28 zagranicznych wydawnictw 2011 roku
Pleasure to bez wątpienia jeden z najsilniejszych środków odurzających jaki pojawił się w tym sezonie; niedostępny w aptece ani na czarnym rynku, tylko w sklepie płytowym. Refundacja do decyzji NFZ.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Pure X - Pleasure
Rytuały i szamańskie obrzędy w zapuszczonej przybudówce, tworzone przez dwoje naćpanych ludzi: Aarona i Indrę. Wciągają pop i psychodeliczne improwizacje. Na ścianach wiszą plakaty Kraftwerku i niemieckiej grupy Can. Na stole pełnym rupieci leżą dwie czarne peruki a'la Bob Marley. 936, czyli lato według Not Not Fun.
26. Higuma - Pacific Fog Dreams
Pacific Fog Dreams to zbiór siedmiu piosenek, wykąpanych w dronach, psychodelii i w odrealnionych wokalach panny McGee. Evan Caminiti, czyli połowa duetu Barn Owl, prezentuje senne obrazy, namalowane przez swoją zamgloną wyobraźnię.
Z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że trochę przeholowałem z oceną Eye Contact. Album ten niezbyt dobrze wytrzymuje - wydawałoby się dość krótki, bo sześciomiesięczny - okres czasu. Kontakt wzrokowy przeżyły dwa single oraz Romance Layers i Chinese High. Reszta się gdzieś schowała.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Gang Gang Dance - Eye Contact
24. Rainbow Valley/Black Sky Chant (split)
Wielka Brytania (Rainbow Valley) weszła w koalicję z Rosją (Black Sky Chant), a całość działań, związanych z tą tajną operacją, została przedstawiona na konferencji w Polsce. Świetna kaseta z Sangoplasmo Records.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Rainbow Valley/Black Sky Chant
23. The Horrors - Skying
Chcieli straszyć, a uwodzą. Muzyką. Oby nadal kombinowali, bo widzę w tym zespole potencjał niewidoczny u 80% brytyjskich kapel.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": The Horrors - Skying
22. Leyland Kirby - Eager to Tear Apart the Stars
Pan "Kudłaty" Kirby wizualnie nawiązuje do projektu The Caretaker, ale muzycznie Eager to Tear Apart the Stars to kontynuacja Sadly, The Future Is No Longer What It Was - trzypłytowego kolosa. Dla mnie najnowszy album Kirby'ego przeskoczył wzwyż (ponad 6 metrów) poprzednika.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Leyland Kirby - Eager to Tear Apart the Stars
21. Shine 2009 - Realism
Najcieplejszym miejscem tegorocznych wakacji były Helsinki. Szwecja została zdetronizowana (słaba w mojej ocenie płyta Korallreven). Shine 2009, czyli kamienny duet z Finlandii, który balearic zsyła do drugoplanowej roli, dając się wyszaleć dźwiękom z lat 90. spod znaku Saint Etienne.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Shine 2009 - Realism
20. Twin Sister - In Heaven
In Heaven będzie zawodem i niewypałem dla tych, którzy spodziewali się dźwięków stricte sypialnianych, podobnych do tych, które zachwyciły w ubiegłym roku na ich drugiej EP-ce. Nie ma tu instrumentalnych wycieczek ani szablonowego sentymentalizmu (może oprócz indeksu pierwszego). Jest więcej melodii, zamkniętych w przeróżnych stylistykach.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Twin Sister - In Heaven
19. Kurt Vile - Smoke Ring for My Halo
18. Friendly Fires - Pala
Pala to wypełniona Słońcem i pozytywnymi emocjami płyta, której głównym celem jest doprowadzenie do ekstazy i wybuchu potężnej podskórnej energii, która szuka ujścia z naszego organizmu. Po czym możemy już niszczyć, kochać, nienawidzić, budować i ... inne czasowniki.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Friendly Fires - Pala
17. Bon Iver - Bon Iver
Justin Vernon na drugiej płycie włącza gitarę elektryczną i krztusi się dymem z palonego zielska, które dostał od Kanye Westa. Mocna rzecz.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Bon Iver - Bon Iver
16. David Andree - In Streams
Genialna muzyka do kontemplacji, wydana przez amerykański Sunshine Ltd. David Andree bawi się w Boga stwarzając dźwięki, przy których Adam i Ewa przemierzali Eden. Ambientowe krajobrazy ziemi obiecanej.
15. Atlas Sound - Parallax
Cox postawił na prostotę. Nie ma żadnych eksperymentów, ambientowych wycieczek (no, może poza bonusowymi Quark'ami). Gitara (z pewną ilością efektów) i wokal. Tylko tyle i aż tyle.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Atlas Sound - Parallax
14. Junior Boys - It's All True
Czwarty album kanadyjskiego duetu Didemus - Greenspan potwierdza ich klasę i rozjaśnia jeszcze bardziej ich dyskografię. Moi faworyci: Playtime oraz Second Chance.
Czwarty album kanadyjskiego duetu Didemus - Greenspan potwierdza ich klasę i rozjaśnia jeszcze bardziej ich dyskografię. Moi faworyci: Playtime oraz Second Chance.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Junior Boys - It's All True
13. Andrew Chalk - Violin by Night
12. Bill Callahan - Apocalypse
13. Andrew Chalk - Violin by Night
Zawieszony pomiędzy Basińskim a Chihei Hatekayamą, longplay Violin by Night założyciela labelu Faraway Press, Andrew Chalka, to taki niskonakładowy skarb, o istnieniu którego wie niewiele osób. Na szczęście ja jestem jednym z tych wybranych.
12. Bill Callahan - Apocalypse
Apocalypse może i nie posiada magii, którą obdarzona była jej poprzedniczka, ale wciąż jest to płyta wyróżniająca się z marazmu i średniactwa większości współczesnych, muzycznych wydawnictw. Callahan odwalił kawał dobrej roboty!
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Bill Callahan - Apocalypse
11. Motion Sickness of Time Travel - Luminaries and Synastry/Dreamcatcher
Rachel Evans powiła w tym roku dwie piękne córki. Podobne są one do poprzednich pociech mamusi, ale jakby bardziej wyraziste. O pierwszej napisał Piczfork, co samo w sobie stało się wielkim wydarzeniem. Mnie się jednak wydaje, że dopiero w połączeniu z Dreamcatcher, [ta pierwsza] nabiera mocniejszego uderzenia.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": MSOTT - Luminaries and Synastry/Dreamcatcher
10. The War On Drugs - Slave Ambient
W podróży ostatnio słucham dużo dobrej, amerykańskiej muzyki. The War On Drugs mogą grać tak samo jak zespoły i artyści w latach 60. i 70., nie bacząc na zarzuty pod swoim adresem. Wszakże przyjemność zamyka usta największym zuchwalcom.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": The War On Drugs - Slave Ambient
9. John Maus - We Must Become Pitiless Censors of Ourselves
Kumpel Ariela Pinka powrócił z nową porcją synth-popu. Ukradł Molly Nilsson piosenkę (Hey Moon), wzywa do unicestwienia praw i zakazów, które rządzą jednostką (Cop Killer) i potwierdza, że niejednoznaczne odbieranie jego osoby i twórczości tylko mu schlebia.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": John Maus - We Must Become...
8. Fleet Foxes - Helplessness Blues
Helplessness Blues to wymarzony album dla osób, które pragną usłyszeć więcej. I potwierdzenie, że na Fleet Foxes warto wydawać pieniądze. Czy można już Robina Pecknolda kreować na jednego z najważniejszych songwriterów naszych czasów?
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Fleet Foxes - Helplessness Blues
7. The Caretaker - An Empty Bliss Beyond This World
Nierefundowany lek na chorobę Alzheimera. A tak na poważnie: zsamplowane i zapętlone dźwięki z '78 roku, działają również na zdrowych osobnikach, potwierdzając, że muzyka jest dobra na wszystko.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": The Caretaker - An Empty Bliss Beyond This World
6. Panda Bear - Tomboy
Ponad czteroletnie oczekiwanie na następcę płyty Person Pitch, dla wielu przełomowej, także i dla mnie, odchodzi w niepamięć, gdy przez blisko 50 minut z głośników sączą się dźwięki po prostu genialne. Szamańskie obrzędy i wesela w środku amazońskiej puszczy (Person Pitch) Noah Lennox aka Panda Bear, zamienił na letnie plażowanie przy łagodnym szumie fal (Tomboy).
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Panda Bear - Tomboy
5. Oneohtrix Point Never - Replica
Na pierwszy ogień idzie piosenka o znamiennym tytule Andro. Następnie mamy kolesia opróżniającego puszkę Coli (Nassau), Wilka i Zająca bawiących się przy akompaniamencie Thoma Yorke'a (Replica) i cały ciąg plądrofonicznych układanek, które zapraszają do wspólnej zabawy.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Oneohtrix Point Never - Replica
4. Julian Lynch - Terra
Terra, trzeci longplay kontynuuje poszukiwania zawarte na Mare, ale pokazuje też Juliana jako coraz bardziej pewnego i świadomego swoich zalet kompozytora i instrumentalistę. Warto także sprawdzić tegoroczne Buffalo Songs, by przekonać się, że trzy pełne albumy, to tylko preludium do tego, co szeroki, muzyczny horyzont tego pana ukrywa za sztucznie rozpyloną mgłą.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Julian Lynch - Terra
3. Destroyer - Kaputt
Dan Bejar jest jak dobre wino - im starszy, tym lepszy. Kilkanaście lat po swoim debiucie jako Destroyer, nadal zaskakuje nowymi pomysłami na siebie i umiejętnie trafia z nimi do szerokiego grona słuchaczy. Mimo że moimi ulubionymi albumami pozostają: Your Blues i Destroyer's Rubies, to Kaputt stanowi solidną pozycję w katalogu płytowym tego sympatycznego Kanadyjczyka. A utwory takie jak Chinatown, Suicide Demo for Kara Walker czy zamykające Bay of Pigs, mogę włączyć w każdym momencie, i wiem, że te soft rockowe dźwięki nadal sprawią mi przyjemność.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Destroyer - Kaputt
2. Radiohead - The King of Limbs
Ponad dekadę temu, o Radiohead można było powiedzieć: zespół rockowy z talentem do niezłych riffów (Creep). W 2011 roku piątka z Oksfordu niczego nie musi udowadniać, gra to, co lubi, a ten klimatyczny mini-album (całkiem trafne określenie, myślę...), daje fanom Radiogłowych poczucie, że ich ulubiony zespół nadal gra na wysokim poziomie.
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Radiohead - The King of Limbs
1. Real Estate - Days
Cudownie gitarowy i zwiewny album o codziennym życiu na amerykańskich przedmieściach wielkich miast. Talent kompozytorski Martina Courtneya potwierdzają takie utwory jak chociażby otwierające Easy, unoszące do góry ciężkie, ludzkie ciała, opowiadający o czasach bezpowrotnie utraconych. Proste i cudowne Wonder Years Alexa Bleekera to dowód na to, że Real Estate nie tylko Courtney'em i Mondanilem stoi. Echa The Smiths rozbrzmiewają w Green Aisles, a singlowe It's Real stanowi idealny przykład Real Estate jako zespołu radiowego, przyjaznego, wymodelowanego i urzekającego. Bez cienia pretensjonalności. W tym momencie w USA nie znajdziecie lepszego gitarowego zespołu. To wszystko prawda: Days albumem roku! Dzięki Bogu...
Przeczytaj nasze "nie wiadomo co": Real Estate - Days
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz