanym, kłócisz się z myślami.. "To nie to..", "Jak oni mogli mi to zrobić" , "I hate!".. Po burzliwych początkach, przychodzi etap poznania, dotarcia się, akceptacji, przyzwyczajenia i może nawet pewnej miłości. Tak było ze mną i tym właśnie albumem. Na początku nie byłem zadowolony, nie czułem tego.. Lecz człowiek ze mnie dobry i dałem jeszcze jedną szansę ++, i co? I nie żałuję! Jak to się mówi na południu, wartało.  Jestem na etapie akceptacji i zauroczenia. Już któryś dzień z kolei męczę to płytę nieustannie, postarzając ją z każdą rysą, które ona cierpliwie kolekcjonuje.
Utwór, który otwiera krążek jest jak plaskacz, jak ciężki liść na nieskalanej buzi zrzucający z nosa różowe okulary.. Słuchając go przypomniałem sobie jak wiele rzeczy, ludzi, sytuacji mnie wkurwia. Aż chce się krzyczeć I hate! .. To jest takie dobre 4 minuty wściekłej zadumy. I dlatego zajmuje drugie miejsce w moim rankingu utworów z tej płyty. Jest tutaj niezły przekładaniec, z charakternego I hate przechodzimy do spokojnego jak łąka, Felicy. Potem wpadamy do beczki z karbidem słuchając Miracle. Kręci mi się w głowie jak po pijaku.. Here are then, uwielbiam ten utwór, lekki początek, który przetacza się przez całą piosenkę brzmi niezwykle znajomo, nie wiem do czego to porównać.. Ale jest przemiłe. Każdy album ma w swoim asortymencie taką małą bombkę, taki dynamit, który jest delikatnie lepszy od pozostałych. Dla mnie w ++ jest to utwór See you again, tyle, że to bomba wodorowa, krótki szał i po sprawie ale skutki nieodwracalne. Płyta obfituje w niesamowite przejścia, zróżnicowanie instrumentalne, jest na bogato. Trupa Trupa po prostu wzięła sobie pewne przysłowie do serca, "Postaw się, a zastaw się". Jak słyszę partie organów to aż się boję i gęsia skórka się pojawia, ale mimo wszystko za każdym razem chcę bać się bardziej. I ostatnie, płytę kończymy utworem Exist, to on najbardziej mi się podoba. Zostałem zakleszczony pomiędzy chrapliwym duetem i słodkim "uuuhuu" w drugiej części piosenki. I tak sobie istnieje w tej niewygodnej pozie, mimo, że dupa boli to dusza się cieszy.

Trupa Trupa i  ich ++ spełniło wszystkie oczekiwania, jest mocno, różnie, niecierpliwie, momentami szalenie, a i spokojnie. Czasami jest tak, że jak czegoś bardzo oczekujesz, masz o tym niesamowite wyobrażenia i gdy w końcu to dostajesz to serce Ci pęka z rozczarowania.. A tutaj jest idealnie, tęcza wylewa mi się z pyska. Nie można również obojętnie przejść obok tekstów Grzegorza Kwiatkowskiego i Wojtka Juchniewicza..

A oto lista osób, która maczała palce w tym przedsięwzięciu:
Grzegorz Kwiatkowski – gitara, wokal
Wojciech Juchniewicz – bas, gitara, wokal
Rafał Wojczal – organy, gitara, wokal
Tomek Pawluczuk – perkusja
+
Adam Witkowski – mikrofony, przestrzeń, miks
+
Mikołaj Trzaska – saksofon, klarnet (Dei, Influence)
Tomasz Ziętek – trąbka (I hate, Over)

mastering – Piotr Pawlak
okładka – Tomek Pawluczuk
zdjęcia wykorzystane na okładce – Adam Witkowski z serii „12x4” | ArtBazaar 2013


http://trupatrupa.bandcamp.com/

Proszę posłuchać. Warto.


Ocena: 8/10.

wtorek, 9 kwietnia 2013

ul. Amok

Stanley Donwood

Czy Thom Yorke zaczyna zjadać sam siebie? (tak, zaczął od obu kończyn... górnych) Jeśli wierzyć głosom zebranym na wielu portalach muzycznych, forach i społecznościowych placach zabaw, to taki właśnie obraz wyłania się z Amok-u. Najbardziej dostało się Flei - durniu, gdzie ten bas! Będę w opozycji. Mnie się najnowsza produkcja duetu Yorke-Godrich podoba, momentami bardzo, czasami rzadziej, trochę tylko mniej niż The Eraser. Frontman Radiohead pozostaje wierny swojej drodze nie zaskakując niczym rewolucyjnym, poruszając się ciągle w estetyce glitchu, elektroniki i wokalnej neurozy (lubię tak określać jego wyczyny wokalne). Wbrew tym wszystkim głosom - Thom i Radiohead, nie zmieniajcie się!

Ulubiony moment: Stuck Together Pieces (gitara + zapewne Dave = słońce leży na moim stole)

niedziela, 24 lutego 2013

Mitch & Sweden



Polski Mitch niechaj śpi spokojnie. Mitch Murder działa w Szwecji, a trajektoria jego zainteresowań znacząco różnią się od tych słowiańskich. Ludziom ze Skandynawii zarzuca się, że mają kamienne twarze, zupełnie jak Buster Keaton - uśmiechu nie uraczysz, a to wszystko przez ten chłodny klimat. Pewnie dlatego tak świetnie radzą sobie w muzyce odhumanizowanej, elektronicznej, wyzutej z emocji. Johan Bengtsson bardzo lubi Sally Shapiro - z wzajemnością. This Is Now ma już swoje lata, lecz słucha się jej raz-dwa. Przecież to tylko trzy instrumentalne utwory, więc jakżeby inaczej. Synth pop, electro, dance - nazywajcie te utwory jak chcecie. Remember When moim faworytem jest i basta! Przez tego mordercę aż mi się zachciało obejrzeć Policjantów z Miami. I can feel it coming in the air tonight...

sobota, 23 lutego 2013

Coctail Party - Grudzień/Styczeń


Efekt cocktail party - zjawisko to umożliwia skupienie się na jednym sygnale wyodrębnionym w środowisku akustycznym, przy zachowaniu możliwości odbioru pozostałych dźwięków pochodzących z wielu źródeł o różnej lokalizacji.

Nie publikuję zbyt wielu postów, ale myślę, że niedługo się to zmieni. Nadchodzi czas, kiedy wszystko inne będzie musiało zostać odłożone na bok, z wyjątkiem bloga. Także nie róbcie dziwnej miny, tylko bierzcie się za czytanie i słuchanie. Aktualne wydanie Coctail Party jest pisane z pozycji muzycznego laika. Jak większość. Strzała!

Kelis - Trick Me

Wiła wianki i wrzucała je do falującej wody... Singiel Amerykanki znają właściwie wszyscy, którzy słuchają radia - nawet ci, którzy używają do tej czynności jednego ucha. Trick Me było wielkim przebojem w Europie (trochę mniej docenionym w USA), a mnie ciągle kojarzy się z pewnym opowiadaniem Etgara Kereta (żadnych wskazówek) - słyszałem go (albo jego podróbę) w reklamie, ale nie pamiętam jakiej (czekam na wskazówki; mogę się wymienić swoimi). Kelis to też jedna z najbardziej urodziwych piosenkarek z pogranicza popu i r&b, co oczywiście w ogóle nie rzutuje na jej dokonania artystyczne :)



Simply Red - Holding Back The Years

Dla jednych Simply Red będzie z pewnością synonimem obciachu, a potwierdzeniem tego będzie zdobyty przez brytyjski zespół Złoty Słowik za całokształt twórczości na 42. Festiwalu w Sopocie. Trochę jest w tym racji, bo późniejsze dokonania tej grupy, zakończone rozwiązaniem tego kramu w 2010 roku, miały się nijak do pierwszych albumów - myślę oczywiście o debiucie Picture Book i największym kasowym sukcesie Stars. Holding Back The Years idealnie wpisuje się w sophisti-pop, który uwielbiam. Plus charakterystyczny wokal Hucknalla, czyli Reda, nie do pomylenia z nikim innym. Struktura tej kompozycji po prostu mnie zawstydza.


Prefab Sprout - Radio Love

Wiadomo: Steve McQueen, From Langley Park To Memphis - to klasyka brytyjskiej muzyki lat 80. Ich wczesnemu obliczu, czyli singlowi Lions in My Own Garden/Radio Love przyjrzałem się niedawno i rychło się w tych dźwiękach zakochałem. Z biegiem czasu coraz bardziej do gustu przypadają mi te pierwsze nagrania Prefab Sprout. Prostota tych piosenek i zniewalająca przebojowość potwierdza, że Paddy McAloon jest geniuszem. Niedocenionym geniuszem.


OMC - How Bizarre

How Bizarre - utwór, który został przebojem. Przypomina stare, dobre czasy, bez troski o pieniądze, pracę, uwagę i sukces. Lekkość z jaką ta piosenka płynie przez te niepełne cztery minuty, daje mi do zrozumienia, że How Bizarre należy się czołowe miejsce w zestawieniu najlepszych singli lat 90. Zespół z one-hit wonder,  ale lepiej posiadać jedno takie cudo niż setkę mało znaczących. A dziś? Nie ma niewinności, nie ma też Pauly'ego Fuemana. Dziwne to wszystko...


The Wake - Crush the Flowers

Brytyjskie trio, a później kwartet, miało przez jakiś czas w swoim składzie Bobby'ego Gillespie, grającego na basie; przez kilka kwadransów liczonych jak lata ziemskie grali post-punk, by w końcu rozjaśnić nieco oblicze i zmienić rzemiosło na indie i jangle. Crush the Flowers zostało wydane w wytwórni Sarah Records, czyli u specjalistów w wyżej wymienionych gatunkach - do tej samej szkoły chodzili The Field Mice. Mam ochotę skakać jak Spring Heeled Jack!


Quiltland - Days

Ta pani grała w Polsce prawie cztery lata temu. Pewnie nikt o tym nie pamięta. Hmm, w ogóle ktoś ją kojarzy? Pląta się wokół AMDISCS, generuje dźwięki mgliste, dream-popowe i mieszka w Sztokholmie. Na imię jej Frida, zna Salmę Hayek, lecz nie jest do niej podobna. Days - ciekawy przypadek, na który chorowałem przez prawie tydzień, mało szkodliwy dla organizmu, dzięki czemu równie łatwo się go pozbyć. Na trzy razy!


Hanetration - Nae Troth EP

Nie daje mi spokoju ten tajemniczy osobnik. Na najnowszej EP-ce odkłada na bok te wszystkie glitche znane z dwóch poprzednich wydawnictw i koncentruje się wyzwoleniu ambientu i pierwiastka drone. Gdybyście mi włączyli którykolwiek z utworów Brytyjczyka, to mogę się założyć o stówę - od razu bym go poznał - muzyka przez niego tworzona jest bardzo charakterystyczna i ... super, że w nowy rok Hanetration wchodzi z nowym, wciąż trzymającym poziom, utworem.



David Bowie & Pat Metheny - This Is Not America

Bowie jako lampa dekoracyjna sprawdza się w 100%. Niedługo dostępna w sklepach detalicznych.


Fluorescent Heights - Day

Dobranoc życzy Constellation Tatsu. 

sobota, 16 lutego 2013

Millionyoung - Variable



Szybko mija czas. Trzy lata, jeżeli dobrze liczę, od momentu usłyszenia pierwszego utworu Mike'a Diaza, Cynthia, zamieszczonego na "miękkiej" EP-ce Be So True. Muszę się bez bicia przyznać, że wcale nie czekałem na tę płytę. Ta obojętność wynika: po pierwsze - z rozczarowania debiutem. Replicants, mimo kilku niezłych piosenek (tytułowa, On & On), jako całość było przewidywalne i wtórne; po drugie - nie oszukujmy się, Diaz "płynął" na fali chillwave'u, która opanowała wtedy internet, a dziś ta gorączka się wypaliła i nikogo nie "rusza" już kolejny artysta tworzący brzmienia w tej stylistyce. Millionyoung, na szczęście, kierował się w kilka stron -  do swojej muzyki przemycał też pierwiastki dance'u czy funku. I to go właśnie ratuje. Momentami...

Warto posłuchać: Lovin, Reciprocal, Everyday

czwartek, 7 lutego 2013

Tłusty Czwartek, czyli wzrost kalorii spowodowany poezją



Sylvia Plath 

Owce we mgle

tłumaczenie: Maria Korusiewicz


Wzgórza wstępują w biel.
Ludzie czy też gwiazdy
Patrzą na mnie smutno, z rozczarowaniem.

Pociąg pozostawia za sobą linię tchu.
O, powolny
Koniu koloru rdzy,

Kopyta, dudniące dzwony - 
Przez cały ranek
Ranek ciemniał,

Opuszczony kwiat.
Moje kości podtrzymują ciszę, odległe
Pola topią moje serce.

Grożą, że
Zaprowadzą mnie w niebo
Bezgwiezdne i sieroce, w ciemną wodę. 

poniedziałek, 4 lutego 2013

Lapis Lazuli



Matthew Barlow zbiera dźwięki zamaszystym ruchem, łapiąc za jednym zamachem przejeżdżający pociąg, śpiew ptaków, rozmowy niezidentyfikowanych obiektów chodzących. Ogólnie rzecz biorąc - nic nowego. Tego typu muzyki mamy w brud. I gdyby nie Sun Showers to nawet bym o mieszkańcu Asheville nie pisał. Poprzednie wydawnictwa zarażone są przeciętnością, czyli najgorszą chorobą z możliwych do złapania. Lecz obie strony kasety Sun Showers wydanej własnym sumptem, nagranej w domu, gdzieś w pobliżu Biltmore Estate, to przyjemne pół godziny field recordingu połączonego z akustyczno-ambientowymi dźwiękami wydobywającymi się z ciszy. 


niedziela, 27 stycznia 2013

Fefe



Szkoda, że nie mieszkamy na Uranie. Na jednym z jego biegunów. Mielibyśmy okazję podziwiać niezwykłe zjawisko. Każdy z biegunów doświadcza przez około 42 lata ziemskie zjawiska dnia polarnego, a następnie przez kolejne 42 lata nocy polarnej. 

***

Wyrwa w zachmurzonym niebie przypomniała mi o Structures from Silence. W konstelacji Wegi odkryto pas planetoid. W takich okolicznościach to doprawdy nędza żyć na Ziemi!

***

Felicia Atkinson w dwóch różnych wersjach. Summer Eyes, czyli EP-ka brzmiąca jaśniej od poprzedników oraz A River do obowiązkowego użycia w celu sprawdzenia możliwości własnych słuchawek. 

***

A RIVER



SUMMER EYES