poniedziałek, 25 października 2010

Très.B - The Other hand

POMATON EMI 2010


Uważasz, że polska muzyka rozrywkowa nie ma przed sobą żadnej przyszłości ? Chyba nie słyszałeś najnowszego albumu międzynarodowego kolektywu Très.B - The Other Hand. To, co na drugiej płycie wydobywa się z głośników, bije na głowę wszystkie tegoroczne, polskie produkcje muzyczne. I mimo, że to tylko (aż!) muzyka klasy b...


Super płyta, naprawdę czuć radość i szczęście w tej muzyce. Pierwsze co wyczuwa się w spotkaniu z nowym albumem to... więcej światła. Dla mnie Scylla and Charybdis była trochę zbyt melancholijna. A tu czuje się cudownie. Jakbym na nowo stał się dzieckiem i bawił się w jednej z tych przyosiedlowych piaskownic. I przeżywał wszystko pierwszy raz. To opinia mojego kolegi na temat recenzowanej tu płyty. Zacznijmy jednak od początku. Tak w skrócie. Très.B powstał w Danii, gdzie splotły się losy trzech osób: Misi Furtak - Polki, Oliviera Heima - pół-Amerykanina i pół-Holendra oraz Toma Pettit - pół-Anglika i pół-Duńczyka. Jeśli się pomyliłem, to mnie poprawcie. Przyjaźń i miłość do muzyki sprawiła, że cała trójka, postanowiła założyć zespół i nazwać go bardzo b. Swoją rolę odegrała tu również PJ Harvey i jej Uh Huh, Her; główna przyczyna powstania Très.B. Fani alternatywnego grania z pewnością śledzą ich poczynania już od dłuższego czasu. My również się do nich zaliczamy. Bo grzechem byłoby przeoczyć tworzoną przez nich muzykę.

The Other hand różni się od Scylla and Charybdis, tak jak kobieta różni się od mężczyzny. Na debiucie mieliśmy do czynienia z mega dawką melancholijnego popu, którego najlepszym przykładem były takie utwory jak: OK (osobiście mój ulubiony, wersja z Neon Chameleon rulez!), Man Inside wolf czy Ishula. Brakowało prawdziwego, rockowego kopa, który pobudziłby śpiących za ścianą sąsiadów. Ale nie samą melancholią Très.B żyje. Na nowym wydawnictwie udało spakować się większą liczbę potencjalnych, radiowych przebojów. Już sam początek zdradza jaki kierunek wybrało trio na The Other hand. Windows of Myself  rozdziera słuchacza nośną melodią i sekcją dętą. W Venus Untied męski wokal przywodzi na myśl Thurstona Moore'a, i przez cały utwór w głośnikach i w naszych uszach dudni boskie pam-pam, pam-pam. Ze skarbów, którymi zespół nas obdarzył muszę wymienić singlowe Orange, Apple, stworzone po to by stać się wielkim przebojem, zarówno koncertowym jak i radiowym, What I Might Have Lost z indie-popową werwą, doprowadzające mnie do zachwytu czy marzycielskie Talk To Me, w którym to klarnet i charango stanowią wspaniałe uzupełnienie dla wokalu Misi. Bo, nie oszukujmy się, to głos wokalistki jest tu najpiękniejszym instrumentem (przepraszam za uprzedmiotowienie!), który przyciąga uwagę słuchacza, intryguje i ostatecznie zniewala jego słuch.

Rockowe pazury zespół pokazuje w tytułowym The Other hand (znów nawiązanie do Sonic Youth, skądinąd bardzo udane) i Resolve at midnight. Na spragnionych melancholijnych i nastrojowych dźwięków spod znaku pierwszej płyty, czekają Devourer i What's the diffrence. A dla poszukiwaczy orientalnych i tajemniczych muzycznych wypraw - Pyhatunturi. Tych, którzy nie dali się jeszcze przekonać do nowego albumu, zespół zaprasza na serię koncertów promujących The Other hand. Najbliższy już 6 listopada w krakowskiej Rotundzie.

Ogólnie rzecz ujmując: The Other hand jest dla wszystkich. Dla wszystkich, którzy szukają zupełnie nowej jakości w polskiej muzyce. Bo Très.B spełnia wszystkie warunki i normy, by stać się twoim ulubionym zespołem. Zespołem, którego nie będziesz musiał się wstydzić. Bo w niczym nie ustępuje zachodnim produkcjom.

Ocena: +7/10

http://www.myspace.com/meetb

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz