środa, 6 kwietnia 2011

Destroyer - Kaputt


Destroyer - Kaputt
Merge Records
2011

Mam ochotę na chwileczkę zapomnienia. Najlepiej przy muzyce z Kaputt. Dziewiąty album Dana Bejara to popołudniowe leniuchowanie na kanapie, z otaczającymi mnie słodkościami życia. Nie wszystek Kaputt? Jeszcze nie...


Dan Bejar, kanadyjski niezależny singer-songwriter ma dosyć już szerzenia mesjanistycznej nauki. I write poetry for myself. Niewdzięczny świat zawsze traktował go jako swego rodzaju ciekawostkę, zaproszenia na salony nigdy nie otrzymał. Nie dziwi więc fakt, że facet obraził się na muzykę rockową i postanowił poszukać inspiracji w innych gatunkach muzycznych. Co uważniejsi pewnie wiedzieli już o tym znacznie wcześniej: wystarczyło nieprzeoczyć dwóch mini-albumów Destroyera: Bay of Pigs i Archer on the Beach. 


Ewokacyjność nowego albumu jest potężna. Pamiętam jeszcze zeszłoroczne Gemini, które doskonale przypominało okres młodości, szalonych i niewinnych lat; pomyłką i niezrozumieniem byłoby jednak nazwanie Kaputt takim samym rodzajem muzycznej ekspresji. Na nowym krążku Bejar ciepło wspomina, otwierając się przed słuchaczem, okres gdy namiętnie słuchał Avalon i na nowo poznawał muzykę Steely Dan oraz solowe dzieła Bryana Ferry'ego. Nie zapomniał także o grupie New Order i kompozytorach muzyki filmowej (Michael Mann czy Alan Rudolph). Ciężko jest słuchając tego dzieła nie wracać do przeszłości, nie biec po ścieżce wspomnień, tych bardziej wyrazistych jak i tych wyblakłych, odczytując z nich znane osoby i miejsca.

Swan Lake, The New Pornographers i Hello, Blue Roses. Projekty, w których bierze udział Daniel to jedne z jaśniejszych punktów na muzycznej scenie. Śmiało można powiedzieć, że czego się ten Pan dotknie, zawsze obrośnie to w dobry i wartościowy kruszec, posiadający moc łowienia zachwytów i szacunku. Aktywność od ponad 15 lat nie czyni go artystą wypranym i wypalonym z pomysłów - ciągle szuka czegoś nowego, inspirującego a z rzeczy wtórnych potrafi wydobyć coś intrygującego - za to należy mu się znaleźne.

Tytuł płyty może mylić. Gehe bitte nicht kaputt, ich kann es mir nicht leistenW życiu pobierałem nieco lekcji języka niemieckiego i wiem, że słowo to oznacza, cytuję: przymiotnik potoczny zepsuty, wykończony; ewentualnie w połączeniu z czasownikiem może brzmieć jako: ich bin kaputt, co oznacza jestem wykończony. Zaświadczam tu, na łamach tego bloga, że nowy album Destroyera nie jest w stanie zepsuć wam niczego, i nie prowadzi ku ogólnemu zmęczeniu organizmu. Zmęczenie materiału występuje, lecz najwcześniej dopiero po dziesiątym odsłuchuco nie jest normą dla wszystkich. Zmęczony czuje się sam Bejar...

Rozłóżmy album na czynniki pierwsze. Destroyer chyba jeszcze nigdy nie był tak dostępny i przyjaźnie nastawiony do słuchacza jak na Kaputt. Pierwsze nuty rozpoczynające singlowe Chinatown zdradzają kierunek w jakim Kanadyjczyk postanowił się udać na swojej dziewiątej płycie. Będzie przede wszystkim soft-rockowo, gładko, new romantic, czysto, z domieszką pierwiastka smooth i jazzowego feelingu. Mamy "tandetne" dźwięki trąbki i saksofonu nagrane, ot tak, po prostu. Wokal Bejara też brzmi jakby od niechcenia, zrezygnowany ale ma swój urok i charyzmę, która jak magnes przyciąga uwagę słuchacza. Utwór tytułowy fascynuje (Sounds, Smash Hits, Melody Maker, NME, 
all sounds like a dream to me), bawiąc się charakterystycznymi dla The Cure gitarami i udając mini orkiestrę dętą, w której to trąbka ma problemy ze stawami a saksofon bolą mięśnie, koncertując na osiedlowych skwarach i w strażackich remizach. Suicide Demo for Kara Walker rozpoczyna ciepłe, syntezatorowe tło i ujmujący flet oraz gitara. Piosenka ta to współpraca Daniela ze znaną artystką Karą Walker. O samym powstawaniu tego utworu muzyk pisał tak (dla serwisu ArtInfo):
Some of the Kara Walker song I didn't actually write. She sent me cue cards with little text pieces in the spring of 2009, maybe even earlier. It's all become quite foggy as to what she did and what I did with it. I think, more than anything, it's an insight into the way an old-school Destroyer song comes about. Merge Records was doing a mammoth monster box set for their 20th anniversary. They asked for contributions from Merge artists and people not in the music world, and Kara was one of them. She was sent a giant crate of Merge catalogue to make a mixtape from, or maybe do something else. For some reason, the Destroyer stuff was what really spoke to her, and one of the ideas she had was that she would send me these text pieces and I would make a song out of them. I was pretty hesitant at first because I had never done anything like that before. I thought, "this is pretty cool writing," and I kind of just went from there.
Świetnie wypada także Savage Night at the Opera, gdzie szybki motoryczny bit, w połączeniu z lekko przesterowaną grą gitary przywołuje nowofalowe zapędy rockowych zespołów z lat 80. i ich synth-popowe wycieczki. Płytę wieńczy znany z EP-ki utwór Bay of Pigs, najspokojniejszy i wcale nie różniący się w dużym stopniu od swoich poprzedników na płycie. Wokalnie Bejara wspiera Sibel Trasher, której timbr głosu nadaje albumowi pewnego uzupełnienia i przeciwstawności do wokalu Daniela.

Destroyer fot. Ted Bois
Off Festival 2011 i okładka. Na tym pierwszym Kanadyjczyk wystąpi już w sierpniu, z czego bardzo się cieszymy, gdyż jego częstotliwość podróżowania do Europy, mieści się w przedziale: rzadko. Z tego drugiego, czyli okładki, Destroyer także powinien być dumny. Dla nas to jeden z piękniejszych artwork'ów tego roku. Zwykła czarno-biała fotografia, przedstawiająca samego Bejara trochę z boku, wyobcowanego - idealnie współgra to z zawartością płyty, a i wartość estetyczna - wysoka. 

Your Blues. Płyta klucz. Jeżeli do tej pory nie słuchałeś żadnego z jego długograjów, zacznij od Your Blues. Odważny, wizjonerski koncept muzyczny, gdzie w głównej roli obsadzono instrumentarium epoki MIDI - zachwyca od pierwszej sekundy i pozostawia usta szeroko otwarte tuż po zakończeniu odsłuchu. Ale.. Przepraszam za swoją niefrasobliwość - od tej płyty należałoby zacząć lecz nie przestawajcie na tym. Właściwie każde wydawnictwo Destroyera ma w sobie coś zachwycającego, czułego i ujmującego, więc kolejność tak naprawdę nie gra w jego przypadku większej roli. 

Eliminując luki w pamięci, przypomniałem sobie jeszcze o świetnym teledysku do utworu Kaputt. Też czołówka roku A.D. 2011. A panią w niebieskim proszę o telefon lub e-mail. 

Reasumując, nowy Destroyer posiada niszczycielską moc, której siłę będziemy w stanie poczuć i doświadczyć w sierpniu w Katowicach. Wierzę, że do tego czasu Kaputt nie zwolni miejsca w moim odtwarzaczu na rzecz innych artystów. Skok w bok i zmiana kierunku muzycznego Bejara pokazały jak wielki to artysta i jak niedoceniany. Tym razem jednak los uśmiechnął się do kudłatego Kanadyjczyka, co pozwoli mu wyjść z cienia i odebrać zasłużoną nagrodę. Uznanie i szacunek. Sława jako gratis. 

Ocena: +8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz