piątek, 25 maja 2012

Dobra zabawa


Pond - Beard, Wives, Denim
Modular Records
2012

Nie dajcie się zwieść. Pond to nie nowicjusze. Beard, Wives, Denim to ich czwarty w karierze album. Zdecydowanie najlepszy. Chcąc lub nie, porównania do Tame Impala są nieuniknione. Dwóch członków tego zespołu gra także w Pond. Obie te grupy łączy psychodelia. Pond to większa dawka luzu, spontaniczności, zabawy i lo-fi. Lecz nie byłoby świetnych ocen tej płyty, gdyby nie Innerspeaker - płyta, która zmieniła podejście do tworzenia muzyki wśród artystów z Perth. Nie chcę pisać o Perth jako o Caput mundi muzycznej psychodelii, bo do takiej jej jeszcze daleko, ale debiut Tame Impala otworzył nową perspektywę przed zespołami z tamtego rejonu Australii. Może się to okazać błogosławieństwem i przekleństwem jednocześnie, ale w przypadku Pond i ich czwartej płyty, debiut kolegi, Kevina Parkera, - grał kiedyś w Pond na perkusji - mocno im pomógł. W jednym z wywiadów, Jay Watson powiedział: I kind of get a feeling in Perth everyone has a lot more time on their hands, there’s nothing to do here, so everyone starts bands. When you have time off from one band you wonder what you are going to do, so you join another band. We don’t have the nightlife of anywhere else, we have the beach and that’s about it, I guess it’s pretty inbred. Wypada czekać na kolejne muzyczne zajawki z tego miasta. 

Beard, Wives, Denim, nagrywany od 2010 roku na niewielkiej farmie, przerobionej na studio, to prawdziwy karnawał muzyki rockowej lat 60. i 70. Energia, która bije z tej trzynastki pozytywnie nakręconych kawałków, mogłaby zasilić z dziesiątkę tegorocznych wydawnictw, które "dumnie" określa się mianem rock 'n rolla. Członkowie zespołu wychodzą z założenia, że liczy się przede wszystkim dobra zabawa, i takiej doświadczymy na ich albumie. Jak wcześniej wspomniałem, dwóch członków Tame Impala gra w Pond. To Jay Watson (tutaj na gitarze, w Tame Impala na perkusji) i Nick Albrook, który jest głównym wokalistą, flecistą, drugoplanowym gitarzystą i basistą, a w Mystery usiadł nawet za zestawem perkusyjnym. Najnowszy album został wydany - podobnie jak Innerspeaker - przez Modular, czyli kolejny pozytyw, którego sprawcą było wydawnictwo z 2010 roku. 

Od pierwszych dźwięków Fantastic explosion of time, domyślamy się, że czeka nas erupcja znakomitej muzyki. Na Beard, Wives, Denim nie ma aż tylu delay'ów i reverbów, a jeśli się pojawiają to w odpowiednich momentach. Wpływy Tame Impala najdobitniej jest usłyszeć w When It Explodes czy w Leisure Pony. Moreno Blend kończące album to niemal folkowe przedstawienie, gdzie grane na gitarze slide'y wzmacniają odczucia powracającej wciąż nostalgii za czymś nieuchwytnym. Skoczne Allergies, gdzieś tak w połowie zaczyna klawiszową podroż po wszechświecie, i zbliża się do albumu Congratulations, MGMT. Singlowe Moth Wings to dowód uznania dla Wayne'a Coyne'a i jego ekipy. You Broke My Cool razi po oczach świdrującym riffem i partią fletu, a znakomite Eye Pattern Blindness powoli acz konsekwentnie zbliża się do psychodelicznego finału w okolicach trzysetnej sekundy. I tak przez całe kilkadziesiąt minut, przebój za przebojem. Nawet spokojniejsze Mystery ma w sobie coś z radiowych list przebojów. 

Dla fanów Tame Impala to pozycja obowiązkowa. Czekamy na ruch Kevina Parkera. 

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz