niedziela, 29 stycznia 2012

Coctail Party - Grudzień/Styczeń

from http://nerviosismo.tumblr.com/post/240542326/via-the-air-in-the-branches
Efekt coctail party - zjawisko to umożliwia skupienie się na jednym sygnale wyodrębnionym w środowisku akustycznym, przy zachowaniu możliwości odbioru pozostałych dźwięków pochodzących z wielu źródeł o różnej lokalizacji

Styczeń to taki parszywy miesiąc, gdy premier płytowych nie ma jeszcze zbyt wiele, bo artyści zbijają kilogramy wychodząc ze studia nagraniowego i biegają przez dobrych kilka godzin, na wielkim mrozie, wokół parków lub gajów. Łatwo jest przecież zauważyć, że największe natężenie wydawnicze przypada na miesiące wiosenne (kwiecień/maj) oraz jesienne (październik/listopad), kiedy te kilogramy nie mają się czego uczepić, z powodu braku większych świąt w kalendarzu. To nie jest jednak główna przyczyna, dla której po raz drugi w nowy rok wchodzimy z wyjątkową edycją Coctail Party. Zawsze kochaliśmy muzykę filmową. Podobnie jak przed rokiem, także i teraz chcemy Wam przedstawić kilkanaście, naszym zdaniem "bardzo" wartych uwagi, utworów, bardziej lub mniej wiążących się z obrazem filmowym, do którego większość została specjalnie stworzona. Pewnie znacie je wszystkie, ale jeśli nie, to my triumfujemy i zachęcamy do sprawdzenia całych soundtracków, czyli mówiąc krótko: do ich zakupu. Seans Filmowo-Coctailowo czas zacząć. Czołem! 


Gabriel Yared - Zorg Et Betty (from 37°2 le matin)

Kompozytor znany głównie z oskarowych ścieżek: Angielski Pacjent, Utalentowany Pan Ripley czy Wzgórze Nadziei. Wielokrotnie współpracował z francuskimi reżyserami. Przez jednego z nich właśnie, dokładnie przez Jeana-Jacques Beineixa, został zaaferowany do stworzenia soundtracku do jego filmu 37°2 le matin, znanego u nas po prostu jako Betty Blue. To namiętna opowieść o dwójce młodych ludzi, ubarwiających sobie codzienność szaloną miłością i postępujących ku nieuniknionej destrukcji. Sam film został nominowany do francuskiej nagrody Cezar, lecz musiał on uznać wyższość obrazu Teresa w reżyserii Alaina Cavaliera. Odnotowania godna jest również nominacja do Oscara w kategorii film nieanglojęzyczny. A muzyka?

Yared, ten kompozytor pochodzenia libańskiego, wypełnił soundtrack do Betty Blue przeróżnymi stylistykami i instrumentami. I tak mamy wesoło-miasteczkowe 37°2 Le Matin, bardzo francuskie (może i włoskie) La Poubelle Cuisine i główny motyw Betty Et Zorg - wygrywany na saksofonie, uzupełniany przez wszelkiego rodzaju instrumentarium jak harmonia, synthy itp. Całość jest delikatna, w pewnych momentach kierująca się w okolice jazzu (Dans Les Arbres), posiadająca niepowtarzalny klimat. I co więcej, soundtrack jest zdolny do istnienia bez obrazu filmowego (choć bardzo ten film polecam, przede wszystkim ze względu na świetną rolę Beatrice Dalle). Nic dziwnego, że Yareda zaangażowano później jako kompozytora muzyki do filmu L'Amant



Paul Kalkbrenner - Azure (from Berlin Calling)

Niemiec to muzyk i aktor, ale bądźmy szczerzy - głównym dokumentem Paula Kalkbrennera potwierdzającym jego dokonania jest legitymacja zawodowego muzyka. Aktorem jest od święta, a role jakie zazwyczaj gra (czyli samego siebie) nie wymagają wielkiego talentu scenicznego. Jego debiut aktorski, czyli Berlin Calling (z 2008 roku) to esencja przedstawiająca berlińską scenę elektro i techno. Reżyser, Hannes Stöhr, powierzył pierwszoplanową rolę właśnie niemieckiemu muzykowi vel Dj Ickarus. Kalkbrenner stworzył całą ścieżkę dźwiękową (wspomagał go Sascha Funke). Obrzeża płyty zostały wypełnione przez berliński minimal, nocnych miłośników nieistniejącej Love Parade i łysego DJ-a, aplikującego słuchaczom dawkę dobrej, niemieckiej elektroniki. Zgodnie ze stereotypem, że co niemieckie to solidne, Azure jak i cały soundtrack nie schodzi poniżej wysokiego poziomu.

Paul Kalkbrenner - Azure

Buy: Berlin Calling Soundtrack

Kenji Kawai - Farewell to Peace (from Apocalypse: II World War)

Dokument wyświetlany przez National Geographic Channel pokazywał II Wojnę Światową z perspektywy żołnierza odzianego w mundur - bez względu na jego pochodzenie. Amatorskie zdjęcia i filmy "produkowane" na żywo, na froncie, za pomocą np. popularnych kamer 8mm, utrwalały walki na froncie wschodnim i zachodnim, podążały za lisem pustyni, jak nazywano feldmarszałka III Rzeszy, Erwina Rommela, ukazywały tragedię Żydów i Polaków oraz codzienne życie mieszkańców Europy, z niewielką ilością uśmiechu, który w tamtych czasach można było znaleźć  w tak prozaicznych chwilach, jak palenie papierosów (mogłem się bardziej postarać).

Tym bardziej zaskoczyło mnie nazwisko kompozytora, które ujrzałem w napisach końcowych. Kenji Kawai jest znany głównie ze score'ów, które stworzył do japońskich anime. Mi w pamięci osiadł jego soundtrack do horroru Dark Water. Japoński kompozytor łączy w swoich dziełach niezwykle humanizującą elektronikę spod znaku Vangelisa (wystarczy posłuchać ścieżki z Ghost in the Shell) z klasycznym repertuarem Hisahishiego. Wybrałem Farewell to Peace, gdyż wydaje się najdoskonalej łączyć te dwie cechy. Soundtrack jest niedostępny w Polsce (do kupienia w zagranicznych sklepach), więc korzystajcie z Youtube póki możecie - wszakże ACTA zaczyna straszyć.

Kenji Kawai - Farewell to Peace

Desire - Under You Spell (from Drive OST)

Podobnie jak większość zespołów wywodzących się z Italians Do It Better, amerykańsko-kanadyjska grupa Desire chwyta męską część słuchaczy za jaja z pomocą kobiecego wokalu, syntezatorów przenoszących nas w krainę retro i ogólnego podniecenia, które wyczuwa się w słowach śpiewanych nam czule do uszu. Mylą się ci, którzy uważają Under You Spell za piosenkę z 2011 roku. Jej premiera przypada na niezbyt udany dla niemieckich piłkarzy ręcznych rok 2009, kiedy to producent Johnny Jewel (tak, ten sam) pomógł swoim przyjaciołom (chyba mogę tak napisać, w końcu w Desire gra Nat Walker, kolega z grupy Chromatics) wydać album II. Oczywiście, większość osób nie usłyszałaby w ogóle o tym zespole, ale od czego jest kino. Ryan Gossling przemierzający ulice Los Angeles, ubrany w kurtkę ze skorpionem, cichutko śpiewa wraz z Megan Louise, dzięki czemu kilka milionów widzów zakochuje się nie w popularnym aktorze, ale w piosence, która poprzez eter leci do Polski zahaczając o sławną Mulholland Drive.

Desire - Under You Spell

Alan Silvestri - Bud on the Ledge (from The Abyss)

Twórca Titanica i Avatara znany jest z pompatycznych filmowych dzieł, w których zawiera swą miłość do kina science-fiction. Takim też podmiotem stał się wyświetlany pod koniec lat 80. XX wieku, obraz Głębia. Historia amerykańskiej łodzi podwodnej, która zostaje uszkodzona i opada na dno oceanu. Do akcji ratunkowej wkracza wojsko i cywile, lecz cały proces przerywa spotkanie z obcą cywilizacją. Czyli Cameron w formie. 

Wydawało się, że muzykę do Głębi stworzy ktoś z dwójki: James Horner - Brad Fiedel. Ten pierwszy, twórca soundtracku do Obcy: Decydujące starcie, tłumaczył się nawałem pracy w tamtym okresie. Jednak nie jest tajemnicą, że stosunki obu panów nie były "przyjacielskie". Drugi, kompozytor muzyki do Terminatora, miał w 1989 roku tyle zamówień, że musiał odmówić. Dlatego też Cameron postawił na człowieka, o którym zrobiło się głośno; którego muzyka brzmiała w filmach koncepcyjnie podobnych do obrazów Camerona. Mowa oczywiście o Silvestrim. 

Silvestri był twórcą muzyki do tak kultowych filmów jak Powrót do przyszłości czy Predator. Ta bliskość, swego rodzaju nawet więź, która łączyła dzieła Camerona, Zemeckisa i McTiernana, niejako zmusiła tego pierwszego do zaproponowania Alanowi posady głównego kompozytora w Głębi. Rezultat jego pracy nie powala. Płytę dzieli granica - pomiędzy utworami elektronicznymi i symfonicznymi z udziałem chóru. I to właśnie te drugie zachwycają. Elektronice ilustrującej wodny świat można zarzucić "płaskość", której nie odkryjemy w trójce finałowych utworów. Najlepszy z nich - Bud on the Ledge - to wspaniała kompozycja, z delikatnym chórem i z potęgą w środku. Dla trzech ostatnich piosenek na soundtracku do Głębi warto wyczyścić uszy. 

Alan Silvestri - Bud on the Ledge

Randy Newman - We Belong Together (from Toy Story 3)

Na każdą porę roku. Na zabawy z dzieciakami i z przyjaciółmi. Randy'ego Newmana etykieta nadwornego kompozytora studia Pixar nie powinna dziwić i smucić. Od lat komponuje dla tego zasłużonego wytwórcy dziecięcych wyobraźni i marzeń, i od lat zachwyca swoją radosną stroną muzyki. We Belong Together to taki Newman jakiego lubimy - nawiązujący do lat 60., skoczny, chwytliwy i... radosny. Dla dzieci, ze szczególną dedykacją dla ich rodziców. Całkowicie zasłużony Oscar w kategorii najlepsza piosenka 2011 roku. Kultowa? Tak, z całą pewnością za kilkanaście lat, podczas kolejnych nieprzespanych nocy, w oczekiwaniu na słowa and the Oscar goes to..., będziemy umilać sobie czas przez słuchanie We Belong Together

Randy Newman - We Belong Together

Michał Lorenc - Wino Truskawkowe,  Andrzej (from Glina)
Hilka - Ne hody y, ulane (też do usłyszenia w filmie Wino Truskawkowe)


Pisanie muzyki to rodzaj schizofrenii - wchodzenie
w rzeczywistość, której nie ma, kreowanie jej. (...) 
Ja nigdy żadnej muzyki nie wymyśliłem,
tylko ona przyszła do mnie.

Michał Lorenc

Do tej pory nie mogę zrozumieć, dlaczego muzyka z filmu Wino truskawkowe nie została wydana przez żaden z troszczących się o artystów majorsów. Za główny motyw z tego filmu jestem w stanie wypić wszystkie butelki taniego wina, które są dostępne w wiejskim sklepiku nieopodal domu moich rodziców. Do miejsc, gdzie rozgrywa się akcja filmowych opowieści galicyjskich, też nie mam daleko. Zapewniam, magia i tajemniczość tamtych terenów jest w zasadzie nie do przeniesienia na szklany ekran. To trzeba przeżyć "na żywo". Może do tego zbliżyć muzyka Michała Lorenca, która jest po prostu fenomenalna! Podobnie ma się rzecz ze soundtrackiem do najlepszego serialu ostatnich lat - Glina, Władysława Pasikowskiego, to polska produkcja, mogąca konkurować z amerykańskimi serialami klimatem, emocjami i znakomitymi kreacjami aktorskimi (gra Jerzego Radziwiłowicza to coś wspaniałego). Utwór Andrzej to taki nasz twin-peaksowy hit, konsumowany przy setce wódki i z paczką papierosów, gdzie zamiast wokalu Julee Cruise mamy saksofon pchający nas w objęcia nieznanego. Szacunek, Panie Lorenc. A... Zapomniałbym o jeszcze jednym mocnym akcencie filmu Dariusza Jabłońskiego. Piosence ukraińskiego zespołu Hilka, któremu daleko od ludowej cepelii, a bliżej do bijącego jeszcze źródła autentycznego śpiewu stepowego. 

Hilka - Ne hody y, ulane
Michał Lorenc - Andrzej

John Taverner - Funreal Canticle (from Tree of Life)

Malick, podobnie jak Kubrick, dobrze wie, że muzyka z obrazem stanowią jedną siłę. Tak więc muzykę do ubiegłorocznego dzieła - Drzewo życia - skomponował Alexandre Desplat. Ale i to nie wystarczyło Amerykanowi. Desplata właściwie w filmie nie usłyszymy. Drugi krążek soundtracku stanowią najwybitniejsze klasyczne dzieła XX wieku. I tak mamy naszych: Zbigniewa Preisnera (Lacrimosa) i Henryka Mikołaja Góreckiego (Symphny No.3) jak i Andante moderato Brahmsa w wykonaniu berlińskich filharmoników czy też najwspanialsze moim zdaniem Funreal Canticle, brytyjskiego mistrza, Johna Tavernera.

Ten nawrócony na prawosławie kompozytor, często porównywany jest z Arvo Partem, ze względu na styl, który reprezentują (mistycyzm, pojedyncze dźwięki i cisza). Prezentowany tu utwór - Funreal Canticle - został napisany na cześć pamięci ojca kompozytora, który zmarł w 1996 roku.

John Taverner - Funreal Canticle
Buy: John Taverner - Eternity's Sunrise; Vocal Works of Taverner

Dario Marianelli - Elegy for Dunkirk (from Pokuta)

Urodzony w Pizie, mieszkający w Londynie, włoski kompozytor to obecnie jeden z najpopularniejszych twórców muzyki filmowej w Europie, i jeden z ważniejszych na świecie. Na dowód moich słów wystarczy spojrzeć w osiągnięcia Marianelliego. Oscar i deszcz innych nagród za soundtrack do Pokuty z Keirą Knightley  w roli głównej. A na liście utworów, ta jedna magiczna pozycja - Elegy for Dunkirk. Dla romantyków i fanów powieści Iana McEwana. 

Dario Marianelli - Elegy for Dunkirk


John Williams - Presenting Bianca Castafiore (from The Adventures of Tintin)


Zdarzają się w świecie filmu pary, których wspólny staż można liczyć w latach. Wierność jest dzisiaj  passé, ale to nie zniechęca ludzi do zawiązywania związków opartych na bezgranicznym zaufaniu. W Hollywood jest taka para. I nie mam na myśli nikogo spośród aktorów. To nie Johnny Deep, który po kilkunastu latach rozstał się z panną Paradis. To nie Brad Pitt, który, prędzej czy później, znajdzie sobie nową żonę (taka jest prawda Angelino). Obrazem i muzyką filmową od dziesięcioleci rządzi dwójka ludzi: Steven Spielberg i John Williams. Zadziwia swobodne poruszanie się po różnych kinowych estetykach tego pierwszego, i zdolność namalowania za pomocą nut i dostosowania się do tych poszukiwań znanego reżysera przez pana numer 2. Tym razem Spielberg wziął się za przeniesienie na kinowe ekrany przygód popularnego komiksowego bohatera, Tintina. Rezultat jego pracy można było zobaczyć także w Polsce (premiera na początku listopada). Williams - jak zwykle - rozstawił konkurentów po kątach. Dwie nominacje do Oscara w jednej kategorii (muzyka, oczywiście). Ścieżki do Tintina i Czasu Wojny mają wielkie szansę na nagrodę, a sam Williams, jak łatwo obliczyć, 40 %, by cieszyć się z szóstego Oscara w karierze. Presenting Bianca Castafiore z Renée Fleming jako gwiazdą wieczoru. 

John Williams - Presenting Bianca Castafiore

Kristin Asbjornsen - Slow Day (from Factotum OST)

Po trwającym do dziś zawieszeniu przez norweski zespół Dadafon aktywności muzycznej, jego wokalistka Kristin Asbjornsen, wrzuciła na luz i została poproszona o napisanie muzyki do opartego na prozie Charlesa Bukowskiego vel Henry Chinaski filmu Factotum. Pożyczyła od swojego macierzystego zespołu utwór Slow Day (z album Lost Love Chords) i swym z lekka zachrypniętym głosem doprowadziła słuchaczy do pobliskiego baru, gdzie milczący barman, bez zbędnych pytań, znający życie i klientów, podaje nam dwie setki wódki, życząc jak najwolniejszej śmierci. Przyglądające się z boku dziewczęta zagryzają wargi i już wiesz, że skończą z Tobą w łóżku. Dobrze, że ten dzień tak cholernie wolno płynie...


Hossein Alizadeh - Vernal Presence (from Półksiężyc)

Była mowa o duecie Spielberg-Williams, to teraz czas przenieść się na Wschód, ten bliższy, i poznać kolejną dwójkę wspaniałych artystów. O Bahmanie Ghobadim pisałem w lipcu (o, tutaj jest), i w gąszczu tych słów udało mi się wtrącić co nieco o "nadwornym muzyku" kurdyjskiego reżysera, jakim bez wątpienia jest Hossein Alizadeh, nazywany także mistrzem perskiej muzyki. Trudno sobie wyobrazić filmy Ghobadiego pozbawione dźwięków wygrywanych na egzotycznie brzmiących instrumentach: tar, setar i shurangiz. Mało kto w Polsce słyszał o Alizadehu, więc naszym obowiązkiem jest ten stan rzeczy zmienić. Bo muzyka tego pana bije na głowę większość współczesnych soundtracków do amerykańskich czy europejskich filmów. Świeżość w popie mieszka w Japonii (j-pop), a inspiracje dla muzyki filmowej należy szukać na Bliskim Wschodzie. Takie jest moje zdanie. 


Christopher Bowen - Jellyfish OST

Christopher Bowen jest kompozytorem, muzykiem i aktorem. Pisze muzykę do filmów i teatrów. Mieszka w Nowym Jorku i jest sprawcą ścieżki dźwiękowej do filmu Meduzy, reżyserią którego zajął się tandem Geffen-Keret. Muzyka nowojorczyka świetnie sprawdza się w symbiozie z obrazem. Zwłaszcza z takim jak francusko-izraelska odpowiedź na Między słowami. Na szczególną uwagę zasługuje smutny, fortepianowo-smyczkowy Rain, czy wprowadzający odrobinę kolorowych wspomnień z dzieciństwa The Ice Cream Man. Na nieszczęście, muzyka ta nie doczekała się wydania, więc jedynymi miejscami, gdzie możemy ją usłyszeć są film i oficjalna strona Bowena, na którą serdecznie zapraszamy. A utwór poniżej, należący do piosenkarki Korin Allal, towarzyszył nam podczas napisów końcowych wspomnianego wyżej filmu.

Korin Allal - La Vie en Rose

http://www.christopher-bowen.com/ - oficjalna strona kompozytora

Paul Anthony Romero, Rob King, Steve Baca - Heroes of Might and Magic IV

Bywały czasy, gdy każdą wolną chwilę spędzało się przed komputerem. Wiem, nie ma się czym chwalić. Lecz zrozumcie, że szkoła skutecznie odbierała chęci do przeczytania byle jakiej książki. Przychodził młody człowiek całkowicie wyczerpany tabliczką mnożenia, wierszami Mickiewicza i kolejną rozgaworą historyczki na temat rzezi w Wandei. Uwierzcie, można się zużyć. Co gorsza, początek ubiegłej dekady to czas, kiedy o szybkim, ba, o internecie w ogóle, na wiejskich pastwiskach  można było jedynie pomarzyć. Grało się w piłkę z kolegami, ale wieczory, kiedy lekcje zostały odrobione, a zeszyty spakowane do tornistra, spędzało się przed ekranem monitora i odpalało komputerowe światy. Jak dziś pamiętam grę na poczciwą Amigę 500. Klasyka. Północ-Południe! Coś wspaniałego. Setki zmutowanych, nazistowskich potworów do rozwalenia w Wolfensteinie czy akcja grupy przyjaciół w serii Comandos (dwójka najlepsza). Oj, działo się. Była jeszcze jedna seria, która na stałe zapisała się w mojej pamięci. Mowa oczywiście o  popularnym Heroesie.

Nie wspomnę o moich początkach z tą grą, lecz przejdę od razu do sedna. Czwarta część tej serii stanowiła dla mnie przełom w podejściu do gier. Wcześniej interesowało mnie jedynie czerpanie przyjemności z samej zabawy, nie przywiązywałem większej wagi do poszczególnych elementów składowych. I tu właśnie nastąpił przełom. Cudowna muzyka z HOMM4 kazała mi baczniej zwracać uwagę na dźwięki z gier, gdyż duża ich część stanowiła organizm mogący występować poza siedliskiem pierwotnego żywiciela. Romero, King i w mniejszym stopniu Baca, stworzyli muzykę, w której mieszają się wpływy irlandzkie, barokowe oraz popisy solistów i chórów. Naprawdę, najlepsza ścieżka dźwiękowa do gry komputerowej (może oprócz Silent Hill), jaką dano mi było usłyszeć.

Grass Land Theme
Preserve (Nature) Theme

Lisa Gerrard - Reiputa (from Whale Rider OST)

Lisy Gerrard nie trzeba nikomu specjalnie przedstawiać. Artystka ta od wielu lat z powodzeniem biega po czerwonych dywanach z nagrodami za ścieżki dźwiękowe. Ta najsłynniejsza to oczywiście Gladiator. Lecz tak jak w przypadku Yareda, te mniej znane soundtracki okazują się być znacznie ciekawsze od tych wszędzie docenionych. W 2002 roku Gerrard stworzyła przejmująco smutny soundtrack do nowozelandzkiego dramatu Whale Rider. Wytrącając Was z tematu i równowagi, wracam pamięcią do lat młodości, kiedy to ktoś z rodzeństwa przyniósł do domu kasetę Dead Can Dance. Nie pamiętam, co to była za kaseta, ale nie mogłem znieść wokalnych popisów tej panny, która tam śpiewała (wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to Lisa; w sumie i tak by pewnie nic to nie dało). Dziś ciężko mi jest sobie wyobrazić Dead Can Dance bez Lisy Gerrard. Tak jak ciężko by się oglądało Whale Rider bez jej muzyki.

Lisa Gerrard - Reiputa

Barbara Mason - I'm in Love with You (from Sheba, Baby OST)

Przyszedł czas na fanów muzyki funk i soul. W tych właśnie kategoriach należy klasyfikować soundtrack do filmu Sheba, Baby z 1975 roku. Pewnie niewiele Wam to mówi. Pam Grier? Lepiej? Może oglądaliście którykolwiek z filmów określanych mianem blaxploitation? Jeśli tak, to powinniście skojarzyć tytuł filmu. Pam Grier to bez wątpienia królowa tego gatunku (wskrzeszona potem przez Quentina Tarantino w Jackie Brown), grająca w niemal każdym obrazie z przyczepioną metką blax. Barbara Mason znana jest z przeboju  Yes, I'm Ready, lecz wciskając nos w całą dyskografię Amerykanki łatwiej jest wyłapać takie ciekawostki jak ten utwór, występujący na soundtracku, którego twórcami są Monk Higgins (saksofonista) i Alex Brown (członkini grupy The Raelettes, która wokalnie wspierała Ray'a Charlesa).

Barbara Mason - I'm in Love with You

Bruno Coulais - Tinle & L'enfant (from Himalaya - The rearing of a Chief OST)

Na deser zostawiłem mojego ulubionego kompozytora. Za soundtracki do filmów: Makrokosmos, Pan od Muzyki i Himalaya, jestem gotów oddać wszystkie inne płyty. To, co Coulais stworzył na tych albumach, to mistrzostwo świata w swojej kategorii.

Bruno Coulais - Tinle & L'enfant

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz