13. TORO Y MOI - LABYRYNTH
Może i kolana nie miękną przy nowej płycie Chaza, ale też wcześniej tego nie czyniły. Śledziłem pilnie losy tego miłego okularnika, zachwyty nad jego geniuszem, stylistycznym rozmachem, pójściem pod prąd - solidny gościu, nie wybitny. Przynajmniej na razie. Ja uwielbiam Toro y Moi roztańczone, takie jak na EP-ce Freaking Out. Boo Boo powraca tam, gdzie wszystko się rozpoczęło - do złotej ery chillwave'u, wychwytując tu i ówdzie inspiracje (Gigi Masin, ambient pop), lepiąc album, obok Causers of This, najrówniejszy, a na pewno najdojrzalszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz