Każdy z nas ma coś charakterystycznego, co tyczy się Polski; coś co uważa za najlepsze na świecie. Niektórzy sądzą, że najlepsze są polskie ziemniaki. Inni zaś, że najlepsze są polskie części zamienne do zagranicznych samochodów. Sporadycznie zdarzają się opinie, iż Polska jest w ogóle najlepsza. My też mamy kilka takich rzeczy, np. bigos, herbatę Sagę czy ogólnopolskie festiwale jak Opole lub Sopot. Jednak na potrzeby końca tego dziwnego roku sporządziliśmy listę bez kolejności - NAJLEPSZYCH POLSKICH PŁYT 2010 ROKU.
Kawałek Kulki -Noc poza domem/error
Noce poza domem bywają różnorodne. Będąc dzieciakiem, spędzenie nocy gdzieś indziej niż w swoim łóżku to była nie lada gratka, którą wręcz czciło się niekoniecznie proporcjonalnie do jej wartości. Patrząc z perspektywy czasu było się trochę idiotą... Lecz dzieciństwo ma taką wielką zaletę, że wiele wypada i wiele zostaje wybaczone. Tak właśnie, gdy na patelnię wrzuca się Kawałek Kulki, zapach unoszący się z przysmażania płyty na złocisto podnosi nas za ręce wyobraźni i wciąga do jakiegoś nierzeczywistego wymiaru wyglądającego tak samo irracjonalnie jak to, co ostatnio przeczytaliśmy w książce Pratchetta.
To dzieje się nagle, wpadamy na młodszego brata i bęc go w ramie! Uciekamy.. Pies, piesku, pieseczku widzisz tego durnia? Bierz go! Ha ha ha mam pistolet na kulki, uważaj.. Nie zadzieraj ze mną. Nie chciałem, naprawdę, dam Ci za to gumę z Dragon Ball, ok? Pib! Pib! Pib!, ale teraz zahamuje, patrzcie i podziwiajcie! Jestem mistrzem "górala"!.......... Aaaaaaaaaaaaaa! Mamo! Wywróciłem się na rowerze, kot mi wskoczył pod koła i aby uniknąć przejechania go wybrałem mniejsze zło, wjechałem do rowu.
Ta płyta to nie tylko upragniony wehikuł czasu, ale przede wszystkim inteligentne teksty - z pozoru sprawiają wrażenie porozrzucanych puzzli, które trzeba ułożyć. To również aranżacje instrumentalne odzwierciedlające to, co gra członkom zespołu w duszy. Ta płyta to również miły i bardzo przyjemny głos Karotki w połączeniu z troszkę bardziej zdecydowanym głosem Błażeja - razem tworzą ciekawą symfonię.
Czy płyta Noc poza domem/error jest jak powrót do przeszłości? Jest!
Czy płyta Noc poza domem/error jest tak przyjemna jak drzemka na hamaku rozłożonym pomiędzy dwoma palmami w powiewie morskiej bryzy? Jest!
Czy płyta Noc poza domem/error to krótkie acz intensywne kursy ćwiczenia wyobraźni? Tak!
Czy płyta Noc poza domem/error to tak znakomite utwory jak choćby riffowe basy Kowbojki/miętówka po starej znajomości? Tak!
Czy płyta Noc poza domem/error zasługuje na miano jednej z najlepszych płyt roku? Jakże by inaczej!
Przeczytaj naszą recenzję: Kawałek Kulki - Noc poza domem/error
The Poise Rite - Skąd ta cisza...?
Z głośników..
Zapraszamy wszystkich na obrzęd troszkę pogański, z elementami buddyzmu, okultyzmu, chrześcijaństwa i islamu, wprawiający uczestnika w lekki trans. Kapłanić będą członkowie zespołu The Poise Rite, a upijać się będą z kielicha twórczości Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego. Kilka słów o samym obrzędzie. Będziemy opanowywać tajemną wiedzę muzyki z krążka Skąd ta cisza...? w oparach poezji i przy mrocznym, ostrym akompaniamencie gitar jakby żywcem wyjętych z rąk już nieżyjących legend rocka.
Proszę bardzo, wstęp wolny.
The Poise Rite to grupa dość już wiekowa, 13 lat - jak na działalność muzyczną to wiek już dojrzewania. Pomimo, że Ci Rzeszowscy muzycy mieli pomysł na swoją artystyczną pracę w Polsce, to nie ważne, że mieli za sobą bardzo pochlebne recenzje i opinie; to nic, że reprezentowali się krążkiem Jutro bez znaczenia. Co z tego, że mieli to wszystko jak ten świat rządzi się prawami ustanowionymi przez Króla Pieniądza.. Kto wie jak by się potoczyła ich kariera, gdyby ją rozwijali dalej w Polsce, a nie w Wielkiej Brytanii. Można by gdybać, ale zdecydowanie emigracja wyszła im na dobre. Wyspiarze przyjęli ich znakomicie, każdy muzyk tego pragnie. Pierwsze koncerty, ich utwór Unnoticed Thought został zamieszczony na składance Top 20 UK Unsigned, później kolejna składanka, na której się znaleźli - UV Magazine. Promocja tak jak i w Anglii tak i w Polsce daje skutki pozytywne. W Trójkowym programie Polskiego Radia zostaje po raz pierwszy puszczony singiel One day from future. Utwór Król znalazł się na składance Piotra Kaczkowskiego MiniMax Pl 3. Koncerty w Polsce i na Wyspach z różnymi wykonawcami. Widać, że są dostrzegani i doceniani. Ale z tego co wiem, to najistotniejszym wydarzeniem jest to, że wydali płytę, prawdziwą i perfekcyjną, trzecią w swoim dorobku - Skąd ta cisza...?
Myślę, że śmiało można się posunąć o stwierdzenie, iż jest to zespół godny reprezentowania naszego kraju w Wielkiej Brytanii. Może jeśli Brytyjczycy posłuchają ich to będą nas trochę bardziej lubić... To są naprawdę świetni muzycy, mądrzy, poważni, doświadczeni, wiedzący, że świat muzyki jest oszukańczy, przebiegły i tylko jednoszansowy... Doskonale to wiedzą i wykorzystują tę szansę mocno rockowym pazurem pomalowanym punkowym lakierem i udekorowanym poezji drobnym tekstem. Ta płyta oddaje charakter teraźniejszości, o ludziach, o świecie, o sobie, o nieprzewidywalnym losie.. Otaczając to taką... atmosferą prawdy.
Za co Skąd ta cisza...? znalazła się właśnie tutaj? Za to, że cisza nabrała mocnego gitarowego wdechu.
Strachy na Lachy straszą swą zawiłością, swymi kosmicznymi metaforami, gamą diatoniczną i trudnymi słowami, które należy szukać w słownikach. Strachy na Lachy straszą również cmentarnym składem. Pan Areczek to z pewnością spod ciemnej gwiazdy typ, Kozak ten przydomek nie inaczej jak wywodzi się od tego, iż w lesie wszedł na drzewo i skoczył z niego i było słychać tylko "prze Kozak..", Longin pewnie dużo czasu spędzał w świecie FF9, Kuzyn lubił kuzynki, Maniek ma manie, a Grabaż? Jest gruby. Może tak jest, kto to wie jakimi są ludźmi, najważniejsza tutaj jest muzyka. Ta kąpiel o północy w kałuży tego co oni wyśpiewają, tej zmąconej kałuży wirtuozerii niebagatelnością ich tekstów. Bo to jest tak - nie można wiedzieć wszystkiego, a jednak mimo iż Grabaż śpiewa ciężkim językiem, enigmatycznym i takim kolekcjonerskim, rozumie się wszystko. Rozumiesz, że chce przekazać Ci tęsknotę. Miłość, która tak dobrze i wyraźnie zarysowuje swą przyszłość. Głupotę ludzi. Zachłanność. Koniec. Początek. Życie.
Taka jest ta płyta, którą oprócz tego, że się słucha, również się czyta.
Za co płyta Dodekafonia powinna znaleźć się tutaj? Za to, że jedna piosenka trafia w dziesiątkę, a płyta w całą tarczę.
Indigo Tree - Blanik
W Polsce już tak niestety bywa, że jeżeli ktoś odnosi sukces, to staje się obiektem wzmożonych kontroli wszelkiego rodzaju "znawców" i "profesjonalistów", którzy to chcą obalić powszechne i obowiązujące prawdy i fakty. Zaraz pewnie padną zarzuty typu: a z Was co za znawcy? Przecież Indigo Tree takiego sukcesu nie odnieśli?! Odnieśli, ponieważ pokazali, że i u nas można nagrać album, który kładzie na łopatki zagraniczne wydawnictwa, lub przynajmniej im dorównuję. A że zagranica o nich nie wie lub nie chce wiedzieć - to już inna sprawa. Nieważne. A prawda jest taka: Indigo Tree to obecnie najlepszy zespół w Polsce, grający muzykę nie radiową,(ale przez radio promowaną) tworzoną z pasją i nieoglądający się na popularne obecnie mody (Indigo Tree polską reakcją na chillwave? - taa akurat...). Jeśli ktoś myśli inaczej to... mu współczuję. Bo nie potrafi poczuć i zrozumieć piękna tej płyty, jej obezwładniającej prostoty, która w dłuższym poznawaniu okazuje się całkiem skomplikowanym urządzeniem. W tej materii nie trzeba być ekspertem - wystarczy być.
Całość utworów leniwie "włóczy się" przenosząc słuchacza w zupełnie inny wymiar. Właściwie nie wiadomo, czy to wszystko jawa czy sen. Lazy to jedna z najlepszych piosenek i melodii tego roku, nie tylko w polskim światku; gitarowy motyw w Silent Souls - mógłbym przysiąc, że już go gdzieś słyszałem, co nie jest zarzutem - wręcz przeciwnie - powodem do nieokiełzananej radości. Grzechem jest nie wspomnienie również o znakomitej produkcji Michała Kupicza - już oficjalnie, trzeciego członka zespołu.
Napisano lub powiedziano, że tej płyty należy głośno słuchać. Powiem inaczej: Blanika należy słuchać. Po prostu. Niech to będzie wasze zadanie domowe na jutro, pojutrze i ... na zawsze. Mistrz jest jeden - Blanik. Błąd, wróć. Mistrzów jest dwóch. Leszek Blanik i Indigo Tree. Obaj zasłużyli na złoty medal.
Kyst - Cotton Touch
Ciężko mi zrozumieć negatywne opinie, które tak licznie wypływały w stosunku do tej płyty. Być może to przez datę premiery. Początek roku, to nie najlepszy okres do słuchania Cotton Touch - przynajmniej dla niektórych. Zarzuty, że jawna zrzynka z Elveruma. Kurde ludzie, toż to jedynie inspiracja, której niewielki pierwiastek przeniknął do ich muzyki. Jeżeli nawet dla kogoś brzmi to jak słabszy fragment jednego z utworów Microphones czy wręcz jako b-side, nie oznacza to w ostateczności, że Cotton Touch słabym albumem jest. Śmierć wszystkim antagonistom.
Cały album jest w 100% z bawełny. Najlepszej jakości. Mięciutki, cieplutki i delikatny w dotyku. Ogrzewający zmarznięte ciało i duszę. Kapitalny poziom prezentuje już otwierający Climb Over, gdzie misternie budowana atmosfera za pomocą pojedynczych uderzeń w gitarowe struny, płynnie przechodzi i przeradza się w multiinstrumentalne apogeum w Complain/Cheer. Szczyt muzycznego liryzmu duet Biliński/ Byczkowski osiąga w prawie siedmiominutowym Summer Adventure, dzięki któremu dwie skrajności: hałas i cisza, jeszcze nigdy nie zbliżyły się do siebie na tak niewielką odległość. Każdy dźwięk wydaje się mieć przypisane znaczenie, którego odkrycie wymaga głębszego "wejścia" i pełniejszego zaangażowania się potencjalnego słuchacza. Kyst to także znakomici goście: trąbka Tomka Ziętka potrafi wycisnąć z człowieka nawet najgłębiej schowane pokłady wrażliwości. Za bębnami zasiadł niezastąpiony i wszechobecny Macio Moretti, swojego talentu użyczyły także cudowne panie: prześliczna wiolonczelistka Karolina Rec i (też śliczna) skrzypaczka Paulina Słomska.
I w taki oto sposób młodzież, która ledwo co przekroczyła próg dorosłości, pokonała swoich idoli i mentorów, znacznie bardziej od nich doświadczonych. Cotton Touch zwyciężyło Cieślaka i Księżniczki.
Koniec Świata-Oranżada
Uwielbiam ten zespół. Może bardziej Nataniel, tak w większości. Ale nikt nie zaprzeczy, że nie są ZARĄBIŚCI! To najlepsza Oranżada na świecie, jaką kiedykolwiek piłem, lepsza od tej z komunii. Tytuł płyty: Oranżada. Po prostu świetnie pasuje do materiału z jakiego jest zrobiona. Z czym Wam się kojarzy oranżada? Mi się kojarzy z czymś co było kiedyś, co zrobiłeś bądź czego nie, czego żałujesz, czym się szczycisz.. Oranżada to taka tablica upamiętniająca to co było i się zdarzyło, raz zapisana wesołą fuksją, a raz purpurą. Singiel.. Osz, ileż ja się go nasłuchałem i uważam, że jest świetny! Przy Porąbanej nocy powinni siedzieć ludzie, którym zdarzyło się na chwilę zboczyć z kursu i zabłądzić - ta piosenka mogłaby być w każdej aptece. Bankiet można śmiało i bez obaw podesłać dziadkowi, gdyż z taką obstawą nic nam nie grozi, który zamierza oglądać obrady sejmu. Szare - życie w całej palecie barw szarości. Piracki rum, hymn uwielbienia dla żeglarzy i dla tego trunku, bo pamiętajcie - podczas szkwału nic nas tak nie uspokoi jak buteleczka rumu. A swoją drogą nigdy go nie piłem, a Mariusz owszem.
O tej płycie było już pisane, wychwalane i wywyższane pod niebiosa. Ale nie zaszkodzi posłodzić im jeszcze trochę.
Za co Oranżada błyszczy sobie tutaj, a no właśnie za wszystko.
Kim Nowak - Kim Nowak
Gitara w sosie gitarowym z nadzieniem gitarowym, podana z purée gitarowym, a to wszystko posypane drobno posiekaną gitarą. Na przystawkę zimne bębenki. Sam Makłowicz by się nie powstydził takiego przepisu na duszone we własnym sosie gitary. Kuroń pewnie by duszę sprzedał diabłu choć za jedną linijkę tej tajemnej receptury. Pascal przestałby kłamać i zaczął normalnie mówić po polsku, gdyby zaproponowano mu spróbowanie przyrządzonych przez nich potraw. Magda Gessler nie dumałaby, nie "furczała", nie wzdychała tylko zamachała by ręką w geście aprobaty dla tej gitary i bębenków, a pokątnie oddała jedną ze swoich restauracyjek za nauki dokształcające w tej dziedzinie kulinarności. Otwarcie mówiąc - Waglewscy zakasali rękawy, założyli czapeczki na głowy, fartuchy na szyje i przyrządzili nam arcydzieło smaku. Skosztujcie tych dźwięków.
Jest tak, że najlepsze jedzenie nie koniecznie jest w najlepszych, najekskluzywniejszych i najpiękniejszych restauracjach. Zdarzają się takie ewenementy, w których jedzenie wyborne, wystrój jest nędzny, a wygląd zewnętrzny przypomina szopę.. Są takie miejsca. Bracia Waglewscy i Sobolewski stworzyli właśnie coś takiego. Nie jest ta płyta ani czysta, ani piękna, ani perfekcyjna.. Jest naturalna, jest żywa, jest cała w muzyce gitarowej, wprost nią ocieka... Biorąc ją do ręki splamisz się. Ale ten cały brud gitarowy, te surowe bębny, ochrypły głos tworzą niezapomniany klimat korzeni muzyki garażowej. Kto by pomyślał..
Za co płyta Kim Nowak ma zaszczyt ubrudzić nasze dłonie? Za swoją odwagę, za naszą i Waszą w spełnianiu swoich marzeń.
Oranżada - Samsara
Rok 2010 stał pod znakiem Oranżady. Tej do picia i tej do słuchania. Otwocki zespół na swej trzeciej płycie, wykonał zwrot ku bardziej przebojowym kompozycjom i przystępnym dla średnio zaawansowanego słuchacza. Pomimo tego, otwocczanie zdołali w znacznej mierze przemycić to, za co ich najbardziej cenimy: zamiłowanie do psychodelicznych dźwięków, muzycznych eskapad od kraut rocka po poetyckie improwizacje i słuchowiska. Dlatego Samsara brzmi tak jak brzmi, czyli wspaniale. Duża w tym zasługa zaproszonych gości, lista których może przyprawić o bąbelki w głowie: Anucha Piotrowska (Żywiołak), Karolina Kozak (działalność solowa, Dr.No), Lidia Jaczech, Bolek Błaszczyk (Grupa MoCarta) z synem Mikołajem, Paweł Jordan (ex Kult).
Oranżada - łyk inspiracji. Tych inspiracji można doszukać się w brzmieniu albumu. Począwszy od wczesnych albumów Pink Floyd, z Sydem Barettem w składzie (Dlaczego Słońce tak mocno świeci) i francuskich psycholi z Gong (Przecież to masz), aż po nasze rodzime podwórko ze Ścianką z Białych Wakacji na koniec (Wiatr). Wszystko zalane jest analogowym brzmieniem, za które zresztą odpowiada Maciek Cieślak, i duchem psychodelicznych imprez. Słuchacze i czytelnicy - przenieśmy się razem do lat 70.
„Zbyt popowi jak na awangardę i zbyt awangardowi jak na pop”. Lecz w sam raz dla ciebie.
Mitch and Mitch With Their Incredible Combo - XXII Century Sound Pioneers
U tych panów wszystko się może zdarzyć. Ich muzyczna wędrówka do dwudziestego drugiego wieku, przynosi wielobarwny kalejdoskop dźwięków: bossa-nova, muzyka filmowa, egzotyczne nuty z całego świata - jednym słowem, tylko Oni są w stanie na jednej płycie umieścić tyle wyrazistych odnośników do tak różnej i bogatej palety ich inspiracji. Oczywiście Mitch'e to profesjonaliści w każdym calu. Brzmienie dwudziestego drugiego wieku znacznie różni się od tego znanego nam w dwudziestym pierwszym wieku - ciężko jest wskazać choć jeden minus pod adresem tego albumu. Jeżeli przeżyjemy 2012 rok, nie pozostaje nam nic innego jak uzbroić się w słuchawki i najnowszą płytę Mitchów i z nadzieją i radością czekać na kolejny wiek.
Iowa Super Soccer - Stories Without Happy Endings
Stories Without Happy Ending to chyba najbardziej delikatna i przyjemna płyta jaką słuchałem w tym roku. Jest naprawdę lajtowa. Idealna do odprężenia, odpoczywania i pozwalająca aby zawładnęły Tobą krótkie i smutne historie opowiadane ciepłym głosem Natalii Baranowskiej w akompaniamencie akustycznych gitar i skrzypiec oraz wiolonczeli. Płyta kojąca zmysły i wymagająca ode mnie zamknięcia się w swoich czterech ścianach.
Za co płyta Stories Without Happy Ending znalazła się na tej liście? Za to, że nie samym chlebem człowiek żyje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz