poniedziałek, 31 stycznia 2011

COCTAIL PARTY - GRUDZIEŃ/STYCZEŃ


Efekt coctail party - zjawisko to umożliwia skupienie się na jednym sygnale wyodrębnionym w środowisku akustycznym, przy zachowaniu możliwości odbioru pozostałych dźwięków pochodzących z wielu źródeł o różnej lokalizacji

Wyjątkowa podwójna edycja Coctail Party skupi się na muzyce filmowej. To dlatego patronem grudniowo-styczniowego wydania CP jest Henry Mancini. Nie zabraknie także nowości z ostatnich miesięcy, nie związanych ze światem filmu żadnymi nićmi. Ale niepodważalny prym będą wiodły piosenki z tych bardziej znanych i trochę mniej kojarzonych dzieł filmowych.

Zapraszamy!

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Inna modlitwa


Inna modlitwa
Reżyseria: Mahmut Fazil Coskun
premiera: 12 kwietnia 2009


Ile wierszy o miłości napisano? Ile piosenek skomponowano z myślą o ukochanej drugiej osobie? Ile samobójstw popełniono po miłosnym zawodzie? Tak, to miłość nakręca nasze życie, dobiera najodpowiedniejsze kolory z palety świata, niszczy istniejące pomiędzy ludźmi mury, podaje rękę samotnikowi. Debiut filmowy tureckiego reżysera to subtelna opowieść o dwójce ludzi, z zupełnie odmiennych światów, których połączyła platoniczna miłość, nie mogąca jednak pokonać przeszkód, które istniały głęboko w nich samych.


poniedziałek, 10 stycznia 2011

Podsumowanie roku 2010: Książki


Z leciuteńkim opóźnieniem, ale jest! Podsumowanie najlepszych książek ubiegłego roku. Za chwilę także w zakładce KIERUNKI, znajdziecie odnośnik do całego podsumowania. Od 13 stycznia jesteśmy w delegacji, więc aktualizacja bloga będzie szwankowała. Za utrudnienia przepraszamy - skargi prosimy składać w sekretariacie ministra Garbaczyka.




Książę mgły - C.R. Zafon, tł. Katarzyna Okrasko, Carlos Marrodán Casas

To prawie dwustu stronicowe dzieło hiszpańskiego mistrza poezji grozy jest jego pierworodnym "dzieckiem". Powieść przyszła na świat w 1993 roku i dostała imię, trochę dziwne "Książę mgły". Jak na realia nad Wisłą, nie przeszło by to.. Na polski odpowiednik trzeba było czekać, aż do 2010 roku.. Kawał czasu!

Zafon znów sprawia, że zamyka nam oczy i pod powiekami przewija słowem bardzo dobry film. Głównymi postaciami w tej "podocznej" ekranizacji jest rodzina Carverów z trójką dzieci: Iriną, Maxem i Alicją. Rodzina przenosi się pod koniec wojny w 1943 roku do nad atlantyckiej rybackiej osady, gdzie zamieszkają w posiadłości, która w swych murach szepcze tragiczną historię poprzednich właścicieli. Niedające się wyjaśnić zdarzenia przytrafiają się wszystkim od pierwszego dnia - nocny cyrk w ogrodzie... Zaprzyjaźnienie się z miejscowym nastolatkiem zwanym, Rolandem i jego dziadkiem, pozwalają poznać historię i tajemnicze opowieści o osadzie. Jedną z nich jest opowieść o tytułowym Księciu Mgły, który początkowy jawi się jako bajka do ogniska, by potem przekonać się, że to najstraszniejsza żywa postać..

Wydaje mi się, że jedynym problemem tej książki jest to, że mieliśmy ją okazję przeczytać dopiero teraz.. Jestem pewien, że gdyby zrobić to przed "Grą anioła" i "Cieniem wiatru" ta opowieść miałaby zdecydowanie lepsze przyjęcie, również w moim uznaniu. Wiec starając się wyzbyć z pamięci faktu, że poprzednich powieści nigdy nie było, Książę mgły jest naprawdę znakomity! Bo przecież na czym się opierają inne powieści Zafona? Na niczym innym jak na fundamencie tej książki. No co, czytać!



Niewidoczni akademicy - Terry Pratchett, tł. Piotr W. Cholewa

Jest to kolejna książka z serii: Świat Dysku, bodaj już 34... Szacunek. Książka opowiada jak starzy profesorowie na rozkaz tyrana miasta Ankh-Morpork składają drużynę złożoną z ciała pedagogicznego i studentów w piłkę nożną. Nadmienię, że odbiega ona zupełnie od tej znanej nam z życia, a oni nie mają pojęcia jak w to grać. Jak na magów przystało, mogli by użyć kartelu i wygrać bez trudu. Jednak jest to zakazane, co dodaje humoru całej powieści.

Pratchett trzyma poziom, sarkastycznie, fantazyjnie i słowotwórczo. Ironizując opowiada dzieje tego płaskiego świata, można by trochę zaczerpnąć jej do naszych systemów politycznych. Jeśli nie na dobre by to wyszło, to przynajmniej na zdrowie. Nie wiem, czy to najlepsza książka spośród Świata Dysku, jak na razie przeczytałem tylko dwie... Więc nic mi nie grozi gdy powiem tak, "Niewidoczni akademicy" są prześmieszni!


Desperacja - Stephen King, wydanie 7 (2010)

Tego pisarza zna chyba każdy, każdy o nim słyszał i nie uwierzę, że fan powieści "straszących" nie przeczytał chociaż jednego jego dzieła. Ta książka to klasyczny amerykański dreszczowiec, z tym, że zapisany. Opuszczone w dziwnych okolicznościach tytułowe górnicze miasto gdzieś w Nevadzie. Wyobraźnia podsuwa, że w mieście żyje tylko wiatr, kurz i ciernisty krzak podróżujący z wiatrem.. Western'owo. Ale nie. Mieszka tam szeryf, jak przystało na stróża prawa dba o swoich obywateli, kojoty czują się bardzo bezpiecznie mając ze sobą takiego funkcjonariusza. Jednak przejeżdżający przez miasteczko turyści poznają go z innej strony i przekonają się dlaczego to miejsce nazywa się DESPERACJA..

Trzyma w napięciu, jak dobry pastuch elektryczny.


Król mroku - Melissa Marr, tł. Natalia Wiśniewska

Gdy postanawiasz zrobić sobie tatuaż, ważne jest abyś to przemyślał, nie podejmował decyzji pochopnie i według mnie musisz mieć odpowiedni powód.. Leslie, siedemnastoletnia dziewczyna spełniła wszystkie te warunki, wiedziała, że ten nabytek na jej skórze będzie do końca jej życia bardzo ważny.. nie sądziła, że aż tak bardzo. Z pozoru zwykły tatuaż, lecz o niezwykłym znaczeniu, jest kluczem do niebezpiecznego i złego świata, którego mieszkańcami są wróżki i wróżowie. Raczej nie takie jakie znamy z "Kopciuszka". Leslie wkracza w świat gdzie jest narażona na wiele pokus, przez co zostanie wciągnięta w grę przez Iriala, przywódcy Mrocznego Dworu. Niekoniecznie w grę, w którą chce grać.. Czy oprze się pokusie? Czy da radę przeciwstawić się Irialowi? Czy tatuaż pozostanie tylko tatuażem? Można się przekonać.

Po Królowej lata Melissa Merr kontynuuje serię powieścią Król mroku - to nadal fantastyczny świat mitologii irlandzkiej w zestawieniu z przemyślaną fabułą i talentem pisarki, który może sprawić iż uwierzymy, że przedmioty, to ukryte portale do innego świata.



Pustynna włócznia - Peter V. Brett, tł. Marcin Mortka

Fanatyzm religijny towarzyszy ludzkości od wieków - krucjaty, Dżihad (święta wojna z niewiernymi wg. Islamu). Fanatyzm religijny jest również bardzo ważny w tej książce. Kto nie przyjmie dobrowolnie wiary Boga Południa Everama, delikatnie mówiąc, zostanie do tego skłoniony. Jednak nie wszyscy szukają siły w fanatycznym oddaniu wierze. Są tacy, co posiadają swoją wewnętrzną siłę, nie wierzą ślepo w to co im nakazują, mają swoje wartości i zasady. I tego się trzymają.

Idealnie przeniesiono w świat fantasy świat rzeczywisty.


1Q84 - Haruki Murakami, tł. Anna Zielińska-Elliott

Nie muszę przedstawiać Wam tego autora, tak szalenie popularnego w naszym kraju. Dzięki Bogu Murakami znów zaczął pisać jak dawniej (swoje przemyślenia na temat biegania mógłby sobie darować), co tylko zachęca, nie tylko, do zapoznania się z kolejnymi dwoma częściami 1Q84, które już niedługo ukażą się w Polsce, a także przypomnienia sobie wcześniejszych jego dzieł. W kontekście najnowszej książki warto przeczytać Koniec Świata i Hard-boiled Wonderland, gdyż to strzelba naładowana tymi samymi lub przynajmniej podobnymi nabojami.


Pasja. Filmy Jeana Luca Godarda - Ewa Mazierska

Jakie jest kino Godarda? To częściowo poezja, częściowo dziennikarstwo, częściowo filozofia. Najwięcej jest w nim poezji, sztuki o ambicji zawarcia wszystkiego w jednej „kropli”: dania świadectwa różnym aspektom ludzkiego doświadczenia, wychwytując jednak to, co w nim istotne, i przedstawiając to w sposób eliptyczny. Oznacza to, że widz filmów Godarda musi włożyć znaczny wysiłek, by zrekonstruować czy skonstruować ich znaczenie. Powinno się to jednak opłacić — bez znajomości filmów Godarda nie możemy bowiem mówić, że znamy europejskie czy światowe kino, a znając jego filmy, mamy klucz do historii kina i, jak wierzę, potrafimy również odgadnąć jego przyszłość.

Ewa Mazierska

Kto oglądał choć jeden film wybitnego francuskiego reżysera, książka Ewy Mazierskiej będzie jak wędrówka po ulubionych scenach i miejscach jego dzieł: Alphaville, Żyć własnym życiem, Do utraty tchu i wiele, wiele więcej. Gorąco polecam. Najlepiej konsumować zaraz po seansie filmowym.


Widzialny Świat - Mark Slouka, tł. Sebastian Musielak

Dla wielbicieli Pragi (tej czeskiej bardziej, tej warszawskiej także, ale mniej) Widzialny Świat to książka najważniejsza. I jedyna w tym roku, przy której naprawdę wierzę jeszcze w swoją wrażliwość, bo nic dawno mnie tak nie wzruszyło jak powieść Slouki.


Strażnik bierze swój grzebień/Der Wächter nimmt seinen Kamm - Hertha Muller, tł. Artur Kożuch

W kategorii najciekawiej wydanej książki A.D.2010 pierwsza pozycja z miejsca należy się korporacji ha!art, która w listopadzie ubiegłego roku wydała zbiór wierszy niemieckiej noblistki, Herthy Muller w postaci luźnych kart w pudełku. Oczywiście strona graficzna tej książki nie jest w stanie przysłonić najważniejszego - znakomitej poezji, którą autorka zachwyca swych czytelników.
Jeśli jakieś miejsce
naprawdę
istnieje
to
ociera się
ono
o
pożądanie


Mydło, czyli radzimy się powiesić - K.I. Gałczyński

Wszystko co związane jest z twórcą Teatrzyku Zielona Gęś zasługuje na wyróżnienie. I tego się trzymamy. Dlaczego Mydło, czyli... ? Dla nas, próbujących pisać ta książka to kubeł zimnej wody i przewodnik po tym jak należy tworzyć ciekawe teksty.

czwartek, 6 stycznia 2011

Podsumowanie roku 2010: Filmy


10 najlepszych filmów 2010 roku.

P.S. Część filmów miała premierę w roku 2009, ale w Polsce odbyła się ona dopiero rok później, więc nie dziwić się.



Miód, reż. Semih Kaplanoglu, Turcja 2010

Piękniejszego zamknięcia filmowej trylogii tureckiego reżysera, chyba nie można było sobie wyobrazić. Miód to mistyczna opowieść o odwiecznych związkach miedzy ludźmi i naturą, o harmonii pomiędzy nimi, która prowadzi świat odpowiednimi torami. Podobnie jak miało to miejsce w dwóch poprzednich filmach: Jajko (2007) i Mleko (2008), także i tu, to cisza wyraża więcej niż słowa. Cisza jest naszym przewodnikiem po świecie, wymagającym od nas głębszego "zapatrzenia się". Nie dziwi więc fakt, że w całej trójce nie ma żadnej muzyki, oprócz dźwięków i odgłosów natury. Wspaniała jest intensywność tego filmu na ludzką świadomość. Z delikatnością i niespotykanym pietyzmem tworzy świat, w którym jedna chwila zmienia życie człowieka na zawsze. Gdy kończy się twoje życie, spadasz. Miód to czysta poezja zrodzona z niemożności znalezienia odpowiednich słów. Po prostu słodycz życia. Całkowicie zasłużony Złoty Niedźwiedź na ubiegłorocznym Berlinare, i jeden z najpiękniejszych filmów ostatnich lat, potwierdzający złoty okres kina tureckiego.


Poezja, reż. Chang-dong Lee, Korea Południowa, 2010

Aby tworzyć poezję, musicie dostrzec piękno. Najważniejszą rzeczą w życiu jest obserwacja. Tegoroczny film koreańskiego reżysera, twórcy znakomitego Sekretnego światła, to opowieść o starszej kobiecie, która odkrywając fakt, że cierpi na chorobę Alzheimera, postanawia pociągnąć życie mocniej za lejce. Kurs poezji, na który się zapisze zmieni jej stosunek do świata - świata pełnego śmierci, przemocy i nieszczęścia, wydawałoby się pozbawionego czystego piękna... Film o poezji, stający się poezją. Biała kartka papieru zapełniła się słowami.


Chrzest, reż. Marcin Wrona, Polska 2010

Młodzi-zdolni ciągle w natarciu. W końcu zaczyna się coś dziać na polskiej scenie filmowej. Po udanych debiutach, przychodzą filmy jeszcze lepsze. Przykładem takiego stanu rzeczy jest reżyser Marcin Wrona. Jego Moja Krew była obrazem dobrym, mającym spory potencjał. Ten potencjał został w pełni wykorzystany w drugim filmie - Chrzest. Męskie i mocne kino tylko dla osób z silnymi nerwami. Aluzje i nawiązania do Długu Krauzego według mnie trochę przestrzelone.


Wujek Boonme, który potrafi przywołać swoje poprzednie wcielenia, reż. Apichatpong Weerasethakul, Tajlandia, 2010

Nie jestem w stanie wypowiedzieć dobrze imienia i nazwiska tajskiego reżysera, ale to jeden z moich ulubionych twórców. Wujek Boonme, który... to film pełen tajemnic i magii, duchów wędrujących po świecie, a w końcu opowieść o nas - ludziach, potrzebujących bliskiej jedności z otaczającym nas światem: realnym i metafizycznym. Szósty film w karierze Weerasethakula to także dzieło przybliżające i tłumaczące buddyjską filozofię. A wszystko to zatopione w wierzeniach i spirytualizmie mieszkańców północno-wschodniej Tajlandii.  Inspiracją do stworzenia filmu stała się książka buddyjskiego mnicha, Phry Sripariyattiweti Człowiek, który potrafi przywołać swoje poprzednie wcielenia.
Kilka lat temu przeor klasztoru buddyjskiego znajdującego się niedaleko mojego domu opowiedział mi historię człowieka, który przychodził do świątyni, żeby nauczyć się medytacji. Po jakimś czasie powiedział, że podczas snu zaczęły do niego wracać obrazy poprzednich wcieleń, gdy był bawołem, krową, a nawet pozbawionym ciała duchem. Dawne życia przelatywały przed jego zamkniętymi oczami jak filmy na ekranie. Tak narodził się pomysł filmu o wujku Boonmee - Apichatpong Weerasethakul
Naprawdę piękne kino, wreszcie docenione na świecie (Złota Palma w Cannes). Niebo jest przereklamowane. Nic tam nie ma. Duchy nie są przywiązane do miejsc lecz do ludzi. Ludzie zobaczcie ten film, bo urzeka ciało i ducha.


Wszystko co kocham, reż. Jacek Borcuch, 15 stycznia 2010 (Polska), 18 września 2009 (Świat)


Nie wiem czy będę w stanie napisać o nim coś więcej niż już zostało napisane. Nie wiem czy zaskoczę kogoś swoją interpretacją. Nie wiem w sumie co napisać, od czego zacząć.. Ale wiem jedno, to najlepszy film jaki widziałem w 2010 roku! Czasy PRL-u już dawno minęły, ten mroczny okres w historii naszego kraju mamy już za sobą, jednak pozostawił on wiele głębokich ran i tajemnic, wiele emocji,wspomnień oraz wyrzutów. W filmie Jacka Borcucha zostało zamieszczone to wszystko i jeszcze więcej.

Zasiadamy wygodnie, ciemno, dobrze nastawiona głośność i widzimy pierwszy obraz... Zagubione tory, zagubiony tabor, wydmy... Słyszymy punk-rocka, jakby dobiegał z oddali, krążymy wokół wagonów, wchodzimy do jednego z nich i naszym oczom ukazuje się mała grupka chłopaków, którzy są źródłem tej muzyki. I ruszyła maszyna, już nikt jej nie zatrzyma! Wpadliśmy w ten sam socjalistyczny kompostownik, co nasi bohaterowie. Mamy nieuczesane włosy, trampki, przykrótkie koszulki i całą głowę sprzeciwu.

Nie chcę opowiadać fabuły - toby była zbrodnia z mojej strony. Nie potrafiłbym jej dobrze przedstawić... Mogę napisać jedynie co te piaski, ta muzyka, ta ich miłość i chęć wyjścia ponad podziały w moich oczach zostawiły. Wszyscy rozwodzili się nad rolą Mateusza Kościukiewicza, chwalili go i rokują mu wielką przyszłość. Oby się nie pomylili. Mnie osobiście urzekł on, jego taka miła, przyjazna i chłopięca twarz, zmrużone oczy, z których starasz się coś wyczytać. Ja osobiście widziałem w nich głównie coś beztroskiego, tak jakby dopiero nabierały takiego dorosłego, męskiego wizerunku. Jednak podczas jednej sceny, koncertu w szkole, zaciśnięte oczy Janka (Kościukiewicz) wylewają na twarz, na całe ciało wrzątek gniewu, sprzeciwu, cholernej nienawiści, która gdzieś tam była, ale po incydencie przed koncertem wzięła górę.. Widać to doskonale. Widzisz jak go to parzy, jak zaciska mięśnie, jak ten kocioł ogarnia cały bal. Mateusz wczuł się, poddał się emocjom, zupełnie jakby to on był całą tą szkołą, jedyną osobą, która ma głos by mówić. Na konsekwencje tego "zamachu na socjalizm" nie trzeba było długo czekać, dzięki pewnemu komisarzowi wzięli się za ojca Janka - co za tym poszło? Przeprowadzka. To, co wtedy ten młody chłopak zrobił jest dla mnie święte, kurcze jedno z najlepszych ujęć filmu. Rozpierdzielenie temu donosicielowi samochodu kijem hokejowym powinno być książkowym przykładem zemsty. Genialne!

Miłość i przyjaźń jest tutaj bardzo ważna, kto wie czy nie najważniejsza... Rodzące się uczucie, nieśmiałe i młode, niedojrzałe, a na tyle mocne by wymknąć się poza konflikt statusu społecznego rodziny. Przyjaźń wiążąca, kształtująca,popychająca, ryzykowna, jedyna.

Oprawa muzyczna wykonana przez Daniela Blooma współgra z nastrojem, zupełnie jakby była ręką tego ciała jakim jest film Wszystko co kocham. To ona nadaje ton i odpowiedni charakter poszczególnym scenom, po prostu uszlachetnia to złoto. Obrazy, ujęcia, sceny. To wszystko jest prawdziwe, realistyczne, rzeczywiste, a mimo to sprawia wrażenie magicznego... Spośród kilkudziesięciu takich magicznych ujęć podobało mi najbardziej kilka, np. spacer Janka i Baśki (Olga Frycz) pomiędzy wysokimi trawami.

Jesteś już dobrze po trzydziestce, jesteś młody masz lat 18... Dla tych pierwszych ten film to wspomnienie, dla tych drugich to elementarz.


Incepcja, reż. Christopher Nolan, USA 2010

Po obejrzeniu tego filmu można stworzyć własną definicję terminu incepcja, jednak według słowników różnej kategorii nie występuje taki termin... I co teraz? Wolna ręka.

Sny... Co noc śnimy, lecz nie zawsze to pamiętamy; jesteśmy wtedy aktorami, wcielamy się w role jakie nasz umysł sobie wymyślił. Czasami jesteśmy tak zadowoleni z tych snów, że obudzenie się z niego jest największą karą i staramy się do niego wrócić, co zazwyczaj jest niemożliwe. Śnimy również mrocznie i tragicznie, dlatego otwarcie oczu przyjmujemy z ulgą. Można też wyczytywać ze snów przyszłe zdarzenia, przepowiednie - dzięki sennikom. W tym filmie sen przybiera zupełnie nowe znaczenie, które trudno zaakceptować...

Incepcja to światowej sławy obsada, to również mega efekty specjalne. To pomysł jakiego próżno z powodzeniem naśladować, to zagadka, to rebus rozwiązywany przez widza na bieżąco, by i tak na koniec pozostać w konsternacji. Ciężko jest się połapać w tej intrydze, jaką zgotowała nam brygada Cobba (DiCaprio). Sam osobiście, po ukazaniu się napisów, nie wiedziałem, czy ta końcowa scena jest jednym ze snów. Takie skutki uboczne - to pochwała dla reżysera Christophera Nolana.

Jednym słowem, obejrzeć warto, gdyż nie na darmo jest to produkcją , o której się mówi - jedna z najlepszych "tamtego" roku. Zachęcam!


Hej, skarbie, reż. Lee Daniels, USA, 5 listopada 2010 (Polska), 16 stycznia 2009 (Świat) 

To najbardziej wstrząsający film jaki widziałem w 2010 roku. Lee Daniels bierze sobie za cel zawstydzić znieczulice i upokorzyć patologie. Udaje mu się to. Ten film to zbiór najbardziej chorych patologii rodzinnych - ojciec gwałciciel, matka zawistna sadystka, terroryzująca i obwiniająca swoją córkę o swoje życie. Na porządku dziennym są podobne sytuacje, które tylko są nagłaśniane przy okazji jakichś wielkich zbrodni jak tej w Austrii kilka lat temu. Może dzięki temu filmowi kogoś się uratuje od zła, które może stworzyć "rodzina"...

Obowiązkowo należy obejrzeć.

Co wiesz o Elly?, reż. Ashgar Farhadi, Iran, 2009 (premiera w Polsce 22 stycznia 2010)

Irańska kinematografia musi ciągle walczyć z przeciwnościami, które nieodłącznie jej towarzyszą. Nieustająca cenzura, inwigilacja - przeplata się z okresami łagodniejszymi przynoszącymi międzynarodowe sukcesy. Sukcesy te pozwalają spojrzeć na Iran, na jego kulturę i mieszkańców z zupełnie innej strony. Jak wiemy nasze postrzeganie sąsiednich czy dalekich krajów oparte jest na stereotypach. Co wiesz o Elly? próbuje te stereotypy obalić. W Iranie toczy się w miarę normalne życie, młodzi ludzie słuchają zachodniej muzyki, wszyscy mają podobne marzenia do naszych, tylko słowo "wolność" jest na cenzurowanym. I trzeba to zmienić.


Pozwól mi wejść, reż. Matt Reeves, USA/GB, 2010

Groza w tych czasach przybiera trochę inną formę. Terroryzm, hakerzy, wirusy, nawet zwykłe przejście z bloku do bloku nocą jest grozą... Tak więc szanować trzeba takie filmy jak Pozwól mi wejść, ze względu na krystalicznie czyste krople zimnego potu wypływające na czoło. Wampiry ostatnimi czasy przeżywają renesans swego istnienia, po kilkunastu latach zakurzenia w szufladzie, ponownie wychodzą sobie na światło dzienne i przybierają posągowe pozy z miną "podziwiajcie mnie". Podziwiamy. Może dlatego ten horror jest taki dobry, gdyż główne role grają w nim dzieci, niewinne z twarzy, mordercze z natury.. Może dlatego, że to coś innego, inaczej akcja się toczy.. Nie ma tutaj wielkiej miłości, wielkich aktorów ale jest posępny klimat, dziwna przyjaźń i ten przerażający charkot Abby oraz głodne oczy.


Kto nie widział, polecam! Najlepszy horror 2010.

Przeczytaj naszą recenzję: Pozwól mi wejść


Parnassus - człowiek, który oszukał diabła, reż. Terry Gilliam, Francja/Kanada/GB, 8 stycznia 2010 (Polska), 22 maja 2009 (Świat)


Ileż to jest legend o paktach zawartych z tym którego imienia nie wolno wypowiadać, ileż historii, filmów, seriali.. Np. amerykański hit szklanego ekranu Supernatural - tam umowa goni umowę. Znam też taką fajną książkę, tam jest świetne opowiadanie o takim przedsięwzięciu, a nosi ona tytuł Diabeł na wieży. To wszystko raczej przyprawia o dreszcze i gęsią skórkę. Jednak jest jeden element, który ładnie się wybija z tej szufladki.. Tak, tak to Parnassus, gdzie zamiast zamykania oczu przed masakrycznymi scenami po prostu siedzisz sobie z herbatą i oglądasz to z przymrużeniem oka. Pomimo, iż tytuł przywołuje już lekko ciemniejące chmury, tak w przeciągu filmu one jakoś nie mają w sobie deszczu. Tytułowy Parnassus to człowiek, który w zamian za nieśmiertelność założył się z Diabłem, iż odda swoje dziecko w wieku 16 lat. Co za dureń! Sądził, że nie będzie miał nigdy dzieci? Cały film właściwie kręci się wokół tego, iż ten starzec chce jeszcze raz wykiwać diabła, by uchronić swoją córkę (w tej roli Lily Cole).

Jest to dość mroczna opowieść, w której budzi się ludzkie demony, pragnienia i wyjawia największe sekrety. Zwierciadło dr. Parnassusa ma taką właśnie właściwość, w sposób przesadzony i groteskowy przedstawia to, co pragniemy, a mimo wszystko staramy się to ukryć. Trochę dziwne to, prawda? Ale tak jest, oglądasz ten film i śmiejesz się z karzełka co ma zawsze racje. Ze starego pijaka co przegrał wszystko. Nad wiek wyrośniętej nastolatki. Nieśmiałego, zakochanego niezdarnego chłopaka. Wreszcie z przybłędy z amnezją, który tak się naraził komuś, że go powiesili pod mostem. Czarny humor. Kontrast goni kontrast, wszystko jest na opak. Tak naprawdę wszyscy są nieszczęśliwi, zagubieni i tylko uwolnienie się od tej trupy da im naprawdę wolność. Nie sposób nie wspomnieć o znakomitej obsadzie jednej roli - Heath Ledger, Johnny Deep, Jude Law, Colin Farrel - to oni wcielili się w rolę Tony'ego.

Ze względu na spiralność fabuły, warto obejrzeć.

wtorek, 4 stycznia 2011

Podsumowanie roku 2010: Albumy - Świat


Ostatni akt muzycznego podsumowania to wyselekcjonowanie 25 najlepszych płyt zagranicznych. Nasza uwaga przeniesie się później na inne aspekty wchodzące w zainteresowanie i cel działalności SS, lekko zaniedbywane, co mamy nadzieje nadrobić w nowo rozpoczętym roku. A i jeśli szukacie kolejnego podsumowania, gdzie prym wiedzie Kanye West, to to zestawienie nie jest dla Was. Sam ze smutkiem przyznaję, że miniony rok pod względem muzycznym nie wyróżniał się niczym specjalnym. Ale udało znaleźć się ponad dwudziestkę albumów, które uwiodły i zniewoliły.



25. Tamaryn - The Waves

Album doskonale spisujący się w przenośnym odtwarzaczu mp3, czerpiący z klasyki shoegaze'u i zawierający przykryte kalifornijskim piaskiem melodie wyjęte z portfolio brytyjskich kapel. Naszym obowiązkiem jest wyróżnienie: Love Fade - za całokształt i za zaistnienie na letniej składance, Choirs of Winter - za darmowy pakiet wskrzeszania wspomnień za nieodżałowanym Slowdive. I mimo, że to "wszystko już kiedyś było", w niczym nie umniejsza to talentu duetu z San Francisco.


24. Kisses - The Heart of the Nightlife

Pocałunek to samo zdrowie. Nie będę tu przytaczał udowodnionych faktów, co do jego zalet. Jeśli akurat nie ma z wami waszej drugiej połówki, i nie możesz a chcesz kogoś pocałować; chcesz podnieść swoją odporność a nie masz kasy na Actimel, włącz The Heart of the Nightlife. Tak namiętnego całusa twój partner ci nie zagwarantuje. Pocałunek na zapleczu... z języczkiem. Na zapleczu pięciogwiazdkowego hotelu Kisses.

Przeczytaj naszą recenzję: Kisses - The Heart Of The NIghtlife


23. Field Music - Measure

Dwadzieścia piosenek Field Music mogło początkowo odstraszyć, ale po zmierzeniu się z nimi, wiesz że zostałeś pokonany. Pokonany przez ich chwytliwość, melodyjność i nieszablonowość, co jest największym atutem Measure. Najchętniej odtwarzane utwory? Singlowe Them That Do Nothing, tytułowe Measure, kapitalne i zaskakujące, wygrzebujące nuty z dyskografii Prince'a Let's write a book czy dynamiczne i od razu zapadające w ucho Effortessly. Co prawda czas braci Kaczyńskich dobiegł końca, bracia Mroczek nie są już tak popularni jak jeszcze dwa lata temu, więc kto teraz jest najpopularniejszy? Bracia Brewis. Ale nie u nas. W Polsce wielka, medialna... cisza. Była i jest.


22. Beach Fossils - Beach Fossils

Debiutancki album nowojorczyków to 11 utworów, przypalonych Słońcem i wysmaganych morską bryzą. Wyciągnij album ze zdjęciami z wakacji i puść sobie Window View - ale upał, nie? Ubierz hawajską koszulę oraz szorty i posłuchaj Vacation - byliśmy chyba już na tej plaży? Przypomnij sobie wakacyjną przygodę z Anią i odpal Youth - znów czujesz się taki młody i pełen życia? Czy muszę Cię jeszcze namawiać do sięgnięcia po ten album? W STYCZNIU?!


21. Clive Tanaka y Su Orquesta - Jet Set Siempre 1°


Odkąd sięgam pamięcią moja siostra zawsze marzyła, by wybrać się w podróż do "odległej" Japonii. Zbierała na ten cel pieniądze, uczyła się japońskiego języka, kupiła nawet Gazety Wyborczej przewodnik po Kraju Kwitnącej Wiśni. A to figa! Na nic jej trudy i wyrzeczenia - do tej pory nie zapuściła się dalej niż na Słowację. A ja w Japonii byłem całkiem niedawno. W październiku, chyba... Tylko troszkę inny ten kraj niż obrazy i dźwięki, które na co dzień oglądamy w telewizji czy w filmach. Żadnych samurajów ani taiko. Bardzo taki słoneczny i letni. Clive Tanaka przenosi chillwave i french house na japońskie parkiety. I czyni to z niespotykaną klasą.



20. Rangers - Suburban Tours

Jeszcze nigdy tak bardzo nie tęskniłem za odtwarzaczem wideo i VHS-ami z logo wypożyczalni przy ulicy Nawojowskiej na opakowaniu. Magnetowidu nie ma, wspomnianej wypożyczalni także (pozdrawiam Marka!), a kaset doliczyłem się czterech, w tym jedna z komunii. Dokąd zmierza ten świat... Skoro wszyscy trąbią o renesansie kaset magnetofonowych, to czemu nie wskrzesić kaset wideo. Joe Knight może robić do nich soundtracki. Soundtrack na VHS-a.


19. Matthew Dear - Black City

Świetna alternatywa dla wszystkich, nie lubiących LCD Soundsystem lub zawiedzionych ostatnią płytą Jamesa Murphy'ego. Głęboki śpiew Deara, przywodzący na myśl wokal Davida Bowie, doskonale współgra z mroczną atmosferą muzycznego Gotham City, wykreowanego przez otwierający Honey czy More Surgery. Czerń rzadko kiedy jest tak pociągająca jak ta zawarta na Black City.



18. Tindersticks - Falling Down a Mountain

Za konsekwencję. Za odwagę i wytrwałość w tym co robią. Za dwadzieścia lat wzruszeń i uśmiechów. Za podniesienie się z "kryzysu". Za świetny koncert na katowickim Off Festiwalu. Za Peanuts. Za niepowtarzalny baryton Stuarta Staplesa. Za całokształt. Za Falling Down a Mountain. Za to, że jeszcze nagrywają i tworzą muzykę tak skromną i elegancką z wierzchu, a głęboką i  przeszywającą środek/wnętrze duszy słuchacza.


17. Infinite Body - Carve out the face of My God

Jeśli wierzyć ekspertom z SETI zajmującym się poszukiwaniem pozaziemskich form życia, już wkrótce czeka nas spotkanie z UFO. W kierunku naszej planety zmierzają podobno trzy gigantyczne obiekty, które w pobliżu Ziemi znajdą się w roku 2012. Największy z nich ma średnicę 240 kilometrów, a dwa kolejne są nieco mniejsze. Wszystkie statki znajdują się w tej chwili nieopodal orbity Plutona. Zbliża się apokalipsa. Ja wezmę ze sobą płytę Kyle'a Parkera. A ty?


16. Women - Public Strain

O tych paniach... przepraszam Panach, pisaliśmy w utrzymanych w dobrym tonie słowach. Wszystkie znaki na niebie i na ziemi wskazują, że oto mamy do czynienia z grupą, która już niedługo przejmie pałeczkę z napisem "najlepszy rockowy zespół". Gitarowe granie dawno nie miało tak dobrze zapowiadających się ludzi jak chłopaki z Women.

Przeczytaj naszą recenzję: Women - Public Strain



15. Dungen - Skit I Allt

Najnowsze dzieło Szwedów, to dawka spokojnej muzyki zahaczająca momentami o folkowo-jazzowe krawędzie (Vara Snabb) z delikatnymi partiami fortepianu, fletu i skrzypiec (Min Enda Vän). Nie ma tu ognistych gitar, mocarnych riffów czy szaleńczej gry perkusji. "Mózg" Gustav Ejstes tym razem postawił na melancholię i wyciszenie, co w moim przypadku świetnie się sprawdziło. Skit I Allt, ale nie nowe wydawnictwo Dungen.


14. Phosphorescent - Here's To Taking It Easy

Kolejna płyta tego amerykańskiego pieśniarza, sukcesywnie buduje w słuchaczu uczucie uwielbienia i zachwytu  do autora Here's To Taking It Easy. Santo subito!

Przeczytaj naszą recenzję: Phosphorescent - Here's To Taking It Easy


13. Beach House - Teen Dream

Piękni nudziarze. Trzecia płyta w dorobku, znów cudowne melodie, wokal Victorii, slide'y Alexa i nastoletnie sny. Powtórzę to jeszcze raz: piękniejszej płyty w tym roku nie było.


12. The Besnard Lakes - The Besnard Lakes Are the Roaring Night

Ostatnio słuchałem ich znów, jeżdżąc na rowerze po zimnym i nocnym Krakowie. Bardzo mi ta płyta odpowiada, i z miesiąca na miesiąc coraz bardziej podoba. Aż strach pomyśleć, na które miejsce by zawędrowała w podsumowaniu, gdyby te miało się odbyć dopiero za dwa miesiące. Subtelne The Lonely Moan to obecnie mój ulubiony utwór z tej płyty.

Przeczytaj naszą recenzję: The Besnard Lakes - Are The Roaring Nights


11. Flying Lotus - Cosmogramma

Na pewno widzieliście nieraz zdjęcia nieznanego i tajemniczego Wszechświata, wykonane przez teleskop kosmiczny Hubble'a. Flying Lotus zagłębił się w otchłań muzyki elektronicznej, i dotarł do jej źródeł. Efekt jest równie piorunujący, co fotografie kosmosu. Kosmiczna opera z pewnością wejdzie do klasyki gatunku.


10. Candy Claws - Hidden Lands

Ta płyta stanowiła najlepszy soundtrack w czasie wędrówek po górach i lasach. Człowiek nie może odróżnić czy to co słyszy to jeszcze Candy Claws czy już natura. Sześcioosobowa grupa z Colorado swym drugim albumem ugruntowała sobie pozycję lidera wśród zespołów najlepiej oddających ducha letnich przygód. Z pewnością nas jeszcze zaskoczą.

Przeczytaj naszą "recenzję": Candy Claws - Hidden Lands


9. Caribou - Swim

Dan Snaith, czyli muzyczny kameleon znów zaskoczył. Z psychodeliczno-rockowych lasów Andorry zawędrował na taneczne parkiety, i zrobił to z takim przytupem, że nie mieliśmy wątpliwości co do jego miejsca w naszym top 25.


8. Toro Y Moi - Causers of This

Chaz Bundick nagrał BARDZO DOBRĄ PŁYTĘ. Nie jest to może arcydzieło, tak jakby chcieli tego inni, ale i tak absorbuję człowieka na więcej niż jest to przewidziane. Wierzę, że na prawdziwe arcydzieło w wykonaniu tego artysty przyjdzie jeszcze pora. Być może w lutym...


7. Deerhunter - Halcyon Digest

Przeboje, dajemy wam przeboje... Łowca Jeleni po dwóch latach od wydania Microcastle/Weird Era Cont. powrócił z przebojowym materiałem, najłatwiej przyswajalnym w ich karierze. Teksty Bradforda jeszcze nigdy nie były tak osobiste, gitara tak przyjaźnie nastawiona - dźwiękowe eksperymenty, tak charakterystyczne dla ich debiutu, zeszły na dalszy plan. Pomimo tego, Deerhunter nadal zaskakuje i zawsze wskakuje do pierwszej dziesiątki końcoworocznych zestawień płyt (choć już nie tak wysoko jak kiedyś).

Przeczytaj naszą recenzję: Deerhunter - Halcyon Digest


6. Julian Lynch - Mare

Olde English Spelling Bee okazała się tegorocznym killerem wśród wytwórni płytowych. Niemal każde jej wydawnictwo (może oprócz Pigeons) osiągało wysoki poziom. Wykonawcy, którzy wydają u niej płyty to nietuzinkowi, mający własne, często zupełnie odmienne, podejście do tworzenia muzyki niż ich koledzy z branży, artyści niebojący się odważnych i śmiałych kroków. Julian Lynch jest jednym z ich najlepszych "killerów". Mare to wakacyjne piosenki w wersji zbyt długo przebywającej na Słońcu.

Przeczytaj naszą recenzję: Julian Lynch - Mare


5. Wild Nothing - Gemini

Oczywiste inspiracje i nawiązanie do idoli z lat 80. okazały się kluczem do nagrania albumu twórczego, zatopionego w reverbach, i dźwiękach cure'owsko-podobnych. Chyba żadna inna płyta nie wywoływała tyle emocji i wspomnień z dzieciństwa czy młodości, co Gemini. Panie Tatum - ukłon z naszej strony.  

Przeczytaj naszą recenzję: Wild Nothing - Gemini


4. Ariel Pink's Haunted Graffiti - Before Today

Mam dziwne przeczucie, że tego pana wraz z zespołem zobaczymy na którymś z letnich festiwali w Polsce. Przeczucie to raczej nie jest kierowane obawą i moim jasnowidztwem, ale faktem, że Before Today można usłyszeć w popołudniowych programach radiowej Trójki. Stąd już niedaleka droga do... Wiecie czego. Round and Round wywalczyło "jedynkę" wśród tegorocznych singli. Pink ucywilizował się, ubrał porządny garnitur od Armaniego, wypolerował brzmienie i bez żadnych ceregieli wkroczył na salony, udowadniając wszystkim niedowiarkom, że można po niemal całej dekadzie istnienia w drugim obiegu z miejsca stać się gwiazdą pop.

Większego szaleńca od Ariela Pinka we współczesnej muzyce nie znajdziecie. Ale to wcale nie przeszkadza. Każdy chce być w jego paczce.


3. Emeralds - Does It Look Like I'm Here?

Jeśli What Happened Cię tylko zaciekawiło, to Does It Look Like I'm Here Cię zmiażdży. W porównaniu do poprzedniego krążka ekipa z Markiem McGuire'em na czele uporządkowała twórcze zapędy i skondensowała piosenki w radiowe i "przebojowe" ramy. Powalający efekt. Arpcore rządzi w 2010!


2. Twin Shadow - Forget

George Lewis Jr. pokazał światu jak należy brać się za rewitalizowanie 80'sowej muzyki. Tej płyty nie można ot tak zapomnieć. Wkręci się pomiędzy neurony i nic na to nie poradzisz. Pod wieloma warstwami syntezatorów, odhumanizowanej elektroniki, człowiek odkrywa niespotykane pokłady ciepła i wrażliwości, które są bliskie każdemu z nas.

Przeczytaj naszą recenzję: Twin Shadow - Forget


1. Tame Impala - Innerspeaker

Australia może być dumna. Najlepszą zagraniczną płytę tego roku nagrali debiutanci z Perth. Innerspeaker to psychodeliczna symfonia, gdzie każdy utwór lokuje się na bardzo wysokim poziomie. Tu nie ma słabych punktów. Kapitalny krążek, którym można i należy zastąpić tlen. Od pierwszych dźwięków It Is Not Meant to Be aż po ostatnie takty I Don't Really Mind - wiesz, że to będzie jedna z tych płyt, do których nie tylko chcesz ale musisz co jakiś czas wracać. I nie masz innego wyjścia. Proste równanie. Słuchasz Tame Impala = Kochasz Tame Impala.

Przeczytaj naszą recenzję: Tame Impala - Innerspeaker