niedziela, 31 października 2010

Najpierw psikus, później pytajcie o cukierki.




Amerykańskie święto straszenia wszystkich strachliwych wzięło się stąd iż dawno, dawno temu, gdy Ameryka była tylko workiem bogactwa dla Europejczyków i miejscem wolności dla wyjętych spod prawa. Otóż w nocy z 31 października na 1 listopada młodzieniec z plemienia NiemaTuToJestTam, niejaki Był i znikł, zakradł się do wioski zbudowanej kilka tygodni wcześniej przez kolonistów; chłopak ciekawy był świata, nowych ludzi, więc nie ma się co dziwić. I tak się skradał i kukał do okien, gdzie ciepły blask świec wyglądał zza okiennic zachęcająco. Jednak pech chciał, że w jednym z okien wyglądał również pewien Holender, z utęsknieniem patrząc w kierunku oceanu. Na początku Był i znikł go nie zauważył i gdy tak wysunął lekko głowę ze swym piórkiem liliputa spod parapetu, to tak wystraszył Holendra, że ten spadł, narobił rumoru co niemiara. Wystraszony, spanikowany i przekonany, że ta bestia z piórkiem chce go zabić, począł błagać by go nie zabijał i nie zjadał; jestem żylasty i niedobry - zarzekał się. Lecz Był i znikł nie był świadom za bardzo o co mu chodzi, więc tylko patrzył z zainteresowaniem. Holender, z racji iż kosztowności mu nie brakowało, pomyślał, że przekupi napastnika. Kusił go złotem i srebrem, lecz nic to nie dało, plemię NieMaTuToJestTam z nieprzekupności znane. Zrezygnowany Holender ostatnią deską ratunku pokazał tubylcowi czekoladki, które o dziwo uratowały go. Był i znikł wziął czekoladki i zadowolony uciekł, dzięki czemu Holender mógł odetchnąć.

Tak właśnie to wszystko się zaczęło, choć przez lata ewoluowało do formy znanej nam dzisiaj. Przedstawię Wam kilka utworów kojarzących się z czymś strasznym, bądź będących strasznymi.











Dzisiaj bójmy się dla zabawy, dla radochy. Jeśli macie kogoś to go przestraszcie. Enjoy!!

wtorek, 26 października 2010

Michel Schneider - Marilyn, Ostatnie Seanse


Marilyn, Ostatnie seanse
Michel Schneider
Wydawnictwo Znak
Kraków 2008

Kobieta o platynowych włosach. Bogini seksu. Ucieleśnienie amerykańskiego snu i ikona współczesnego kina i popkultury. Pragnęli i podziwiali ją zarówno mężczyźni jak i kobiety. Tak wyobrażam sobie współczesną Wenus z Milo. Jej życie pełne narkotyków, alkoholu i seksu sprawia wrażenie źle zmontowanego filmu, gdzie nikt nie wie jaką gra rolę. Gwiazda, która rozbłysła niczym supernowa na filmowym nieboskłonie, równie szybko zgasła, a okoliczności jej śmierci do dziś budzą ogromne emocje i spekulacje, przyczyniając się do powstawania co rusz nowych teorii spiskowych. Książka Michela Schneidera nie podaje nam gotowych odpowiedzi i rozwiązań, na które czekamy. To historia dwójki ludzi, których połączyło kino i psychoanaliza. Dwie dziedziny tak różne, a w rzeczywistości nie potrafiące bez siebie istnieć. Tylko u nas - ostatni seans Marilyn Monroe.

poniedziałek, 25 października 2010

Très.B - The Other hand

POMATON EMI 2010


Uważasz, że polska muzyka rozrywkowa nie ma przed sobą żadnej przyszłości ? Chyba nie słyszałeś najnowszego albumu międzynarodowego kolektywu Très.B - The Other Hand. To, co na drugiej płycie wydobywa się z głośników, bije na głowę wszystkie tegoroczne, polskie produkcje muzyczne. I mimo, że to tylko (aż!) muzyka klasy b...


Super płyta, naprawdę czuć radość i szczęście w tej muzyce. Pierwsze co wyczuwa się w spotkaniu z nowym albumem to... więcej światła. Dla mnie Scylla and Charybdis była trochę zbyt melancholijna. A tu czuje się cudownie. Jakbym na nowo stał się dzieckiem i bawił się w jednej z tych przyosiedlowych piaskownic. I przeżywał wszystko pierwszy raz. To opinia mojego kolegi na temat recenzowanej tu płyty. Zacznijmy jednak od początku. Tak w skrócie. Très.B powstał w Danii, gdzie splotły się losy trzech osób: Misi Furtak - Polki, Oliviera Heima - pół-Amerykanina i pół-Holendra oraz Toma Pettit - pół-Anglika i pół-Duńczyka. Jeśli się pomyliłem, to mnie poprawcie. Przyjaźń i miłość do muzyki sprawiła, że cała trójka, postanowiła założyć zespół i nazwać go bardzo b. Swoją rolę odegrała tu również PJ Harvey i jej Uh Huh, Her; główna przyczyna powstania Très.B. Fani alternatywnego grania z pewnością śledzą ich poczynania już od dłuższego czasu. My również się do nich zaliczamy. Bo grzechem byłoby przeoczyć tworzoną przez nich muzykę.

The Other hand różni się od Scylla and Charybdis, tak jak kobieta różni się od mężczyzny. Na debiucie mieliśmy do czynienia z mega dawką melancholijnego popu, którego najlepszym przykładem były takie utwory jak: OK (osobiście mój ulubiony, wersja z Neon Chameleon rulez!), Man Inside wolf czy Ishula. Brakowało prawdziwego, rockowego kopa, który pobudziłby śpiących za ścianą sąsiadów. Ale nie samą melancholią Très.B żyje. Na nowym wydawnictwie udało spakować się większą liczbę potencjalnych, radiowych przebojów. Już sam początek zdradza jaki kierunek wybrało trio na The Other hand. Windows of Myself  rozdziera słuchacza nośną melodią i sekcją dętą. W Venus Untied męski wokal przywodzi na myśl Thurstona Moore'a, i przez cały utwór w głośnikach i w naszych uszach dudni boskie pam-pam, pam-pam. Ze skarbów, którymi zespół nas obdarzył muszę wymienić singlowe Orange, Apple, stworzone po to by stać się wielkim przebojem, zarówno koncertowym jak i radiowym, What I Might Have Lost z indie-popową werwą, doprowadzające mnie do zachwytu czy marzycielskie Talk To Me, w którym to klarnet i charango stanowią wspaniałe uzupełnienie dla wokalu Misi. Bo, nie oszukujmy się, to głos wokalistki jest tu najpiękniejszym instrumentem (przepraszam za uprzedmiotowienie!), który przyciąga uwagę słuchacza, intryguje i ostatecznie zniewala jego słuch.

Rockowe pazury zespół pokazuje w tytułowym The Other hand (znów nawiązanie do Sonic Youth, skądinąd bardzo udane) i Resolve at midnight. Na spragnionych melancholijnych i nastrojowych dźwięków spod znaku pierwszej płyty, czekają Devourer i What's the diffrence. A dla poszukiwaczy orientalnych i tajemniczych muzycznych wypraw - Pyhatunturi. Tych, którzy nie dali się jeszcze przekonać do nowego albumu, zespół zaprasza na serię koncertów promujących The Other hand. Najbliższy już 6 listopada w krakowskiej Rotundzie.

Ogólnie rzecz ujmując: The Other hand jest dla wszystkich. Dla wszystkich, którzy szukają zupełnie nowej jakości w polskiej muzyce. Bo Très.B spełnia wszystkie warunki i normy, by stać się twoim ulubionym zespołem. Zespołem, którego nie będziesz musiał się wstydzić. Bo w niczym nie ustępuje zachodnim produkcjom.

Ocena: +7/10

http://www.myspace.com/meetb

środa, 20 października 2010

Twin Shadow - Forget

Terrible Records/4AD 2010


George Lewis Jr., lat 26, światu znany jako Twin Shadow, nagrał najprzyjemniejszy album tego roku. Na płycie Forget wskrzesza romantycznego ducha lat 80. i dekoruje go nowofalową przebojowością. W osiągnięciu tego efektu, przysłużył się znany w indie światku Chris Taylor - producent, założyciel wytwórni Terrible Records i przede wszystkim członek Grizzly Bear. Jeżeli oczekujecie muzycznego przełomu lub stylistycznej rewolty, Forget nie jest płytą dla Was. To krążek dla tych, którzy umieją cieszyć się chwilą i mają w sobie odrobinę introwertycznej duszy. Jak również dla osób, których zżera tęsknota za zawsze wspaniałymi latami osiemdziesiątymi.


Ciężko mi cokolwiek napisać o płycie, od uroku której nadal nie mogę się uwolnić. Złapała mnie w swe sidła niczym myśliwy dzika lub inne leśne zwierze, w zastawione z premedytacją wnyki. Mógłbym w zasadzie dać jej maksymalną ocenę, bo w zupełności wystarcza mi jeden utwór, którym żywię się od blisko tygodnia - Tyrant destroyed. Wszystko, z czego składa się ta piosenka, to mistrzostwo świata w dziedzinie muzycznego romantyzmu, intymności i prostoty. Aż jestem w stanie uwierzyć, że miłość naprawdę posiada destrukcyjne moce. Mistrz świata otwiera album, ale później wcale nie jest gorzej. When we're dancing intryguje wspaniałą grą basu, wplecionymi syntezatorami i nastrojem utraconych chwil, spędzonych w objęciach ukochanej osoby. Przypomina trochę Hercules and Love Affair. Nie pytajcie mnie o dokładną inspirację; hormon luteinizujący sprawił, że moja pamięć już dawno nie spełnia pokładanej w niej nadziei. O I Can't Wait była już mowa we wrześniowym Coctail Party. Mogę tylko potwierdzić, że nic w tej materii się nie zmieniło. Ciągle zachwyca. Singlowe numery Slow i Castles in the snow, natychmiast złapią was za serce i  popchną w stronę parkietu. I jeszcze tytułowe Forget, przypomniało mi wspaniałe czasy, gdy zakochałem się w Kanadyjczykach z Junior Boys. Ten sam ładunek emocjonalny, który charakteryzuje muzykę wspomnianego duetu. 

Nie mogę oczywiście zakończyć tej recenzji, nie wspominając nic o twórcy i bohaterze tej płyty. 26-letni muzyk, urodzony w Dominikanie, od dziecka przyzwyczajany do częstej zmiany adresu zamieszkania. Dzieciństwo spędził na Florydzie, później na krótko osiadł w Bostonie. Pracował w Europie, gdzie tworzył muzykę do teatru i coverował utwory The Velvet Underground. Aż wreszcie znalazł sobie miejsce w Nowym Yorku. George Lewis Jr., z rozpoznawalną na kilometr fryzurą, urzeka wdziękiem, niczym bollywoodzka wersja James Deana, istniejąca w ludzkiej świadomości jako gwiazda estrady końca lat 80.

Twin Shadow i jego żółty balon
Pisanie o inspiracjach, które w większym czy mniejszym stopniu wpłynęły na brzmienie debiutanckiego longplaya Twin Shadowa, to temat na osobny akapit. W warstwie muzycznej można doszukać się oczywistych wpływów Depeche Mode, New Order czy The Smiths. Z brytyjską grupą łączy go jeszcze jedno - wokal. Przyjemnie podobny do głosu Morriseya. W Tether Beat urzeka orientalne tło, o Junior Boys w Forget już było. Niektórzy wyłapią pewne muzyczne niuanse, kierujące ich w późniejsze albumy Davida Bowiego. W warstwie lirycznej króluje nostalgia i tęsknota za miłością, za czasami młodości i utraconego szczęścia. Jak przyznaje Lewis, inspiracją do pisania tekstów na debiutancki album, były jego młodzieńcze doświadczenia jako podróżnika i zakochanego w dziewczynie nastolatka, a także filmy art house, w szczególności szwedzki Fanny i Aleksander Bergmana. I co najważniejsze, Forget został nagrany po to, by o nim pamiętać, a nie jak sugeruje tytuł, szybko zapomnieć. Wszystko ładnie, ale co gdyby nie Chris Taylor. To on odpowiada za produkcje tego krążka, który można by zdefiniować w czterech słowach: bedroom-recorded-dance-pop. Jeden z lepiej wyprodukowanych albumów w tym roku (Taylor przyłożył również swoje misiowate łapy do produkcji Big Echo - The Morning Benders).

Po tygodniu, nadal rządzi Tyrant Destroyed (10/10), ale kolejne miejsca zmieniają się jak wykres sinusoidy w zeszycie do matmy.  Nie ważne czy kierujesz się głosem serca czy rozumu, MUSISZ posłuchać tej płyty. I tylko błagam - NIE ZAPOMNIJ O NIEJ. NIGDY.

As if it weren’t enough just to hear you speak
they had to give you lips like that


Twin Shadow - I Can't Wait

Ocena: +8/10 (serce podpowiada oczko wyżej, ale posłucham rozumu, którego i tak zawsze brakuje)


wtorek, 19 października 2010

Clive Tanaka y Su Orquesta - Jet Set Siempre 1°

CASSETTE (JAP 2010)


Niebieska kaseta Clive Tanaka y Su Orquesta, od dzisiaj będzie przeze mnie używana jako substytut niebieskiej tabletki. Bo działanie jest niemal takie samo. Ba, zaryzykuje nawet twierdzenie, że ta pierwsza działa dłużej, skuteczniej i w bardziej znaczący sposób poprawia moje libido.
Chcesz poprawić swoje życie seksualne? Pamiętaj! Dwa repeaty Clive Tanaka y Su Orquesta dziennie, a osiągniesz trwałe zadowolenie. Zostaw wstyd za drzwiami sypialni!

Niebieska kaseta ma dwie strony; dwa różne światy (zupełnie jak w Matrixie). Każda zawiera cztery utwory. Pierwsza: For Dance, jak sama nazwa wskazuje, służy do baraszkowania, gry wstępnej, zauroczenia drugiej osoby. Swą ukochaną należy wziąć na porządną dyskotekę, gdzie po kilkunastu szybkich piosenkach zmiękczeje i będzie twoja. Za oprawę muzyczną odpowiedzialni są znani DJ-e z Francji. Zaraz, jak oni się nazywali... Daft Punk. Właśnie. Cztery utwory na stronie A niebieskiej kasety, to parkietowe numery zahaczające o french touch, z popową melodyką i z kilkoma gramami eleganckiego wokalu (Neu Chicago). Zupełnie jakbyśmy tańczyli przy utworach popularnego duetu z Francji ( nazwa już była; nie mylić z Air). Takie I Want You (So Bad) na pewno znalazłoby się na ich Discovery. A strona B? For Romance? Już mówię. No cóż, po pracowitej nocy należy się nam obu odpoczynek. Najlepiej na plaży (komu by się chciało o trzeciej nad ranem iść na plażę, gdzie pełno śmieci i psich odchodów. Dobra. Akcja nie dzieje się w Polsce. Trzecia jest godziną umowną; każdy niech sobie wybierze czas dla niego odpowiedni :). Druga strona kasety przenosi nas w rejony spokojnych, muzycznych pejzaży. Piosenki International Heartbreaker czy Lonely for the High Scrapers brzmią jakby Señor Coconut, podbity chilwave'ową nutą, spotkał w studio chłopaków z Air France i Korallreven. Obie strony łączy dźwiękowy romantyzm i poczucie, że ta muzyka została nagrana tylko dla nas dwojga.

Jet Set Siempre 1° to wspólny projekt Japończyka, Clive'a Tanaki oraz równie nieuchwytnej i tajemniczej grupy - su Orquesta. Wokale w większości utworów są przetworzone przez vocoder - wyjątek Neu Chicago. Płyta do tańca i do różańca. Tylko nie łączcie tych dwóch rzeczy razem! Gość z kraju kwitnącej wiśni jest również twórcą świetnego miksu przygotowanego dla serwisu International tapes. Zachęcam do zapoznania się z oboma podmiotami.

Po co ci Penigra? Byk został już ujarzmiony...

Ocena: 7/10

http://clivetanaka.jp/ 

Clive Tanaka y su Orquesta - I want you (So bad)

sobota, 16 października 2010

Pochodzić razem nocą po mieście..



Koniec świata obwieszczany jest przez wielu z datą końca kalendarza Majów, tj. 2012. XII. 21, gdy Ziemia zleje się z morzem, niebo z piekłem, a ludność w tym wszystkim się zatraci.. Pesymistycznie? Dla mnie bardzo, przeto ja taki młody jestem.. Jest wiele definicji tego końca, dla każdego to coś innego. Dla pani gospodyni - przypalona zupa, dla kucharki może to być zakalec, dla kibica przegrana, dla studenta - 2.0, dla żony żołnierza śmierć.. Są końce świata małe, osobiste i wielkie, globalne. Ale każdy i tak jest czarny, masakryczny i druzgoczący. Jednak spośród tego wszystkiego znajduje się coś, co w ogóle nie pasuje do tej terminologii, jest kontrastem na tle świata; jest trampkami Converse na lumpeksie za 8 zł. Jednym słowem Koniec Świata.


Po zapoznaniu się z ich historią, historią kurcze pokręconą i powaloną (ile tam było odejść, kłótni, zwad, itp. masakra), skrócę to cholernie. Początki sięgają katowickich zakamarków; tam w 2000 roku założyli zespół, poskładali się do kupy i wydali kasetę. Nadszedł czas kłótni, wydali drugą płytę, rozpad. Odrodzenie, całkiem nowy skład, nowe twarze, nowa perspektywa, szansa. Straszne zawiłości..

Wydali jak do tej pory 5 płyt:

KONIEC ŚWIATA - KORZENIE
KONIEC ŚWIATA - SYMFONIA NA SPRZEDAŻ
KONIEC ŚWIATA - KINO MOCKBA
KONIEC ŚWIATA - BURGERBAR
KONIEC ŚWIATA - ORANŻADA(new)

Wskakujesz do wody głębokiej i rwącej (Dunajec się kryje), aczkolwiek pięknej. Głębia tekstów, rwący nurt muzyki, dobrze, że masz kapok w postaci myszki, trzyma Cię na powierzchni. O tej grupie powinni uczyć w szkołach, najlepiej w podstawówce, by od małego zaciekawić młodego czymś istotniejszym niż jarzębina.. Są tak fajni jak śnieżynki pod mikroskopem. Są tak oryginalni jak ołówek wśród długopisów. Są jak ciastka na śniadanie, przesmaczne. Grają jak mogą najlepiej, lepszych nie słyszałem.

To jest właśnie ten Converse; to jest to - gdy ich słuchasz, czujesz się szczęśliwy, tylko dlatego, że pokłady szczęścia ukryte gdzieś wewnątrz, Oni pobudzają; doceniasz jeszcze bardziej to czym żyjesz, po co, z kim i dla kogo. Nie wiele rzeczy może coś takiego wywołać, kilka piosenek, zwrotek, dźwięków, a chcesz, pragniesz, nie możesz żyć bez Niej.. To jest Koniec Świata, który się nie kończy, a zaczyna.



Utwór promujący ich płytę "Oranżada".


Pozdrawiam, Bazile

czwartek, 14 października 2010

Szał ciał i świst.


(Są rockandrollowcy co??)


Próbowaliście kiedyś rozgryźć tabletkę z odpornością pochodzącą prosto z oceanu? To chyba takie pierwsze doświadczenie z dzieciństwa, gdy tak ładne zewnętrzne opakowanie z jasnym żółtym odcieniem, kryło w sobie coś wstrętnie gorzkiego i okropnego... Diabeł podkusił. Diabeł to umie kusić, w każdą wigilię św. Marka przychodzi na wieżę pewnej posiadłości i tam czeka na śmiałka, który będzie chciał zawrzeć z nim pakt w zamian za pewną rzecz, po którą się zjawi za jakiś czas. Ciekawe, co nie? A do tego czasu można sobie hulać, szaleć, bajabongować.. Znacie taniec bajabongo?

Coś mi się wydaje, że właśnie pewna grupa zawarła pakt z królem ciemności i piekielnych gorących czeluści, no bo jak inaczej można taką muzykę grać? No jak? To nie pojęte jak na nasze szaro-polskie realia. Grają sobie łubudubu, bach-bach, zgrzyt-zgrzyt, buch-buch, łeeeeeeeeeeeeeeeeee.. Z tych na pozór marnie dobranych dźwięków po złączeniu w jeden element wychodzi Kumka Olik. Ci młodzi, lekko zniewieściali panowie nieźle mieszają w czarcim kotle od dobrych kilku lat. Bywają na salonach, bywają na festiwalach, tych mniej lub bardziej ambitnych, grają koncerty, supportują, płodzą płyty. No po prostu, szaleństwo. Wiecie, że oni są nienormalni? W ogóle dziwię się, że to ja zamieszczam tego posta, powinien zrobić to... Te lajtowe dźwięki przyprawiające o lekki zawrót głowy wywołany wspomnieniami, półkule mózgowe nagle odkrywają między sobą wspólny język wyobraźni, oczom powraca zez z dzieciństwa, dzieją się cudawianki. Jednym słowem, dwoma.. SAMA POCIECHA!! .

Chłopcy wydali w tym roku, w połowie wiosny płyciwo, "Podobno nie ma już Francji", promowane utworem pod tym samym tytułem. Jak by to rzec, średnie ciasto, średnie nadzienie, średnia polewa, ale cholera kucharz zajebisty!

Wg. mej skromnej osoby, bodaj naj utwór z ich lekko francuskiej płyty.


Skala ocen. 5,5/10.


Pozdrawiam lekko zatrwożony tym, że malaria ogarnia rankiem całą Polskę.. Bazile.

środa, 13 października 2010

Sundown Syndrome presents: SUMMER Mix 2010


Czekaliśmy na odpowiedni moment. I taki właśnie nadszedł. Rozpoczynamy cykl, który nadchodził będzie co trzy miesiące wraz z kolejną porą roku. Cykl, który mamy nadzieję, wejdzie na stałe do naszego blogowego CV. Żywimy również przekonanie, że spodoba się czytelnikom SS; tym stałym, którzy regularnie odwiedzają naszą stronę, i tym którzy ciągle nas szukają. Wszystkie utwory, które wybraliśmy do naszego letniego miksu, są zamieszczone legalnie, za zgodą ich twórców, z czego się bardzo cieszymy. Dziękujemy za zaufanie! A was zapraszamy na ostatnią taką przejażdżkę, z ostatnimi iście letnimi podmuchami wiatru, całkowicie bez zobowiązań.

Please, listen!


Sundown Syndrome - Summer Mix 2010

Download: Sundown Syndrome - Summer Mix 2010

Tracklist:


1. Monster Rally - The Wolf
http://monsterrally.bandcamp.com/

2. Dent May - Eastover wives
http://www.myspace.com/dentmay
http://dentmay.com/

3. Walsh - Sweet dreamz
http://walshmusic.bandcamp.com/

4. Act Raiser - Northern Lights
http://www.myspace.com/denkisyndrome

5. Fight Bite - Celeste
http://www.myspace.com/ilyushindove

6. Tamaryn - Love fade
http://www.myspace.com/imagesmusic

7. Pure Ecstasy - Voices
http://www.myspace.com/gracenate

8. Millionyoung - Hammock
http://www.myspace.com/millionyoungmusic
http://www.millionyoung.com/

9. Closed Cassette - Helpers
http://www.myspace.com/listenclosedcassette
http://www.closedcassette.tumblr.com/

10. Houses - Soak it up
http://www.myspace.com/sunhaus

11. Phantom Power - What You Said, It Was Perfect
http://phantompower.bandcamp.com/

12. Julian Lynch - Just enough
http://www.myspace.com/julianlynch

13. Pears - Wildflowers tape
http://www.amdiscs.com/?page_id=2644
http://www.amdiscs.com/?page_id=392

14. Sunvisor - Sky dive
http://www.myspace.com/sunvisormusic

15. Secret Colours - Tomorrow never knows
http://www.myspace.com/secretcoloursmusic
http://www.secretcolours.com/

16. Jon Lemmon - Home
http://www.myspace.com/jonlemmonmusic

17. Soft Powers - Just like tropica-l
http://www.myspace.com/softpowersmusic

18. Lay Bac - Stay Out Tonight
http://www.myspace.com/pidgeot

19. Seapony - With You
http://www.myspace.com/seaponyband

20. Redondo Beach - She loves her
http://www.myspace.com/redondobeachmusic

21. Still Corners - Endless summer
http://www.myspace.com/stillcorners

22. Blue Hawaii - Lilac
http://www.myspace.com/bluebluehawaii

23. Kyst - Summer adventure
http://www.myspace.com/kystband

24. On the beach



poniedziałek, 11 października 2010

The Besnard Lakes - The Besnard Lakes Are the Roaring Night

Jagjaguwar 2010


Nowy tydzień zaczynamy od mocnego rockowego uderzenia, gitarowego jazgotu i niemal symfonicznego brzmienia. Kanadyjczycy z The Besnard Lakes nagrali swój trzeci album (wydany pod szyldem wytwórni Jagjaguwar w marcu tego roku), po brzegi wypełniony inspiracjami zaczerpniętymi wprost od mistrzów: My Bloody Valentine, Ride czy Broken Social Scene. Grupa kontynuuje świetną passę począwszy od The Besnard Lakes Are a The Dark Horse - albumu, który pozwolił im zaistnieć na globalnej scenie muzycznej. ... Are the Roaring Night utrzymuje statek na powierzchni i potwierdza klasę zespołu z Montrealu.


czwartek, 7 października 2010

Chłopaki nie płaczą ?

Nudzi się tym Brytyjczykom, więc postanowili sprawdzić jakie piosenki, wywołują u mężczyzn łzy. Brytyjskie stowarzyszenie artystów PRS for Music sporządziło ranking 10 utworów, przy których nawet nasz Kowalski czy Nowak zapłacze jak bóbr. "Mężczyzn" za kanałem La Manche najbardziej wzrusza utwór amerykańskiej grupy R.E.M Everybody hurts. Oto pełna dziesiątka:
  1. R.E.M. - Everybody hurts
  2. Eric Clapton - Tears in heaven
  3. Leonard Cohen - Hallelujah
  4. Sinead O'Connor - Nothing compares 2 U
  5. U2 - With or without you
  6. The Verve - The drugs don't work
  7. Elton John - Candle in the wind
  8. Bruce Springsteen - Streets of Philadelphia
  9. Todd Duncan - Unchained melody
  10. Robbie Williams - Angel
My pozostajemy twardzi jak kamień, nie złamie nas tego typu sondaż, a już na pewno te piosenki. Ale przy takim teledysku do utworu Sigur Ros - Svefn-G-Englar, coś w człowieku jednak się zmienia. Dobranoc.

środa, 6 października 2010

COCTAIL PARTY - WRZESIEŃ


Efekt coctail party - zjawisko to umożliwia skupienie się na jednym sygnale wyodrębnionym w środowisku akustycznym, przy zachowaniu możliwości odbioru pozostałych dźwięków pochodzących z wielu źródeł o różnej lokalizacji.

Coctail Party wchodzi na orbitę około jesienną, przepełniony upadłymi jak anioły liśćmi, trawami wyschniętymi jak gardła pijaków, mroźnymi nocami, mglistymi jak oczy porankami, ogólnie miłym - czasami, wkurzającym - częściej etapem rozwoju. Postaramy się wbić w nastrój.

# Hej! - (cisza)
# Co się nie odzywasz? Języka Ci brakło? - (cisza)
# Weź mnie nie wkurzaj, gadaj coś.. - (głucha cisza)
# Ok, będę zadawać pytania ciszy, i tak ma coś więcej do powiedzenia niż Ty.. - (cisza)
# Czy plan rozwoju Waszego bloga ma jakieś nowe kierunki? Szykujecie jakieś nowości? - (cisza)
# Aha, a jakieś szczegóły? - (cisza)
# Świetny pomysł, z pewnością wielu osobom się spodoba. Skosiłeś trawnik? - (cisza)
# Leń! Czy widziałeś kiedykolwiek UFO? - (cisza)
# Dlatego taki głupi jesteś.. SundownSyndrome powrócił do świata żywych, jak się z nim współpracuje po takiej długiej przerwie? - (cisza)
# Te kłótnie twórcze i różnice zdań nie są tragiczne? - (cisza)
# Wiesz co, jesteś dupa wołowa.. - (cisza) Chyba ty...

wtorek, 5 października 2010

Secret Colours - Secret Colours


Jasny gwint! To Syd Barrett żyje?! Czy ja dobrze słyszę? Nie do wiary... Nie, to tylko jego duch unosi się nad tą muzyką. Ale my się duchów nie boimy. Wręcz przeciwnie - my je uwielbiamy. Co tam partia Palikota, mamy ważniejszą informację! Prawdopodobnie Secret Colours nagrali jeden z najlepszych albumów tego roku. Debiutanci! To brzmi dumnie.


sobota, 2 października 2010

Pears - Soft Plans

AMDISCS 2010


Słuchając najnowszego albumu Pears ma się wrażenie, że wszystko wokół nabiera jaśniejszych barw. Ludzie, dom, okolica - wszystko aż pięknieje w oczach. Co takiego nagrał ten młodzieniec, że człowiek czuje w sobie przypływ nieokreślonej energii ?

Deerhunter - Halcyon Digest

4AD 2010


Nowy album amerykańskiej grupy Deerhunter utrwala ich pozycję na współczesnej scenie indie-rockowej, ale nie przynosi jakościowego skoku muzycznego w porównaniu z poprzednimi wydawnictwami. Potwierdza jedynie, że Bradford Cox i spółka mają ogromny talent do pisania prostych i chwytliwych melodii, które stanowią także główną siłę Halcyon Digest.

piątek, 1 października 2010

Niebezpieczna zagrywka.




Rok wydania: Październik 2008.
Autor: Carlos Ruiz Zafon.
Gatunek literacki: mroczno romantyczna powieść kryminalna.


"Gra Anioła"

Carlos Ruiz Zafon to prawdziwy arystokrata wśród pisarzy.

Nie dość, że jego powieści cieszą się międzynarodową sławą, to jeszcze sam autor konstruuje je w iście mistrzowskim stylu. No bo jak inaczej nazwać tę niezwykłą mieszankę tajemnicy, niedopowiedzenia, zakazanych miłości, wyższych sfer i gry o wysoką stawkę? Entuzjaści poprzedniej powieści Zafona, nie powinni być zawiedzeni. Oto przed Wami kolejna podróż, w głąb mrocznej Barcelony lat 20. poprzedniego stulecia, przesyconej tęsknotą i nostalgią, odkrywającej przed nami coraz to więcej tajemnic i intryg. A wszystko to podszyte niezwykłą duchowością i mistrzowskim kunsztem...