czwartek, 8 lipca 2010

Phosphorescent - Here's to taking it easy

PHOSPHORESCENT - HERE'S TO TAKING IT EASY
DEAD OCEANS 2010




Moja przygoda z Matthew Houckiem trwa już od 2007 roku i wydanego wtedy albumu Pride. I nic w tej sferze nie zmieni nowy longplay Phosphorescent. Here’s To Taking It Easy to jak wycieczka z paczką przyjaciół do miejsc, które się zna i kocha.


Pochodzący z Georgii Matthew Houck, kontynuuje najlepsze tradycje amerykańskich songwriterów. Porównywany do takich osobowości jak Iron & Wine, Will Oldham czy też Neil Young, potrafił wypracować swój własny styl, odróżniający go od wyżej wymienionych panów. Do jego utworów wkrada się pewien pierwiastek magii lub uduchowionej istoty, która nadaje tej muzyce odświętnego charakteru. To jakby gospel ożenić z amerykańskim country, w wyniku czego na świat przyjdą piękne melodie i anielskie chóry. Wrażenie to potęgują echa, zwielokrotnione wokale itp. Najlepszym tego przykładem jest właśnie Pride - jedna z moich ulubionych płyt 2007 roku. Wszystkie utwory płyną sobie powoli, bez większego pośpiechu, unosząc człowieka ponad poziom cirrusów. Jeśli ktoś z was nie słyszał jeszcze tego albumu -  ten trąba i musi to zmienić.

Na najnowszym, czwartym już albumie Phosphorescent panuje większa różnorodność. Chociażby w otwierającym It’s Hard to Be Humble (When You’re From Alabama), gdzie bluesowe riffy, motoryczna perkusja i dęciaki sprawiają wrażenie obcowania z zupełnie innym zespołem. Moimi faworytami są I Don’t Care If There’s Cursing, gdzie delkatna melodia szyta jest pojedynczymi slide'ami gitary i dźwiękami fortepianu oraz Hej, Me I’m Light - gdybym nie znał Phosphorescent, twierdziłbym, że to piosenka jakiegoś gospelowego bandu, tańczącego i wysławiającego Boga co niedzielę w jednym z amerykańskich kościołów, mającego swe korzenie w XIX-wiecznej kulturze czarnoskórych mieszkańców USA. Ale to nie zarzut, wręcz przeciwnie. Słuchanie muzyki płynącej prosto z serca, tak radosnej i uduchowionej sprawia mimowolny uśmiech na twarzy i poczucie szczęścia. Warto dla tych niecałych 45 minut muzyki. The Marmaid Parade z pewnością byłoby jednym z highlightów Pride. Nothing Was Stolen (Love Me Foolishly) to wyznanie miłosne do ukochanej kobiety: You can love me foolishly, love me foolish - like. Całość zamyka ośmiominutowa ballada Los Angeles, z piękną gitarową partią i anielskimi chórkami, która przeniesie Cię do skąpanego w słońcu  Miasta Aniołów, gdzie nic nie jest takie, jakim się wydaje.

Ciekawie, o nowym Phosphoroscent napisał Bartek Sadulski w najnowszej Machinie. Otóż, tak brzmiałby Bon Iver, gdyby miał przy swoim boku kobietę. Coś w tym jest, wszakże kobiety dodają naszemu światu piękna i koloru. Here's to taking it easy jest godne polecenia nie tylko dla fanów Bon Ivera czy Bonniego "Prince" Billy'ego. Muzyka z tego krążka sprawdzi się w każdym odtwarzaczu, czy to zatwardziałego fana metalu i hip hopu, czy też ortodoksyjnego słuchacza Radia Zet. Open your mind, człowieku...

http://www.myspace.com/phosphorescent


Ocena: +7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz